Firmy nie chcą inwestować z powodu polityki gospodarczej, a nie braku środków - analitycy

opublikowano: 2004-02-20 14:42

ISB: Słabe dane o nakładach inwestycyjnych w czwartym kwartale i w całym 2003 roku nie zaskoczyły, gdyż wyraźne już pogorszenie w budownictwie sugerowało, że wydatki na środki trwałe były niskie. Analityków niepokoi, że firmy wstrzymują się z inwestycjami nie z powodu braku środków, ale wskutek niepewnej polityki gospodarczej.

Nakłady brutto na środki trwałe wzrosły w czwartym kwartale o 0,1% r/r (wobec wzrostu 0,4% r/r w trzecim), a w całym 2003 roku spadły o 0,9% r/r.

„Spodziewałem się złych danych po informacjach o tym, co się dzieje w budownictwie. A dane o sektorze budowlanym są dobrym prognostykiem. Trzeba pamiętać, że prawie 50% wydatków inwestycyjnych to są wydatki na budowle” – powiedział Michał Dybuła, ekonomista BNP Paribas.

Niepokojące są nowe, styczniowe dane o budownictwie, szczególnie, że zima w tym roku była mniej ostra i dotkliwa niż rok wcześniej.

„Ta sytuacja wynika z dużej niepewności dotyczącej kształtowania się polityki gospodarczej kraju, która będzie w najbliższym czasie obowiązywała, stąd przedsiębiorcy wstrzymują się z inwestycjami” – powiedział Dybuła.

To właśnie niepewna sytuacja w polityce gospodarczej, powodowana głównie finansami publicznymi, jest winna niskim nakładom inwestycyjnym. Przedsiębiorstwa dysponują bowiem środkami finansowymi – odnotowują coraz lepsze wyniki finansowe, rosną też depozyty bankowe sektora przedsiębiorstw.

Nieprzyjęcie planu racjonalizacji wydatków publicznych wicepremiera ds. gospodarczych Jerzego Hausnera będzie dla firm oznaczało wzrost stóp procentowych, a w dłuższym terminie – wzrost podatków.

Siłą rzeczy jednak, wraz z kontynuacją wzrostu gospodarczego, firmy w którymś momencie będą musiały inwestować, aby utrzymać tempo rozwoju.

„Moce produkcyjne są teraz w coraz większym stopniu wykorzystywane, więc firmy niedługo staną przed barierą dalszego rozwoju, a będą chciały jakoś to tempo wzrostu utrzymać” – dodał ekonomista BNP Paribas.

Słabsze od oczekiwań były również dane o styczniowej sprzedaży detalicznej. Wzrosła ona w styczniu o 7,6% w ujęciu rocznym wobec wzrostu o 17,3% w grudniu ub. roku. Analitycy ankietowani przez agencję ISB spodziewali się, że sprzedaż detaliczna w styczniu wzrosła średnio o 11,23% w ujęciu rocznym.

„Dane są na pewno słabsze niż w ostatnim półroczu, ale to naturalne. Tempo wzrostu spożycia gospodarstw domowych nie jest wysokie i wyraźna zmiana nie jest tutaj możliwa – płace nie rosną, sytuacja na rynku pracy jest cały czas zła” – uważa Dybuła.

Choć dane o sprzedaży detalicznej rozczarowały, to należy pamiętać, że często charakteryzują się one dużą zmiennością, a więc za wcześnie na niepokój, uważa Lars Christensen, ekonomista Danske Banku.

„Mogły być zniekształcone np. przez znaczny spadek sprzedaży samochodów po tak wysokim wzroście w grudniu, spowodowanym zmianami podatkowymi. Niezależnie od tego jednak, dane o sprzedaży detalicznej mogą kreować obawy, że ożywienie w gospodarce wciąż nie przekłada się na popyt krajowy” – napisał Christensen w raporcie tuż po opublikowaniu danych przez Główny Urząd Statystyczny (GUS) w piątek. (ISB)

Karolina Słowikowska

ks/tom