Szybkie starzenie się społeczeństw to już dawno nie tylko problem gospodarek dojrzałych. Wraz z odejściem na emeryturę pierwszych roczników powojennego wyżu demograficznego przyjdzie się z nim zmierzyć także gospodarce polskiej. A to zła wiadomość dla inwestorów giełdowych, właścicieli jednostek funduszy akcyjnych i przyszłych emerytów.
Akcje kupują młodzi
Giełda nie lubi starszych ludzi. Do takiego, politycznie niepoprawnego wniosku, doszli Zheng Liu oraz Mark Spiegel, autorzy raportu wydanego przez oddział amerykańskiej Rezerwy Federalnej w San Francisco. — Notowaniom akcji sprzyja liczna grupa ludności w średnim wieku. Chętnie zaciągają oni kredyty, z których finansują konsumpcję i za które kupują mieszkania. W ten sposób napędzają gospodarczy boom — komentuje Wojciech Białek, analityk CDM Pekao.
Emerytura i wyprzedaż
Jak wylicza Robert Gwiazdowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha, w Polsce pierwszy rocznik oszczędzający w Otwartych Funduszach Emerytalnych (OFE) przejdzie na emeryturę w 2014 roku. Na szczęście jednak nie będziemy poligonem doświadczalnym. Za oceanem pokolenie powojennego wyżu zaczyna wycofywać się z aktywności zawodowej już teraz. – Amerykanie, aby sfinansować swoją emeryturę, będą zapewne musieli wyprzedać nabyte w ciągu życia zawodowego aktywa, zwłaszcza te ryzykowne, jak akcje przedsiębiorstw notowanych na giełdzie — przewidują eksperci Fedu. Powyższy scenariusz może sprawić, że niskie wyceny akcji na Wall Street utrzymają się dłużej.
Starsi wolą lokaty
Nawet jeżeli przyszli emeryci nie będą potrzebowali gotówki od razu, to i tak wraz z wiekiem szybko zmienia się skłonność do podejmowania ryzyka. Po osiągnięciu 60-tego roku życia ludzie chętniej lokują pieniądze w obligacjach i lokatach bankowych. Inwestowanie w fundusze akcji wolą zostawić młodszym. – Właśnie zmianom struktury demograficznej przypisuje się wywołanie wielkiej hossy lat 80. i 90. w USA. Pokolenie powojennego wyżu wkraczało wtedy w wiek średni, najlepszy okres do budowania majątku i gromadzenia aktywów — oceniają Zheng Liu oraz Mark Spiegel.
Zagrożona GPW
Niekorzystna demografia może popsuć plany optymistom z GPW. Wyceny spółek notowanych w Warszawie, które już teraz są niewygórowane, wcale nie muszą szybko odbić się od dna. Po przecenie z ostatnich tygodni wskaźnik cena/zysk dla spółek z indeksu WIG spadł poniżej 9 (przeciętnie w ostatnich ośmiu latach wynosił 13). To oznacza, że za złotówkę zysków wypracowanych przez ostatnie cztery kwartały wystarczy zapłacić niespełna 9 zł. Postanowiliśmy sprawdzić, jak w niesprzyjającym otoczeniu demograficznym zachowywać się mogą indeksy przez najbliższe 20 lat. Wykorzystaliśmy do tego metodologię zastosowaną przez amerykańskich badaczy z Fedu.
Na hossę poczekamy
Jeżeli zależności obowiązujące na rynku kapitałowym zza oceanu sprawdzą się nad Wisłą, to jednocyfrowe wskaźniki cena/zysk mogą w ciągu najbliższej dekady stać się raczej normą niż wyjątkiem. Jak wskazuje nasz model, nawet przy 8-procentowym tempie wzrostu zysków przedsiębiorstw WIG ma szansę przebić szczyt hossy z 2007 r. dopiero na przełomie obecnej i przyszłej dekady. Właśnie wtedy do głosu dochodzić zacznie pokolenie kolejnego wyżu. Szczyt nowej fali przypadł tuż po stanie wojennym. Dzięki niemu warszawskiej giełdzie na razie nie grozi scenariusz japoński. Obecni pięćdziesięciolatkowie będą mieli komu odsprzedawać akcje. Problem mogą mieć dopiero ich dzieci. Ale to już odległa z dzisiejszego punktu widzenia perspektywa.