Fundusze obligacji muszą poszukać okazji

Kamil KosińskiKamil Kosiński
opublikowano: 2020-04-20 22:00

Koronawirus zmienił zasady gry na rynku długu. Tylko aktywniejsze od dotychczasowego zarządzanie portfelem przyniesie stopy zwrotu satysfakcjonujące klientów TFI

Przeczytaj i dowiedz się:

  • co się zmieniło na rynku długu przez koronawirusa 
  • jakie strategie muszą przyjąć zarządzający i w co będą inwestować, by zarobić  
  • jakie wyniki mają fundusze obligacji i czego się można po nich spodziewać

Bez dwóch zdań polski rynek obligacji skarbowych jest w miejscu, w którym nie był nigdy wcześniej. Polska nigdy nie miała stóp procentowych tak bliskich zeru. Ostatnie decyzje Rady Polityki Pieniężnej sprawiły, że to, co dla wielu krajów było już od dawna rzeczywistością, zawitało do nas — mówi Wojciech Górny, dyrektor zarządzania papierami dłużnymi w NN Investment Partners TFI.

Jeszcze miesiąc temu stopa referencyjna NBP wynosiła 1,5 proc. Po decyzjach RPP z 20 marca i 8 kwietnia 2020 r. spadła do 0,5 proc. Tyle wynosić będzie oprocentowanie bonów pieniężnych emitowanych przez NBP, które ma bezpośrednie przełożenie na stawkę WIBOR. Według Wojciecha Górnego w dłuższym terminie będzie to problem dla funduszy obligacji skarbowych.

— W takim otoczeniu zwiększy się znaczenie aktywnej alokacji. Bez niej wyniki dla klientów będą gorsze niż w ostatnich latach. Czas pasywnych strategii się skończył. Różnice w stopach zwrotu poszczególnych funduszy będą bardziej widoczne — podkreśla Wojciech Górny.

Nasz rozmówca zaznacza, że zarządzający funduszami już wcześniej nie kupowali obligacji skarbowych po to, by trzymać je do wykupu, a więc np. 2 czy 10 lat. Bazując na swoich zapatrywaniach na sytuację makroekonomiczną, decyzjach RPP, kupowali lub sprzedawali posiadane przez fundusze papiery. Osiągnięcie przez fundusz koncentrujący się na polskich obligacjach skarbowych 4-procentowej stopy zwrotu w ciągu roku będzie jednak trudniejsze. Stopy procentowe wpływają bowiem na rentowność obligacji o stałym i zmiennym kuponie. Jeszcze w styczniu czy lutym 2020 r. rentowność polskich obligacji 10-letnich przekraczała 2 proc. Obecnie wynosi około 1,3 proc. Rentowność papierów dwuletnich spadła z 1,5 do 0,6 proc.

— Gdy rentowności wynosiły 2 proc., zarządzający musiał wypracować do tego drugie 2 pkt proc., by wynik funduszu wyniósł 4 proc. Gdy rentowność wynosi 1 proc., zarządzający musi dodać do tego trzy razy tyle, by osiągnąć taki sam wynik — tłumaczy dyrektor zarządzania papierami dłużnymi w NN Investment Partners TFI.

Interwencja wypacza wyceny

W krótszym terminie problemem będzie też utrata przejrzystości rynku długu. Podstawowym problemem jest oczywiście niewiadoma dotycząca tego, co dalej z koronawirusem — jak długo z nami zostanie i kiedy gospodarka wróci na normalne tory. Niewiadomą jest też inflacja. 15 kwietnia GUS podał odczyt inflacji za marzec, ale nie przystaje on do stanu gospodarki, w jaką wepchnął ją COVID-19.

Oceny tego, jaka rentowność jest rentownością rynkową, nie ułatwia też interwencyjny skup obligacji skarbowych przez NBP. W czwartek, 16 kwietnia 2020 r. NBP odkupił na przetargu obligacje o wartości 30,7 mld zł. Na czterech dotychczasowych przetargach skupił papiery dłużne za około 50 mld zł.

— Czwartkowy przetarg NBP pokazał, że oceniając inwestycję w polskie obligacje skarbowe, coraz bardziej musimy brać pod uwagę techniczny obraz rynku. Tym samym fundamenty grają obecnie mniejszą rolę niż wcześniej. Przez interwencje NBP rynek jest trudniejszy do analizy — mówi Wojciech Górny.

Zarządzający funduszami dłużnymi NN Investment Partners TFI podkreśla, że zmienił się nie tylko polski rynek obligacji. Według naszego rozmówcy można już zapomnieć o długu rynków wschodzących jako jednej grupie.

— Ten segment jest coraz mniej homogeniczny. Dług naszego regionu zachowywał się w ostatnich tygodniach inaczej niż obligacje krajów Azji czy Ameryki Południowej — mówi Wojciech Górny.

W poszukiwaniu okazji

Zdaniem Wojciecha Górnego właściwie dobrana ekspozycja na dług rynków wschodzących może być jednak kluczem do osiągnięcia lepszych stóp zwrotu przez fundusze dłużne. Generalnie dług rynków wschodzących oferuje bowiem wyższą rentowność od długu krajów rozwiniętych. Stwarza więc większe szanse na zarobek wynikający ze wzrostu cen (spadku rentowności).

— Należy jednak coraz bardziej zwracać uwagę na kondycję poszczególnych krajów, a nie kupować fundusze dające szeroką ekspozycję na rynki wschodzące z nadzieją, że wszystko będzie rosło. Niektóre kraje są po prostu lepiej przygotowane na to, co czeka ich gospodarki w wyniku pandemii koronawirusa — tłumaczy ekspert.

Za segment, w którym zarządzający funduszami będą mogli się wykazać, szukając wyższych stóp zwrotu, uważa też papiery korporacyjne na rynku globalnym. To właśnie firmy mogą stracić okresowo płynność w wyniku hibernacji gospodarki. Zwłaszcza te, które emitowały obligacje niemające ratingu inwestycyjnego — tzw. high yield. Skala reakcji na kryzys różnych rządów i banków centralnych obniża jednak to ryzyko.

Z drugiej strony kryzys sprawia, że fala obniżek ratingów zepchnie do segmentu high yield emitentów mających obecnie rating inwestycyjny. Podaż obligacji śmieciowych więc wzrośnie. Zakładając, że ilość pieniądza w tym segmencie pozostanie niezmieniona, powinno to spowodować spadek cen. Zdaniem Wojciecha Górnego część inwestorów będzie jednak przechodzić do segmentu high yield właśnie dlatego, że będą tam wyższe rentowności, a więc szansa na wyższe zyski.

— Mamy więc potężne siły działające na ten segment i zmienność będzie w nim największa ze wszystkich segmentów rynku długu — twierdzi Wojciech Górny.

Specjalista podkreśla jeszcze jedną kwestię: jest jeszcze za wcześnie, by oszacować wszystkie konsekwencje obecnego krachu. Dlatego należy zachować ostrożność przy podejmowaniu decyzji inwestycyjnych.