Festiwale sięgają do miejskiej kiesy

Marcel ZatońskiMarcel Zatoński
opublikowano: 2012-07-06 00:00

Gdyński Open’er i mniejsze imprezy korzystają z hojności samorządów. Lokalni włodarze wierzą, że głęboka kieszeń popłaca

Głośna muzyka, dobra zabawa i… wszechobecne logo sponsorów. Przyciągające tysiące fanów muzyki letnie festiwale pod chmurką w nazwach eksponują producentów mniej lub bardziej wyskokowych napojów czy właścicieli telekomów, pokrywających większość kosztów — z honorariami dla wykonawców na czele — ze swoich budżetów marketingowych.

Na organizację festiwali łożą jednak nie tylko koncerny i kupujący bilety fani muzyki. Swoją cegiełkę — z pieniędzy podatników — dokładają miasta. Wszystko w imię promocji.

Pomorze pomoże, Kraków zabierze

W tym roku miasto Gdynia dołoży do „kilkudziesięciomilionowego” budżetu festiwalu 3,44 mln zł (w zeszłym roku było to 2,4 mln zł). — Dokładamy się do honorariów artystów, produkcji występujących na festiwalu teatrów itp. — na to idzie 2,27 mln zł. Płacimy też za wynajem terenu (253 tys. zł), zapewniamy komunikację autobusową wszystkim fanom muzyki (677 tys. zł), współfinansujemy również dodatkowe tabory Szybkiej Kolei Miejskiej (189 tys. zł).

Do tego dochodzi wielomiesięczna praca miejskich urzędników przy negocjacjach i dopinaniu szczegółów imprezy. To wszystko jednak zwraca się dzięki wielkiej promocji miasta i przychodom, uzyskiwanym dzięki tysiącom gości — mówi Joanna Grajter, rzecznik prasowy gdyńskiego magistratu.

Organizujący Open’era Alter Art ma już za sobą w tym roku jeden festiwal — Burn Selector, który odbył się na początku czerwca w Krakowie, przy finansowym wsparciu koncernu Coca-Cola.

Pomocy udzielił też krakowski magistrat, ale nie obyło się bez kontrowersji — radni ścięli tegoroczny budżet zajmującego się imprezami kulturalnymi Krakowskiego Biura Festiwalowego (KBF) z 31 mln zł do 18,77 mln zł i na początku roku nie było pewne, czy festiwale — bo Alter Art w sierpniu organizuje też Coke Live Music Festival — nie uciekną spod Wawelu. W lutym miasto dosypało jednak do kasy KBF 3,5 mln zł i festiwale przetrwały.

— W tym roku, podobnie jak w zeszłym, do organizacji tych festiwali dokładamy 2,5 mln zł (0,5 mln na Coke Live, 2 mln zł na Selectora) — mówi Magdalena Łukasik, zastępca dyrektora ds. marketingu w KBF.

Niszy nie zależy

Mekką fanów muzyki są też Katowice. W sierpniu zjeżdżają tam na OFF Festival, dziecko byłego już wokalisty Myslovitz, Artura Rojka. Impreza korzysta z pieniędzy mBanku (mecenas), T-Mobile (sponsor strategiczny) i produkowanego przez Kompanię Piwowarską Grolscha (sponsor główny). Odbywa się w katowickiej Dolinie Trzech Stawów, gdzie bawić może się codziennie ok. 12 tys. fanów.

Wyjątkowo w tym roku w tym samym miejscu odbędzie się sponsorowany przez Tauron festiwal Nowa Muzyka, normalnie odbywający się w remontowanych właśnie zabudowaniach po katowickiej Kopalni Węgla Kamiennego. W ubiegłym roku miasto Katowice do ich organizacji dołożyło — odpowiednio — 2,2 mln zł i 0,8 mln zł.

Rosnący rynek

Ważnym punktem na festiwalowej mapie Polski jest też Płock, gdzie od 2006 r. agencja Spółka Akcyjna organizuje festiwal Audioriver, finansowo wspierany m.in. przez Orlen i Lecha. W ubiegłym roku na imprezie było 17 tys. fanów muzyki elektronicznej, w tym ok. tysiąc z zagranicy. Teraz ma być podobnie, a niszowa, elektroniczna impreza jest czwartym największym biletowanym festiwalem w kraju. Miasto Płock wydaje na nią 1 mln zł, cały budżet to ok. 3,75 mln zł (25 proc. więcej, niż rok wcześniej).

— Każda kolejna edycja jest większa od poprzedniej, ale bynajmniej nie takie jest nasze główne założenie. Maksymalna liczba osób, jaką jest w stanie bezpiecznie pomieścić nasza plaża, to 20 tysięcy, więc jesteśmy blisko tego progu i na tym etapie nie jesteśmy już zainteresowani tym, aby za wszelką cenę wyprzedać wszystkie wejściówki. Bardziej nastawiamy się na to, aby na Audioriver bawili się fajni ludzie. Bilety pokrywają ok. 35 proc. kosztów festiwalu — mówi Łukasz Napora, rzecznik prasowy festiwalu Audioriver.