Estonia zamienia się w regionalny raj podatkowy — alarmują fińskie związki zawodowe. Domagają się ostrzejszego potraktowania tego kraju w negocjacjach akcesyjnych.
Konfederacja fińskich związków zawodowych SAK zaatakowała kilka dni temu estoński system podatkowy. Związkowcy obawiają się, że korzystne obciążenie przedsiębiorstw i tania siła robocza spowodują ucieczkę z Finlandii niektórych firm, zwłaszcza z sektora usług i transportu.
SAK skrytykował również rodzime władze za ustępliwość w unijnych negocjacjach o rozszerzeniu z Estonią.
Ministerstwo spraw zagranicznych i organizacje pracodawców uznali te zarzuty za przesadzone. Jednak już kilka lat temu fińskie związki obliczyły, że w wyniku wstąpienia Estonii do Unii Europejskiej 400 tys. tamtejszych pracowników zaleje rynek (to połowa wszystkich zatrudnionych w Estonii).
Być może związkowcy przesadzają, lecz nie tylko im nie podoba się preferencyjny system opodatkowania wprowadzony przez południowego sąsiada. Litewskie ministerstwo finansów jest zaniepokojone zmniejszonymi wpływami spowodowanymi rejestracją rodzimych przedsiębiorstw w Estonii.
Frits Bolkestein, unijny komisarz ds. regulacji finansowych, zaznacza, że spodziewa się zmodyfikowania przez Estonię przepisów dla przedsiębiorstw (obecnie nie muszą one płacić podatku od reinwestowanego zysku). Konkurencji obawiają się zwłaszcza Hiszpania, Włochy i Francja.
Komisja Europejska nie może jednak zmusić Estonii do zmiany przepisów. O ile w Unii Europejskiej istnieje sporo regulacji dotyczących podatków pośrednich (VAT i ceł), o tyle obciążenia bezpośrednie leżą w kompetencji poszczególnych państw. Od lat nie udaje się harmonizacja prawa w tym zakresie.
W Estonii obowiązuje liniowy podatek dochodowy wysokości 26 proc. VAT wynosi 18 proc., chociaż na niektóre towary i usługi wyznaczono obniżone stawki (5 proc. i 0 proc.). Podatek socjalny płacony przez pracodawców to 33 proc. — 20 proc. na ubezpieczenie społeczne i 13 proc. na ubezpieczenie zdrowotne.