W Europie Zachodniej trudno o znaczący wzrost i atrakcyjną marżę na rynku wyrobów czekoladowych. Tymczasem wiele rynków pozaeuropejskich rośnie dynamicznie. Jak wynika z analiz Euromonitora, w ostatnich latach wydatki na słodycze znacznie zwiększyli m.in. Hindusi, Algierczycy, mieszkańcy Emiratów i Arabii Saudyjskiej.

— Europa Zachodnia jako region jest największym konsumentem wyrobów czekoladowych, więc ciągle można tu dużo sprzedawać. Osiągnęła jednak szczyt, jeśli chodzi o wolumen sprzedaży. Prognozy zakładają mniej niż 1-procentowy średnioroczny wzrost pod względem wolumenu i wartości w kolejnych latach. Nie jest to więc rynek, na którym producenci będą w stanie sprzedawać dużo więcej — mówi Jack Skelly, analityk firmy badawczej Euromonitor International.
Dlatego, jego zdaniem, strategie spółek będą zakładały poszukiwanie wzrostu wartości i wolumenu sprzedaży na szybciej rosnących rynkach. Z polskich danych eksportowych wynika, że nasi producenci zdołali wykorzystać w ostatnich latach m.in. rosnący czekoladowy apetyt Chińczyków. Na wielu mocno rosnących rynkach ich jednak nie ma albo wysyłają tam śladowe ilości od 2010 do 2015 r. o ponad 17 proc. rocznie rynek indyjski doczekał się w zeszłym roku towarów z Polski za… 12 mln zł. Nasi producenci mają jednak wątpliwości, czy koniecznie należy się zapuszczać aż tak daleko.
— Te rynki są chłonne, atrakcyjne, a dynamika wzrostu wysoka, ale my jesteśmy przekonani, że mamy jeszcze trochę do ugrania w Europie i to tutaj szukamy możliwości rozwoju. Oczywiście eksportujemy w różne zakątki świata, ale to nie są ogromne wolumeny i pewnie długo jeszcze nie będą — mówi Dariusz Orłowski, prezes Wawelu. Podkreśla, że choć dynamika jest ważna, liczy się wielkość rynku.
— Europejczycy jedzą znacznie więcej wyrobów czekoladowych niż mieszkańcy Azji czy Afryki. Do tego bliskie rynki są nam dobrze znane, a dalekie wymagają dodatkowych ludzi, czasu i pieniędzy. Często, żeby tam zaistnieć, trzeba mieć produkcję na miejscu, wszystko koordynować i wszystkiego pilnować — dodaje Dariusz Orłowski.
Jego zdaniem, mając wolne moce produkcyjne, warto tam eksportować, ale z punktu widzenia Wawelu znacznie sensowniejsze wydaje się poszukiwanie odbiorców bliżej Polski. — Z bliższych rynków o największej dynamice interesująca może stać się Białoruś, gdy skończą się jej problemy ekonomiczne i będzie krajem bardziej otwartym na Europę — uważa Dariusz Orłowski.
Nieodkryty Iran
Nadzieje związane z Arabią Saudyjską i Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi ma Mieszko.
— Jesteśmy tam od lat, m.in. z krówkami, znamy te rynki i mamy wypracowane kontakty, więc łatwiej nam wprowadzać kolejne kategorie produktów jak wyroby czekoladowe — mówi Igor Jeliński, prezes ZPC Mieszko.
Przygotowuje się też do szerszej ekspansji w Algierii. — Do tej pory sprzedawaliśmy tam, gdy pojawiała się okazja. W nowej strategii Mieszka Algieria znajdzie się na stałe — tłumaczy Igor Jeliński. Jego zdaniem, bardzo ciekawy może być nieuwzględniany do tej pory na mapie eksportowej Iran.
— Ma 80 mln ludzi, i to głównie młodych. Po pełnym otwarciu będzie to kraj z ogromnym potencjałem. Wysyłaliśmy już tam produkty, ale nie mogło się to odbywać na skalę masową — twierdzi szef Mieszka.
W Iranie spodziewa się ostrej tureckiej konkurencji. — Turcy są mocni w tańszych wyrobach, a z Irańczykami łączy ich kultura — dodaje Igor Jeliński. Zdaniem Marka Przeździaka, prezesa Stowarzyszenia Polskich Producentów Wyrobów Czekoladowych i Cukierniczych Polbisco, ważne jest wsparcie państwa dla przedsiębiorców wchodzących na dalekie rynki. — W zakresie analiz, wsparcia dla eksportu, a potem wsparcia kredytowego. W przypadku naszej branży te działania kuleją — mówi Marek Przeździak.
Rozmach gigantów
Międzynarodowe koncerny w większości najszybciej rosnących krajów stawiają fabryki. Cadbury India, należące do Mondelez International (który w Polsce sprzedaje m.in. Prince Polo, Milkę i Alpen Gold), pod koniec 2013 r. ogłosiło budowę największej fabryki wyrobów czekoladowych w rejonie Azji i Pacyfiku. Mars rozbudowuje moce w Egipcie. Inwestycje w tym kraju ogłosił na początku tego roku również koncern Nestle. Nasi producenci na razie nie pokusili się o produkcję na miejscu.
— Jest kilka firm, które mają potencjał do budowy fabryki poza Europą. To kwestia czasu. Pytanie, czy się nie spóźnimy na te rynki. Były już próby zakładania spółek poza Polską, u naszych wschodnich sąsiadów. Większego sukcesu nikt na razie nie odniósł — komentuje Marek Przeździak.