Z Ameryki
Przedwojenny wzrost indeksów w ubiegłym tygodniu nabrał rumieńców i płynnie przeszedł we wzrost „wojenny”. Optymizm widać było nie tylko na rynkach akcji, ale również na walutowym i towarowym. Dyskontowany jest scenariusz krótkiej wojny.
Wydaje się, że Amerykanie ciągle mają nadzieję, że Saddam Husajn zostanie zabity albo ucieknie. Wtedy morale wojsk irackich załamie się i wojna będzie skończona bez konieczności użycia większych sił. Rynki pchane są kolejnymi informacjami z frontu. Trzeba brać pod uwagę, że olbrzymia większość tych informacji to normalna w takich warunkach wojna psychologiczna. Na rynek docierać będą dobre wieści, a złe tylko wtedy, jeśli naprawdę nie da się ich ukryć. To, że nie wszystko wygląda tak różowo jak się twierdzi, pokazuje opór Basry i Um Kasar. Południe Iraku zamieszkane jest przez szyitów i miało być zdobyte błyskawicznie. Słowem nie można traktować wszystkiego, co się mówi, poważnie.
Wydaje się, że nie ma sensu specjalnie się rozwodzić nad danymi makro, bo jeśli wojna będzie przebiegała po myśli USA, to złe informacje powinny być lekceważone, a dobre będą wywoływały wzrosty indeksów. Chciałbym jednak bliżej przyjrzeć się sektorowi nieruchomości i rynkowi obligacji. Liczba rozpoczętych budów domów mocno spadła, ale prawdą jest, że zima była wyjątkowo mocna, więc inwestorzy te dane zlekceważyli. Jednak indeks HMI amerykańskiego Narodowego Stowarzyszenia Budowniczych Domów (NAHB), pokazujący stan tego rynku, zaczyna niebezpiecznie się obniżać. Niewiele trzeba, żeby przełamał dolne ograniczenie kanału trendu wzrostowego, a wtedy mógłby spaść nawet do poziomu z końca 1990 r. Ceny domów w ostatnim okresie rosły w sposób zupełnie niespotykany, co zawsze sygnalizuje, że koniec hossy się zbliża. Sytuację powinna znacznie pogorszyć relokacja kapitałów z obligacji w akcje. Podwójne dno na wykresie rentowności 30-letnich obligacji amerykańskich może sygnalizować koniec hossy na tym rynku i wzrost rentowności do 6,4 proc. Powiecie Państwo, że przecież stopy procentowe utrzymywane są przez Fed na poziomie najniższym od 42 lat i niewiele wyższym niż 1 proc., a bank zasygnalizował, że może je nadal obniżać. To prawda, ale rynkowe stopy procentowe często mają niewiele wspólnego ze stopami banku centralnego. Jeśli kraj ma duży deficyt, który musi sfinansować, to rynkowe stopy znacznie odbiegają od oficjalnych. W Stanach sytuacja jest pod tym względem coraz gorsza i będzie się nadal pogarszała. Wzrost rynkowych stóp procentowych zwiększy koszty kredytów. To z kolei przyczyni się do znacznego zahamowania koniunktury na rynku nieruchomości. Będzie również przeszkadzało w ożywieniu gospodarczym.
Jeśli ceny domów będą spadały, to jeszcze bardziej zmniejszy się efekt bogactwa w USA. Zaufanie do rynku akcji zostało tak mocno nadwerężone, że częściowe odzyskiwanie straconych już kapitałów nie zrównoważy ubytku majątku, który wystąpi na skutek spadku cen nieruchomości. W tej sytuacji Amerykanie będą nadal nieufni w stosunku do rynku akcji i coraz bardziej zaniepokojeni sytuacją na rynku nieruchomości. Raz uruchomiona lawina na tym rynku będzie trudna do zatrzymania, a chęć konsumentów do zakupów będzie malała. To powinno zatrzymać ewentualne ożywienie gospodarcze. A to z kolei obniży ceny akcji i koło się zamknie.
Kończy się miesiąc i kwartał. To, w normalnych warunkach, sprzyja dodatkowo wzrostom cen akcji, bo fundusze często podciągają kursy, żeby lepiej wyglądała wycena ich portfeli na koniec kwartału. Gdyby sytuacja geopolityczna poprawiała się, ten proces znacznie zwiększyłby wzrosty. Z drugiej strony zaczął się już okres ostrzeżeń o kwartalnych wynikach. Jeśli ostrzeżenie trafi na okres, w którym sytuacja na froncie w Iraku będzie się pogarszała, to będzie miało duży wpływ, ale jeśli Amerykanie będą odnosili sukcesy, zostanie zlekceważone.
Można cynicznie powiedzieć, że im dłużej będzie trwała wojna, tym lepiej dla byków. Owszem, to prawda, że najmniejsze problemy na froncie wywołają duże spadki indeksów. Jednak nie ma wątpliwości, że wojska amerykańsko-angielskie osiągną swoje cele. Wszyscy będą czekali na zdobycie Bagdadu i to będzie ten fakt, który będą dyskontowały giełdy. Oczywiście będą następowały korekty. Myślę, że już w tym tygodniu powinna taka nastąpić. Jednak czekanie na ostateczny sukces bardzo zmniejszy siłę niedźwiedzi. Ponieważ giełdy wyprzedzają wydarzenia, wzrost może się zakończyć nawet przed zdobyciem Bagdadu, wtedy, kiedy będzie jasne, że za dzień czy dwa stolica Iraku padnie. Dopóki trwa wojna, obóz byków jest bezpieczny. Oczywiście jeśli nie będzie tragicznych wydarzeń w Iraku czy poważnych ataków terrorystycznych w krajach koalicji.
Z Polski
Nasz rynek bardzo leniwie uczestniczy w wojennych wzrostach. Jest to jednak całkowicie usprawiedliwione. Nasze spółki są drogie, choć nie to jest najważniejsze.
Od dna w 2002 r. WIG 20 wzrósł około 10 proc. Dopiero w piątek rynek francuski i niemiecki osiągnęły zbliżony poziom. Nie zmienia to jednak w niczym sytuacji, że rynek był słabszy. Zadziwiająco zachowywał się sektor bankowy. Niedługo mają zostać wykupione przez NBP obligacje, a w marcu wskaźnik koniunktury bankowej Pengab wzrósł do poziomu najwyższego od sześciu miesięcy. Nie potrafię wytłumaczyć tej słabości, ale wcale się nie zdziwię, jeśli nagle zamieni się w siłę.
Dane makro w szczególnie nas interesujących Niemczech są dosyć optymistyczne. Zamówienia w przemyśle wzrosły w styczniu o 3,8 proc. Indeks oczekiwań gospodarczych instytutu ZEW wzrósł w marcu po raz trzeci z rzędu. I, co bardzo cenne, mimo trwającej niepewności przed wojną w Iraku. To na razie tylko oczekiwania, które wyraża biznes, spodziewając się ożywienia w drugiej połowie roku. Jednak ma to bardzo duże znaczenie, bo takie oczekiwania powinny, przekładając się na decyzje ekonomiczne, pomagać gospodarce. Podsumowując: w Europie — tak jak w Polsce — trwa słabe ożywienie gospodarcze, które może zmienić się w coś bardziej poważnego w drugiej połowie roku, albo ulec załamaniu na skutek różnych czynników gospodarczo — geopolitycznych. Stawianie prognoz jest przedwczesne.
Osobny temat to kwestia wejścia naszego kraju do Unii Europejskiej. Uważam, że akcesja jest zagrożona, mimo zapewnień premiera Leszka Millera. W tej sprawie zgadzam się z byłym ambasadorem RP w Niemczech, który powiedział, że nie udało się przedstawić naszych racji i przekonać, że działania, jakie zostały podjęte przez nasz kraj w związku z wojną w Iraku, leżą w naszym interesie. Za to pokazaliśmy, że jesteśmy niewrażliwi na sprawy europejskie i powstało wrażenie, że Polska jest niesamodzielna. Tylko jeśli wojna zakończy się szybko nie będziemy mieli większych problemów.
Nasze fundusze pilnują się nawzajem, a skoro tak się pilnują, to powstaje pytanie, kto tak mocno sprzedaje, a kto kupuje. Rozstrzyganie tego, czy to zagranica czy OFE, byłoby dzieleniem włosa na czworo. Myślę, że linia podziału biegnie tym razem w poprzek tych obozów. Sprzedają fundusze zakładające, że „wojenne” wzrosty to tylko nic nieznacząca korekta w rynku niedźwiedzia. Obóz byków uważa, że po wojnie rozpocznie się ożywienie, a na giełdach zapanuje hossa.
Duża część spółek z WIG 20 stanęła tuż przed ważnymi oporami. Ich przełamanie powinno wywołać duże wzrosty. Pesymiści będą mówili, że już w tym tygodniu zaczną się korygować indeksy na świecie. To jest bardzo prawdopodobne, ale jeśli będą to korekty wynikające z przyczyn całkowicie technicznych (realizacja zysków przez krótkoterminowych graczy) to nie oczekiwałbym wielkiego wpływu na nasz rynek. Co innego, gdyby okazało się, że zaczynają się prawdziwe problemy. Na korzyść byków przemawia również koniec kwartału i możliwość „strojenia wystawy” przez fundusze. Wreszcie ostatnim plusem jest to, że OFE podobno w ostatnim tygodniu kwartału dostają najwięcej pieniędzy z ZUS. Uważam, że byki powinny w tym tygodniu przeważyć, ale jeśli gwałtownie zmieni się sytuacja geopolityczna, to proszę mnie za tę prognozę nie winić.