Każda firma przechodzi cykl życia. Powstaje, buduje bazę klientów, dąży do przejmowania rynków zbytu i rozszerzania skali działalności, by docelowo stać się ważnym graczem na arenie lokalnej, krajowej, a kiedyś międzynarodowej. Oczywiście, nie wszystkim graczom się to udaje. Niektórzy przez dekady tkwią na niskim poziomie rozwoju, a to ogranicza pozytywne efekty skali, czyli szybki wzrost produktywności związany ze spadkiem jednostkowych kosztów pracy. Z tego względu gospodarka, w której przedsiębiorstwa szybciej osiągają zaawansowany etap rozwoju, ma większy potencjał wzrostu produktywności.
Ponieważ europejskie firmy rosną wolniej i pozostają mniejsze w cyklu życia, nie wykorzystują w pełni potencjalnych korzyści z efektów skali, co może być jednym z wyjaśnień niskiej i malejącej produktywności UE w relacji do USA. Wykres przedstawia uśredniony wzrost zatrudnienia w zależności od wieku firmy w USA i Europie w latach 2000-19 oraz wartość dodaną w przeliczeniu na pracownika w UE według poziomu zatrudnienia. Firmy amerykańskie po 25 latach działalności mają średnio 75 pracowników, podczas gdy firmy europejskie zaledwie 20, a przeciętny europejski dojrzały biznes zatrudnia zaledwie dwa razy więcej pracowników niż młody amerykański start-up. To sugeruje, że europejskie firmy stoją przed jakimiś wąskimi gardłami ograniczającymi ich rozwój, a finalnie spowalniającymi produktywność w całej gospodarce.
Częściowo ta dywergencja w rozwoju firm pomiędzy USA i Europą wynika niejako z naturalnych barier, których prawdopodobnie nie da się szybko przeskoczyć. Unia Europejska to wciąż zlepek kilkudziesięciu państw często odrębnych kulturowo i instytucjonalnie. Posługują się innymi językami, własnymi systemami prawnymi, a mobilność siły roboczej (przemieszczenie się przeciętnego pracownika z jednego kraju do drugiego) jest słabsza. W USA jest jeden język, jedna waluta, bardziej zunifikowany system regulacyjny i prawny, mobilność pracowników jest większa. Siłą rzeczy w UE prawdopodobnie zawsze będą większe bariery dla rozwoju firm niż w USA. Handel wewnątrz UE jest o połowę mniejszy niż handel między stanami w USA. Ta segmentacja zmusza europejskie firmy do działania na mniejszym rynku, co ogranicza szybki rozwój.
Ale nie można wszystkiego zrzucać na kanwę powyższych ograniczeń. Niektóre bariery musiały powstać w ostatnich kilkunastu latach, bo jeszcze na początku XXI wieku prawdopodobieństwo, że mała europejska spółka szybko się rozwinie, osiągnie szczyt i zyska status regionalnego lub nawet międzynarodowego czempiona, było wyższe. A wiemy to stąd, że przed światowym kryzysem finansowym w latach 2008-09 liczba gazeli, czyli firm, które po kilku latach działalności zatrudniają 100 pracowników i notują dwucyfrowe wzrosty przychodów, była trzykrotnie wyższa. Co się stało?
Wygląda na to, że europejskie firmy przestały inwestować w badania i rozwój, a tym samym tworzyć innowacje przez wysoką awersję do ryzyka na rynku finansowym i kapitałowym po kryzysie zadłużeniowym w strefie euro. Przy czym najważniejszy jest tu fakt, że osłabła rola kapitału własnego (akcje) i kapitału wysokiego ryzyka, czyli dużych funduszy, które inwestują w najbardziej ryzykowne przedsięwzięcia. A to z ryzykownych inwestycji powstają innowacje i tworzą się firmy, które szybko podbijają rynek światowy.
Od 2010 r. amerykańskie spółki wyemitowały dwa razy więcej kapitału własnego w relacji do aktywów ogółem na tle europejskich, a kapitał wysokiego ryzyka (Venture Capital) w relacji do PKB w zasadzie nie ruszył z miejsca: w ciągu ostatnich dziesięciu lat zwiększył się w UE z 0,1 proc. do zaledwie 0,2 proc., podczas gdy w USA wzrósł z 0,2 proc. do 0,7 proc. To pokazuje, że europejski sektor przedsiębiorstw jest bardziej zależny od kredytowania przez banki, które są mniej skore do finansowania ryzykownych projektów. W rezultacie w Europie spółki technologiczne, ale także z innych branż, z dużym potencjałem do rozwoju i podniesienia produktywności w całej gospodarce nie są w stanie znaleźć źródeł finansowania. A implikacje są następujące: w amerykańskiej branży technologicznej wydatki na badania i rozwój w relacji do przychodów są na poziomie 12 proc. i rosną, natomiast w UE wynoszą zaledwie 4 proc. i stoją w miejscu.
Wniosek jest taki, że jeżeli UE chce dogonić USA w wyścigu technologicznym, być może musi stworzyć zaawansowany rynek kapitałowy, ale tu ponownie pojawia się bariera w postaci fragmentacji UE, m.in. politycznej i regulacyjnej.
