Region łódzki, od lat potęga włókiennictwa, dzisiaj musi mierzyć się z wieloma wyzwaniami. Największym zagrożeniem dla przedsiębiorców z tej branży jest zalew taniej i słabej jakości odzieży, produkowanej na Dalekim Wschodzie. Jednak mimo to opinie o kryzysie polskiego włókiennictwa wydają się być mocno przesadzone. Na rynku funkcjonują przedsiębiorcy, którzy doskonale poradzili sobie w obecnej sytuacji.

Specjalizacja
Najlepszym przykładem jest zakład włókienniczy Biliński, firma, która funkcjonuje na rynku od ponad 27 lat. W ubiegłym roku została wyróżniona w naszym rankingu najdynamiczniej rozwijających się małych i średnich spółek „Gazele Biznesu” już po raz ósmy. Jej przychody za ubiegły rok sięgnęły 62 mln zł. W ciągu ostatnich trzech lat urosły o ponad 135 proc.
Waldemar Biliński, założyciel i prezes zarządu spółki, w branży włókienniczej pracuje już od 52 lat. Zaczynał w dużych państwowych zakładach. Kiedy jednak w Polsce mieliśmy do czynienia ze zmianami ustrojowymi, zakłady włókiennicze, jak wiele dużych przedsiębiorstw przemysłowych, zaczęły upadać. Na ich miejsce powstawały niewielkie, rodzinne firmy. Waldemar Biliński założył spółkę pod swoim nazwiskiem w Łodzi w 1991 r. Przez lata spółka wyrobiła sobie dobrą pozycję na rynku. Dzisiaj to jedna z największych farbiarni usługowych w Polsce, choć — aby przetrwaćna rynku, na którym coraz trudniej konkurować cenowo z chińskimi wyrobami — musiała wyspecjalizować się w pewnym kierunku.
— Nie mamy szans konkurować cenowo, jeśli chodzi o standardowe wyroby odzieżowe. Postawiliśmy więc na specjalistyczne, indywidualnie dopasowane usługi. Naszą mocną stroną są np. rozwiązania dla producentów tekstyliów dla dzieci, które muszą wyróżniać się wysoką jakością i być bezpieczne dla najmłodszych — tłumaczy Kamil Biliński, syn Waldemara Bilińskiego, który przejmuje rodzinny biznes.
Firma specjalizuje się także w obróbce tekstyliów technicznych, sportowych i medycznych. Dzięki odpowiednim zabiegom może nadać produktom dodatkowych właściwości. Efektem tych procesów są np. niepalne obicia meblowe, tekstylia przeznaczone do wyposażenia kabin samolotów i materiały, z których szyje się odzież dla służb mundurowych.
— Z naszej oferty korzystają również projektanci mody, projektujący krótkie serie wzorów — mówi Kamil Biliński.
Dodaje, że dostawcy z Azji wolą realizować masowe zamówienia na proste produkty. Ich jakość często pozostawia wiele do życzenia. Ponadto mniejsze ilości są dla nich nieopłacalne.
— Bardziej specjalistyczne projekty, wymagające wielu certyfikatów, atestów oraz zastosowania zaawansowanej technologii to okazja dla takich firm, jak nasza. Dysponujemy odpowiednim sprzętem i kadrą wykwalifikowanych specjalistów, aby tworzyć najbardziej wymagające rozwiązania — wyjaśnia Kamil Biliński.
Jego zdaniem dużą przewagą jest również konkurencyjny czas realizacji i transport, które w przypadku lokalnych firm są znacznie krótsze niż u azjatyckich producentów.
Ekologia
Ponadto zakład włókienniczy Biliński dysponuje własnym działem badawczo-rozwojowym,który odpowiada za tworzenie innowacji. Co roku spółka wydaje na takie badania kilka milionów złotych. Gros wydatków idzie na ekologię.
— Jesteśmy promotorem zmian w tym kierunku w swojej branży. Nasz system recyklingu ścieków pozyskał kilka patentów i zawiera rozwiązania, które są nowe nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Niemal połowę zużytej przez nas wody udaje się ponownie wykorzystać — tłumaczy Kamil Biliński. Zakład dysponuje też systemem ograniczającym emisję gazów.
Pomimo dynamicznego rozwoju przedsiębiorstwa, zużycie wody, energii i środków chemicznych wciąż jest na podobnym poziomie — podkreśla Kamil Biliński.
Firma planuje dalej inwestować w ekologię.
— To niekończąca się inwestycja. Będziemy udoskonalać istniejące systemy i wykorzystywać nowe rozwiązania — mówi prezes spółki.
Obecnie zakład zatrudnia 280 osób. Przychody firmy co roku rosną średnio o 11,6 proc.. Ponad 50 proc. sprzedaży jest przeznaczone na eksport. Główny kierunek to państwa skandynawskie, ale odbiorcami są również kraje bałtyckie oraz m.in. Czechy, Słowacja, Niemcy, Wielka Brytania i Włochy. Zdaniem właścicieli konkurencja w polskiej branży tekstylnej, szczególnie w regionie łódzkim, jest duża.
— Wciąż działa tu wiele firm związanych z włókiennictwem. To dla nas atut, ponieważ w związku z tym jesteśmy postrzegani jako region włókienniczy i wspólnie mamy większą siłę oddziaływania, choćby na rynku europejskim — mówi Kamil Biliński.
Dodaje, że zarządzana przez niego spółka wyróżnia się wprowadzaniem największej liczby innowacji. Inne marki z branży zaczynają je naśladować.