FIRMY BIELIŹNIARSKIE POWINNY SIĘ POŁĄCZYĆ
Zachodni producenci narzekają na przepisy celne
NIERÓWNE SZANSE: Uważam, że w starciu z zagranicznymi koncernami jesteśmy w gorszej sytuacji. Nasza konkurencja ma za sobą olbrzymi kapitał, który może przeznaczyć na promocję. Polskich firm nie stać na drogie kampanie reklamowe — mówi Mariusz Hańczka, właściciel firmy Corin. fot. ARC
Kryzys na Wschodzie spowoduje, że wiele małych firm produkujących bieliznę wypadnie z rynku. Więksi producenci przetrwają, ale ich sytuacja też jest niewesoła, ponieważ będą musieli stoczyć walkę z wielkimi zachodnimi koncernami. W opinii niektórych producentów szansą dla polskiej produkcji jest konsolidacja.
Według danych magazynu „Journal Tekstylny”, statystyczny Polak kupuje rocznie pięć sztuk nowej bielizny. Cztery sztuki przypadają na panie, które w zeszłym roku kupiły jej 70 mln sztuk. Natomiast statystyczny mężczyzna powinien się wstydzić, gdyż kupuje tylko jedną sztukę bielizny rocznie.
— Kobiety w USA kupują średnio osiem biustonoszy w ciągu roku, a Europejki pięć. Polki natomiast wydają pieniądze na biustonosz trzy razy w roku — mówi Mariusz Hańczka, właściciel firmy Corin.
Ku radości brzydkiej płci
Coraz więcej Polek, ku uciesze mężczyzn, zwraca uwagę na bieliznę. Bardziej zamożne klientki kupują już bieliznę wygodną, którą noszą na co dzień i bieliznę bardziej wyszukaną, w której prezentują się swoim partnerom.
— Widać zwiększone zainteresowanie ekskluzywną bielizną — zauważa Mariusz Hańczka.
Sytuację taką producenci bielizny mogą zawdzięczać kobiecym magazynom, które promują obraz eleganckiej — także w alkowie — kobiety. Zyskują na tym producenci i sprzedawcy. Ci pierwsi skutecznie wspierają taki obraz kobiety śmiałymi reklamami.
— Zmieniło się podejście klienta. Kiedyś było ważne tylko to, co mógł zobaczyć sąsiad, czyli kurtka, mieszkanie, samochód. Dziś już nie odgrywa to takiej roli. Kobiety i mężczyźni coraz częściej poszukują bielizny dobrej jakości — twierdzi Krzysztof Kamiński, odpowiedzialny za sprzedaż w Italian Fashion.
Porno na billboardzie
Reklamy bielizny wzbudzają liczne kontrowersje. Plakaty reklamujące bieliznę Palmersa są zamalowywane bądź zrywane. Na niektórych plakatach Italian Fashion pojawiły się, malowane krwisto czerwoną farbą, hasła: „Precz z pornografią”.
— Myślę, że w chwili obecnej społeczeństwo trochę oswoiło się z reklamami bielizny. Mimo to w niektórych regionach nie możemy się śmiało reklamować. W Poznaniu jeździ tramwaj, na którym jest nasza reklama prezentująca grupę osób w mocno wyciętych majtkach. W Warszawie natomiast nie zgodzono się na taką formę promocji, więc nasze wyroby reklamuje kobieta w pidżamie — wyjaśnia Krzysztof Kamiński.
Dodaje, że ciężko jest oszacować straty wynikające z niszczenia plakatów.
Producenci bielizny twierdzą, że reklamy ich wyrobów są kierowane zarówno do mężczyzn, jak i kobiet.
— Reklama bielizny powinna pobudzać — uważa Krzysztof Kamiński.
— Myślę, że reklama działa też na mężczyzn, bo to oni finansują i decydują o zakupie eleganckiej bielizny — dodaje Mariusz Hańczka.
Groźne supermarkety
Zagrożeniem dla detalistów tradycyjnie stały się supermarkety. Producenci narzekają, że zabierają one klientów ze sklepów z bielizną.
— Klienci idą tam gdzie taniej, nawet nie zaglądając do mniejszych sklepów. W supermarketach sprzedaje się tylko tania bielizna. Mają tam przewagę takie firmy jak Atlantic. Lepsza i droższa bielizna nie cieszy się tam zainteresowaniem — podkreśla Krzysztof Kamiński.
Producenci produkujący ekskluzywną bieliznę nie mogą więc liczyć na supermarkety. Pozostają im centra dużych miast, w których zlokalizowane są eleganckie sklepy.
Pozostaną najsilniejsi
— Nasz rynek jest duży i pomimo kryzysu w Rosji rozwija się. Zachodnie firmy mają największe szanse. Dysponują ogromnymi pieniędzmi, które mogą przeznaczać na reklamę — przyznaje Mariusz Hańczka.
Uważa on, że szansą dla polskich producentów jest konsolidacja.
— Powiedziałbym, że to konieczność, inaczej możemy przegrać z firmami zachodnimi. Niestety, polscy przedsiębiorcy nie są przygotowani do takich działań. Nasz rynek jest mocno rozdrobniony — mówi Mariusz Hańczka.
Zachodni producenci narzekają natomiast na niesprawiedliwe przepisy celne.
— Na gotowe wyroby jest takie samo cło jak na sprowadzaną przez nas koronkę. To powoduje, że firmy, które przeniosły produkcję do Chin, są w lepszej sytuacji. My chcieliśmy dać pracę Polakom: niestety, jeśli tak dalej będzie, to przeniesiemy produkcję na Białoruś lub do Rumunii, gdzie jest tańsza siła robocza — podsumowuje Krzysztof Kamiński.