Gazu nie zabraknie, problemem jest cena

Kamil KosińskiKamil Kosiński
opublikowano: 2022-10-17 20:00

Globalizacja odmieniła rynek gazu. Dlatego w Europie go nie zbraknie, ale ceny będą bardziej zmienne. Nawet niższe niż obecnie historycznie mogą jawić się jako wysokie.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • jak na przestrzeni lat zmieniły się zasady ustalania cen na rynku gazu
  • jakie są prognozy Goldmana Sachsa i Citi Group odnośnie cen gazu w Europie
  • dlaczego myśląc o cenach gazu w Europie trzeba brać pod uwagę sytuacji w Brazylii i Zatoce Meksykańskiej
  • dlaczego w Hiszpanii i Wielkiej Brytanii gaz jest tańszy niż w innych częściach Europy
  • dlaczego Niemcy będą zawyżać ceny gazu w Polsce
  • czy Baltic Pipe się sprawdzi
  • dlaczego unijny limit cen na gaz nie ma sensu
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Temperatura i powiewy wiatru bliskie średniej wieloletniej, w połączeniu z podażą LNG i dostawami gazu z Norwegii powyżej średniej, dużym spadkiem dostaw z Rosji oraz popytem poniżej średniej ze względu na spowolnienie gospodarcze - takie założenia dla rynku gazu w najbliższych miesiącach przyjmuje Łukasz Dębski, european desk manager w Ignitis Polska, a wcześniej m.in. dyrektor biura zarządzania portfelem PGNiG i pracownik Vatenfall Energy Trading. W trakcie wideokonferencji zorganizowanej przez Noble Securities prognozował, że przez najbliższe miesiące ceny gazu będą utrzymywać się na wysokim poziomie, ale będą też nacechowane dużą zmiennością, wynikającą z zakłóceń podaży i warunków atmosferycznych. Wiosną 2023 r. ceny powinny jednak zacząć spadać, co będzie pochodną uruchamiania kolejnych terminali pozwalających na import gazu. Instalacja w Holandii już ruszyła, oczekiwane jest uruchomienie niemieckiej. Specjalista nie chce jednak prognozować konkretnych poziomów cen błękitnego paliwa. Jego zdaniem w obecnej sytuacji nie da się tego robić odpowiedzialnie ze względu na ryzyko geopolityczne.

- Mamy wielką wojnę, wybuchające gazociągi, wstrzymanie dostaw, sankcje. Dlatego też do wszelkich analiz należy podchodzić z dużą dozą nieufności – podkreśla Łukasz Dębski.

W piątek, 14 października, cena kontraktów na gaz ziemny w Wielkiej Brytanii spadła do najniższego poziomu od drugiej połowy lipca. W poniedziałek, 17 października, najniżej od trzech miesięcy była również cena gazu ziemnego na NYMEX. Cena benczmarkowych kontraktów na gaz ICE Dutch TTF notowanych w Amsterdamie spadła do 136 EUR/MWh, a więc już o 58 proc. wobec szczytu w sierpniu. Powodów jest kilka. Komisja Europejska ma zaproponować tymczasowy mechanizm, mający zapobiegać dużym wahaniom cen kontraktów. Służyć temu będzie ustanowienie dynamicznych widełek w handlu na holenderskiej giełdzie. Możliwe są także obowiązkowe limity zużycia paliwa, a ponadto inwestorzy kierują się doniesieniami o spodziewanej łagodnej zimie.

Goldman Sachs prognozuje, że w pierwszym kwartale 2023 r. spadnie poniżej 100 EUR/MWh. Natomiast UBS spodziewa się średniej ceny w przyszłym roku na poziomie 160 EUR/MWh. Jeśli będą zakłócenia w dostawach z Rosji, to cena z łatwością wzrośnie powyżej 200 EUR, zastrzegają eksperci szwajcarskiej instytucji.

Według Citigtroup dopiero w latach 2025-2027 ceny gazu wrócą do poziomu z 2021 r. – czyli poniżej 100 EUR/MWh.

Wolny rynek gazowców

Zdaniem Łukasza Dębskiego, aby zrozumieć co stało się z rynkiem gazu w 2022 r., trzeba cofnąć się ponad dekadę. Gaz przez wiele lat był towarem, który miał odrębne rynki lokalne w Ameryce, Azji i Europie. Nie było wyraźnych indeksów cenowych. Większość kontraktów zawierana była w formie długoterminowych umów, dla których punktem odniesienia była cena ropy naftowej.

- Jeszcze w 2005 r. ponad 90 proc. kontraktów to były kontrakty indeksowane do ropy – przypomina Łukasz Dębski.

Jednocześnie dostawcy gazu gwarantowali sobie w długoterminowych umowach cenę minimalną, gwarantującą zwrot z inwestycji. W zamian odbiorcy mogli wynegocjować ceny maksymalne, niższe niż wynikałoby to z samego odniesienia do ropy naftowej. Oba typy klauzul umownych sprawiały, że długoterminowo ceny gazu były dość stabilne.

Wraz z rozwojem europejskiego rynku gazu zaczęły pojawiać się indeksy benczmarkowe – najpierw w Wielkiej Brytanii, potem w Holandii. Odnoszą się bardziej do aktualnej gry popytu i podaży. Przyniosło to oszczędności odbiorcom, ale działało dopóki rynek funkcjonował w sposób niezakłócony. Po ograniczeniu dostaw z Rosji ceny benczmarkowe poszły w górę.

- Jeśli rynek nie funkcjonuje w sposób do jakiego został stworzy, to skala strat jest większa niż wieloletnie zyski – ocenia Łukasz Dębski.

Gość konferencji Noble Securities zwraca uwagę, że wiele krajów postawiło na skroplony gaz LNG jako metodę dostaw błękitnego paliwa. Dzieje się tak również w pozbawionej rosyjskich dostaw Europie. Łukasz Dębski twierdzi, że dostawy LNG w 2022 r. przekroczą 30 proc. ogółu dostaw do Europy, a w 2023 r. prawdopodobnie przekroczą 40 proc.

Gaz LNG przewozi się tankowcami. Ułatwia to dywersyfikację dostawców w stosunku do transportu rurociągami, ale powoduje, że rynek się globalizuje.

- Oczywiście ważna jest geografia. Różne kierunki dostaw mają różne preferowane kierunki odbioru. Np. naturalnym kierunkiem odbioru gazu skroplonego z Australii jest Azja. Gazowi z wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych bliżej jest do Europy – tłumaczy Łukasz Dębski.

Zastrzega jednak, że nie oznacza to, iż kierunki dostaw zawsze są takie same. Paliwo trafia do tego, kto płaci więcej. Specjalista odwołuje się do suszy, jaka w 2021 nawiedziła Brazylię. Spowodowała spadek produkcji prądu w elektrowniach wodnych. Brazylia rekompensowała to wzrostem produkcji ze źródeł gazowych, a paliwo importowała ze Stanów Zjednoczonych, mimo że Europa w tym czasie też potrzebowała gazu.

- Amerykanie sprzedali go do Brazylii, bo było to dla nich bardziej opłacalne – mówi Łukasz Dębski.

Wpływ globalizacji w wymiarze pogodowym to także sezonowe huragany nawiedzające Zatokę Meksykańską. Niedawno w zasadzie nieistotne, teraz nabierają znaczenia dla europejskiego rynku gazu. Mogą bowiem powodować wyłączenia amerykańskich terminali przeładunkowych, a tym samym zmniejszać podaż błękitnego paliwa.

Ceny gazu w Europie i Azji zaczęły np. rosnąć po czerwcowej eksplozji w terminalu Freeport w Teksasie. Tamtejszy gaz nie może bowiem trafić do Europy, a tym samym ta musiała konkurować ceną o dostawy, które zwyczajowo trafiłby do Azji. Zarazem gaz w Stanach Zjednoczonych zaczął tanieć, bo część produkcji normalnie eksportowana zostawała na miejscu.

- Ważne jest, że zaczynamy wpływać wzajemnie na siebie. To, co dzieje się w Stanach Zjednoczonych decyduje o tym, co dzieje się z cenami w Europie. Co dzieje się w Azji też zaczyna mieć wpływ na to, co dzieje się w Europie – uczula specjalista rynku gazu.

Kto ma terminale

Łukasz Dębski zwraca jednak uwagę, że akurat na przełomie października i listopada 2022 r. do eksploatacji po wybuchu ma wrócić terminal Freeport.

- Amerykańska agencja energii szacuje, że spowoduje to wzrost eksportu ze Stanów Zjednoczonych aż o 17 proc. Także duży wolumen gazu powinien pojawić się na rynku. Jeśli się pojawi, to powinien trafić do Europy, bo ze względu na ceny Europa jest obecnie rynkiem pierwszego wyboru – zaznacza Łukasz Dębski.

Gość konferencji Noble Securities podkreśla jednak, że sam bilans popytu i podaży niewiele znaczy, jeśli nie przełoży się go na ceny. Europa w pierwszej kolejności zaczęła szukać dostawców gazu, którzy zastąpili by Rosję, ale ceny wzrosły tak bardzo, że zaczął wyłączać się przemysł. Stało się tak Niemczech, ale również w Polsce na pewien czas stanęły instalacje w spółkach z grupy PKN Orlen i Grupy Azoty.

- To pokazuje, jak głęboki kryzys mamy obecnie w Europie. Warto byśmy o tym pamiętali – podkreśla Łukasz Dębski.

Przypomina, że ceny gazu nawet jeśli zaczną spadać, to z bardzo wysokiego poziomu. Zwraca też uwagę, że nie w całej Europie sytuacja jest tak samo zła.

- Gaz w Wielkiej Brytanii jest istotnie tańszy niż gaz w Europie kontynentalnej. Dlaczego? Wielka Brytania ma dużą ilość gazoportów. Może odbierać gaz z całego świata i jest w stanie go odbierać dużo taniej niż Europa kontynentalna. Sytuacja w Europie kontynentalnej też się różni. W Hiszpanii, która ma dużo wolnych mocy w terminalach, cena jest istotnie niższa niż w Niemczech, nie mających terminali gazowych – tłumaczy Łukasz Dębski.

Wniosek z tego jest taki, że choć generalnie gazu nie brakuje, nie znaczy, że nie będzie go brakować lokalnie. Europa nie wystarczającej infrastruktury łączącej poszczególne kraje, by ten problem rozwiązać.

Jeśli chodzi o bilans gazowy Polski, to według Łukasza Dębskiego Polska będzie miała wystarczającą ilość gazu na lata 2022 i 2023, ale problemem jest jego cena.

- Musimy zrozumieć, że jesteśmy częścią europejskiego rynku gazu. Mamy połączenia transgraniczne. Gdyby cena w Polsce zaczęła gwałtownie spadać, to lokalni odbiorcy wcale nie będą beneficjentami. Niemcy mają duży deficyt gazu. Wykupią gaz, wyeksportują go z Polski i cena się zrównoważy – wyjaśnia Łukasz Dębski.

Baltic Pipe będzie pełny

Jednocześnie podkreśla, że nieuzasadnione są obawy o fizyczny brak gazu w prowadzącym do Polski z Norwegii rurociągu Baltic Pipe, ze względu na to, że gaz jaki ma trafiać do punktu wyjścia Nybro (umowny początek Baltic Pipe) wcześniej trafiał do punktów Emdem i Dornum, leżących na trasie do Niemiec.

- Po pierwsze PGNiG i Lotos mają złoża w Norwegii. By zarezerwować przepustowości na punktach wyjścia systemu norweskiego trzeba mieć prawo do złóż. To nie jest tak, że Niemcy zarezerwowali sobie wszystkie zdolności na wyjściu i nie ma teraz możliwości, by gaz płynął gdziekolwiek indziej. Zarezerwowali tylko tyle przepustowości, ile mają dostępu do złóż. Skoro PGNiG ma złoża i dostarczał wcześniej gaz do punktów Emdem i Dornum, to dokładnie tyle, ile teraz nie będzie dostarczał do Emdem i Dornum, będzie mógł sobie wyciągnąć w punkcie Nybro. Co do zasady ten wolumen będzie dla PGNiG dostępny. Z drugiej strony mamy gaz od Equinora, który też dostarczany był wcześniej gdzieś do Europy. Zakładam, że Norwedzy nie podpisali kontraktu na dostawy w punkcie Nybro nie mając zdolności dostarczenia gazu do punktu Nybro – tłumaczy Łukasz Dębski.

W trakcie swojej prelekcji specjalista rozwiewał też wątpliwości dotyczące ceny, po jakiej PGNiG zakontraktowało 10-letnie dostawy gazu do rurociągu Baltic Pipe od norweskiego Equinora (do 2018 r. nosił nazwę Statoil).

- Nie wiemy, co podpisało PGNiG. Na pewno moment podpisania kontraktu jest skrajnie niekorzystny. Z historii wiem, jak to było, gdy PGNiG podpisywało taki kontrakt pod przymusem z Rosjanami. Nie było to dobre, ale nie chciałbym porównywać Norwegów do Rosjan. Poza tym mam doświadczenie z różnymi dostawcami. Wiem np. jak zachował się Quatar Gas, gdy PGNiG miało jakieś problemy. Wcale nie chciał PGNiG oszukać czy docisnąć. Niektórzy dostawcy - w przeciwieństwie do dostawców rosyjskich - uważają, że pewna współpraca długoterminowa też ma wartość i warto ustąpić w jakieś kwestii w zamian zyskując partnera na 25-30 lat. Z tego co wiem Norwegowie w ten sposób myślą o biznesie. Oczywiście w jakimś stopniu chcieli przechylić szalę na swoją stronę, ale nie zakładałbym, że jest jakiś skrajnie niekorzystny kontrakt. Na koniec też sposób płacenia podatków w Norwegii, tego jak spółki wydobywcze muszą się rozliczać z fiskusem, wymusza, by formuły cenowe były rynkowe albo bliskie rynku. Cena skrajnie inna niż rynkowa rodziłaby ryzyko podatkowe dla takiego podmiotu – komentuje Łukasz Dębski.

Jest przy tym przeciwnikiem wprowadzenia unijnego limitu określającego maksymalne ceny gazu. Jego zdaniem nie można mieć ciastka i zjeść ciastka. Jeśli Unia Europejska wprowadzi limit cen, to nie otrzyma tyle gazu, ile potrzebuje.

- Empirycznie mamy dowód jak to działa. Polska wprowadziła limit cenowy na węgiel. Czy spowodowało to, że ceny węgla spadły? Nie bardzo. Czy spowodowało to, że mamy więcej węgla? Niech każdy sobie odpowie – proponuje Łukasz Dębski.