Firma odpowie nawet za zamiar

Iwona JackowskaIwona Jackowska
opublikowano: 2016-11-24 22:00

Ryzyko naruszania prawa najczęściej kryje się w działaniach nieformalnych. Co istotne — już plany mogą zostać uznane za zabronione uzgodnienia

Wielu przedsiębiorców nieświadomie może naruszać prawa konkurencji. Na dodatek nie musi to wcale polegać na zawarciu umowy z zapisami, które mogą budzić wątpliwości co do ich zgodności z prawem.

ODPOWIEDZIALNY PRZEDSIĘBIORCA:
ODPOWIEDZIALNY PRZEDSIĘBIORCA:
Zarządzający firmą ponosi konsekwencje naruszenia zasad ochrony konkurencji nie tylko wtedy, gdy sam osobiście się do nich przyczyni. Marcin Kolasiński, radca prawny, wspólnik kancelarii KRK Kieszkowska Rutkowska Kolasiński, zwracał uwagę, że odpowiada on również za działania kierownictwa oraz innych osób działających dla przedsiębiorcy, nie tylko zatrudnionych na umowy o pracę. [FOT. WM]
Marek Wiśniewski

— Ryzyko naruszenia prawa może być niedostrzegalne na najwyższych szczeblach czy na poziomie tzw. centrali. Gdy sięgnąć w dół, można je jednak zidentyfikować w działaniach pracowników, przedstawicieli handlowych i osób reprezentujących firmę w relacjach z innymi uczestnikami rynku — mówił Marcin Kolasiński, radca prawny, wspólnik kancelarii KRK Kieszkowska Rutkowska Kolasiński podczas VIII edycji Kongresu „Prawo Konkurencji”, zorganizowanego przez „Puls Biznesu” pod patronatem merytorycznym KRK.

Wystarczy plan

Radca zwracał uwagę, że — jak wynika z praktyki — wspomniane przez niego ryzyko często nie tkwi w działaniach formalnych, oficjalnie podpisanych dokumentach, ale przede wszystkim kryje się w działaniach nieformalnych. Świadczą o tym decyzje prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK) i orzecznictwo sądowe. W większości spraw za dowód na zastosowanie antykonkurencyjnego, niedozwolonego porozumienia, przyjmuje się nieformalną komunikację między firmami, a dokładniej treść e-maili dotyczących współpracy.

Często wystarczą tylko one, by uznano istnienie zabronionych uzgodnień — plan nawet nie musi być przelany na papier ani podpisany i zrealizowany. Marcin Kolasiński wyjaśniał, że dla organów antymonopolowych, w tym UOKiK, ważny jest zamiar podejmowanych działań, wskazany m.in. w art. 6 ustawy o ochronie konkurencji i konsumentów.

— Jeżeli jest zidentyfikowany cel, szczególnie umów cenowych bądź dotyczących podziału rynku, to w każdej decyzji zwraca się uwagę, że nie ma już konieczności badania skutków porozumienia. Urząd nie przyjmuje wyjaśnień, że nie było ono egzekwowane, czy że jego efekty były inne, niż organ zakłada — podkreślił radca.

Ukryte cele

Taki cel UOKiK często interpretuje nie tylko z korespondencji, której autorzy starają się ukryć prawdziwe zamiary, czyli pozornie neutralnej. Podejrzenia budzą też treści wyrażane nieprecyzyjnie, nawet gdy nie kryje się za nimi żaden cel naruszający prawo, oraz takie, które w ocenie piszących je są zgodne z przepisami, chociaż w rzeczywistości jest odwrotnie. Skutki tego ponosi przedsiębiorca, który odpowiada za złamanie przepisów ochrony konkurencji, nawet jeśli nie on osobiście się tego dopuścił. Nie tłumaczy go też brak odpowiedzi na korespondencję, która może budzić podejrzenia organu antymonopolowego.

Według orzeczeń UOKiK, przedsiębiorca, który nie uczestniczy w niezgodnym z prawem porozumieniu, powinien dowieść, że otwarcie zdystansował się od niego. Brak reakcji oznacza milczącą akceptację. Za taką zgodę może być też uznane pozostawienie bez odpowiedzi e-maili otrzymanych do tzw. wiadomości. Fakt, że nie są kierowane bezpośrednio (np. do szefa działu), nie zwalnia z zareagowania na ich niezgodną z prawem treść. Radca z KRK zwrócił uwagę, że to zbyt duże ryzyko dla przedsiębiorcy. Kary bywają wysokie, idą w miliony złotych.

Ograniczanie innych firm

Orzecznictwo dotyczące przestrzegania zasad ochrony konkurencji dowodzi, że z ryzykiem jej naruszenia można spotkać się niemal na każdym kroku. — Polskie przepisy o ochronie konkurencji, wraz ze wspólnotowymi, ograniczająprawo do swobodnego kształtowania relacji handlowych — przyznała Joanna Affre, adwokat i wspólnik zarządzający kancelarii Affre & Wspólnicy. Nie zawsze jednak udaje się prowadzić biznes bez ograniczania działalności innym uczestnikom rynku. Potwierdził to nawet Sąd Najwyższy w wyroku z 28 listopada 1997 r. dotyczącym tworzenia sieci dystrybucji przez przedsiębiorców (sygn. I CKN 83/97).

— Ustawodawca i władza sądownicza zdają sobie z tego sprawę, że utworzenie sieci dystrybucyjnej zawsze będzie powodowało lub może powodować ograniczenia dla podmiotów, które znajdują się poza tą siecią. Trzeba więc znaleźć równowagę między wymaganiami prawnymi i rozsądkiembiznesowym, żeby swobodnie prowadzić działania — stwierdziła adwokat.

Stopniowa analiza

Przypomniała przy tym, że do najbardziej restrykcyjnych należy dystrybucja wyłączna, czyli sytuacja, w której dostawca zobowiązuje się sprzedawać swoje produkty tylko jednemu dystrybutorowi do odsprzedaży na określonym terytorium. Jest to zarazem jedna z form najczęściej wykorzystywanych. Ostatnio klauzule o wyłączności zaczynają też pojawiać się w umowach najmu. Jedną z takich spraw zajmował się Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE). Dotyczyła ona łotewskiej spółki Maxima Latvija, prowadzącej sklep wielkopowierzchniowy.

— To bardzo ciekawa sprawa. Kluczowy najemca zawarł w umowie postanowienie, że on musi wyrazić zgodę, aby w tym samym centrum handlowym znajdował się inny najemca prowadzący działalność konkurencyjną. Według litewskiego organu antymonopolowego już sam fakt umieszczenia takiej klauzuli prowadzi do naruszenia przepisów. Trybunał jednak uznał, że klauzule wyłączności w przypadku najmu nie mogą być automatycznie uznane za niedozwolone ze względu na cel — mówiła adwokat.

Według TSUE, należy stopniowo badać sytuacje — m.in., jak umowa najmu przyczynia się do stwarzania barier dostępu do powierzchni centrów handlowych, czy podobne umowy zawarto z innymi najemcami i jaki jest stan konkurencji na rynku właściwym. Taka analiza to w zasadzie badanie ekonomiczne rynku lokalnego.

— Trybunał stwierdził przy tym, że nawet gdy analiza wykaże ograniczenia dla konkurencji ze względu na dużą liczbę podobnych umów, wtedy należy zastanowić się, w jakim stopniu dana umowa przyczyni się do zamknięcia dostępu do rynku. Jak widać, problem jest niezwykle złożony i nie obejdzie się bez wsparcia ekonomistów — skomentowała wyrok Joanna Affre.