Aż 12 mln zł rocznie kosztowały jednego z polskich pracodawców nieobecności pracowników przebywających na zwolnieniach lekarskich. To dla firmy średnio 1 mln zł strat ponoszonych co miesiąc nie tylko z powodu zachorowań, ale też fikcyjnej absencji chorobowej, do której zatrudnieni uciekają się z różnych względów, niekoniecznie z lenistwa.
Nieuzasadnione zwolnienia lekarskie kosztują sporo, trudno jednak dokładnie wyliczyć średnią krajową takich strat, ponieważ składa się na nie wiele czynników — wielkość firmy, długość trwania zwolnień, wydatki na zatrudnienie kogoś z zewnątrz na zastępstwo (pracę tymczasową) czy wypłaty dodatków za nadgodziny dla etatowych pracowników, którzy muszą wykonać więcej zadań z powodu nieobecności kolegów. Czasem trzeba zaangażować w zakładzie pracy kilkanaście osób, aby móc wypełnić w procesie produkcyjnym lukę spowodowaną chorobą jednego etatowego pracownika.
W dużych jest gorzej
Z danych Zakładu Ubezpieczeń Społecznych (ZUS) wynika, że w 2015 r. Polacy spędzili na zwolnieniach z tytułu choroby własnej nieco ponad 266 mln dni, czyli każdy średnio tydzień. ZUS część tych zwolnień jednak zakwestionował, kwota obniżonych i cofniętych przez zakład świadczeń wyniosła 195 mln zł. ZUS każdego miesiąca wydaje na zasiłki chorobowe ponad 900 mln zł. Według badania Conperio, którym objęto 50 tys. pracowników, w I kwartale tego roku zwolnienie lekarskie trwało średnio 10,5 dnia.
Częściej przebywają na nich osoby zatrudnione na stanowiskach produkcyjnych. Mikołaj Zając, prezes Conperio, zwraca uwagę, że odsetek nieobecności w mniejszych firmach z reguły jest niższy niż w dużych. Im wyższa jest anonimowość w przedsiębiorstwie, a więc mniejsza z nim identyfikacja zatrudnionych, tym współczynnik absencji jest wyższy, a im bardziej płaska struktura organizacyjna, tym stabilniejszy.
Łatwiej jest tam dostrzec, co leży u źródeł nienaturalnie częstego dostarczania pracodawcom zaświadczeń lekarskich ZLA (dawniej L-4), aczkolwiek w wielu firmach zarządzający nie potrafią tego sami ocenić albo nie łączą określonych wewnętrznych zjawisk z ucieczkami „na chorobowe”. Wśród takich uciekinierów są ludzie, którym zwyczajnie nie chce się pracować i uważają, że ich nieobecność nie zachwieje firmą. Niektórzy wykorzystują przepisy i… potrafią w tym znaleźć sposób na życie. Jeden z rekordzistów przetrwał na zwolnieniach w sumie pięć lat. Jednak w wielu przypadkach powody sięgania po ZLA leżą w warunkach pracy, jej organizacji czy relacjach międzyludzkich.
— Często rzekoma choroba dla bardziej zdeterminowanej osoby stanowi remedium na przeciążenie pracą, złe warunki jej wykonywania, nie najlepsze relacje z szefem czy na brak możliwości wykorzystania dni urlopowych z powodu zwiększenia liczby zamówień w pracy. Nie bez powodu do większości nadużyć dochodzi w okresie świąt i wakacji — wyjaśnia Iwona Firmanty, socjolog kompetencji społecznych. Podkreśla, że fikcyjne zwolnienia dodatkowo pogarszają atmosferę w firmie, bo zaburzają pracę reszty członków zespołu sfrustrowanych nieuczciwością kolegów.
Diagnoza to podstawa
Jej zdaniem, pracodawcy nierzadko nie są świadomi tego, że nawet niezadowolenie z nieistotnej w ich ocenie sytuacji potrafi zniechęcić ludzi do przychodzenia do pracy. W jednym z zakładów demotywująca okazała się niesmaczna spożywana podczas przerwy kawa. Zamiast sprawiać przyjemność, obniżała wartość cennej dla nich chwili odpoczynku przed powrotem do bardzo ciężkiej pracy fizycznej.
W innej firmie atmosferę w pracy psuły naigrywania się kolegów z odcienia włosów koleżanki, a w jeszcze innej bliskie usytuowanie stanowisk pracy zwolenników rywalizujących ze sobą klubów sportowych. Pracodawcy niedowierzający, że takie sytuacje mogą demotywować, przekonali się o tym, gdy zareagowali na opisane tu problemy, poprawili warunki pracy i ją przeorganizowali.
— Wystarczy np. zadbać o to, aby dostawcy towarów przywozili je do zakładu w mniejszych pakunkach, co zrobiono w jednej z firm, gdy okazało się, że pracownicy mieli dość dźwigania ciężkich paczek — podkreśla Mikołaj Zając. Często, aby móc wprowadzić program naprawczy, najpierw kierownictwo musi przejść szkolenia czy konsultacje biznesowe, aby przeciwdziałać pogorszeniu atmosfery, spadkowi jakości pracy czy zwiększonej rotacji pracowników.
— To jednak musi być poprzedzone diagnozą problemu. Szkoda wydawać pieniądze na szkolenia dla szkoleń — zwraca uwagę Iwona Firmanty. Z danych Conperio wynika, że dzięki kontrolom zwolnień chorobowych i odpowiednim działaniom ich nadużywanie w firmie spada o dwie trzecie.


