Poznańska grupa energetyczna Enea, która — mimo kryzysu i czarnych przepowiedni — zdecydowała się spróbować oferty publicznej, na razie ma powody do zadowolenia. Wszystko wskazuje na to, że w ramach trwających do ubiegłego piątku zapisów udało jej się uzyskać zainteresowanie inwestorów indywidualnych na oczekiwanym poziomie.
— Nie mamy jeszcze informacji ze wszystkich biur maklerskich, ale ze wstępnych danych wynika, że drobni inwestorzy zgłosili popyt na około 4,5 mln akcji, czyli 3 proc. oferty — mówi Arkadiusz Zdulski, dyrektor departamentu strategii rozwoju w Enei.
Dodaje, że spółce zależało na inwestorach indywidualnych ze względu na płynność papierów. Z tego samego powodu Enea liczy na inwestorów finansowych. Łącznie w ręce jednych i drugich powinno trafić minimum 10 proc. oferty, czyli 3 proc. wszystkich akcji. To oznacza, że popyt wśród funduszy powinien być co najmniej dwukrotnie wyższy niż wśród drobnych.
Paweł Mortas, prezes poznańskiej spółki, starał się je zachęcić do zakupów w zeszłym tygodniu w ramach zagranicznego road show.
— Spotykaliśmy się w tym czasie wyłącznie z inwestorami finansowymi. Rozmowy z branżowymi odbyły się wcześniej w Polsce — dodaje szef Enei.
Według prezesa spółki, w rozmowach uczestniczyło ośmiu branżowych nabywców.
Nazw koncernów Enea nie chce ujawnić. Wiadomo jednak, że spotkała się z czeskim
CEZ, szwedzkim Vattenfallem (którzy uchodzą za faworytów), belgijskim
Electrabelem i fińskim Fortum. Prawdopodobnie nie pominięto też
niemieckiego
RWE i francuskiego EDF (obie firmy mają spore aktywa w Polsce). Dziś koncerny
mają zdecydować, na ile akcji poznańskiej spółki zgłoszą popyt i po jakiej
cenie.
Więcej w poniedziałkowym Pulsie Biznesu.