Gigantyczne inwestycje muszą później zarabiać

Sławomir J. Wróblewski
opublikowano: 2007-05-07 00:00

Po pierwszej euforii, wywołanej przyznaniem Polsce i Ukrainie organizacji EURO 2012, pojawiają się głosy rozsądku — w jaki sposób nowe stadiony będą wykorzystywane po mistrzostwach. Intuicyjnie wymienia się imprezy biznesowe — kongresy, konferencje, targi, promocje produktowe — oraz masowe, takie jak koncerty rockowe. Cel jest słuszny — racjonalizacja gigantycznych inwestycji i dodawanie im funkcji pozasportowych, a więc dodatkowych przychodów. Właśnie o takie wielofunkcyjne obiekty dla Warszawy i innych wielkich miast od lat zabiega polska branża międzynarodowych spotkań. EURO 2012 wydaje się wyjątkową okazją do przyspieszenia oczekiwanych decyzji.

Na mapie „Warszawa moich marzeń 2006-14”, sygnowanej przez kandydującą na prezydenta stolicy Hannę Gronkiewicz-Waltz, znalazło się Centrum Kongresowo-Widowiskowe przy placu Zawiszy. Jednocześnie na terenach obecnego Stadionu Dziesięciolecia zaplanowano Stadion Narodowy (z ważną uwagą: „Inwestycja rządowa”) oraz tereny wystawiennicze. Czy EURO 2012 zrewiduje te wyborcze plany? Czy wobec materializowania się odwiecznych planów budowy stadionu przez państwo miasto będzie stawiało odrębne centrum, czy też siły i środki zostaną połączone dla stworzenia wielofunkcyjnego kompleksu sportowo-kongresowo-wystawienniczego?

Kongresy i podobne wielkie imprezy biznesowe to wszędzie na świecie ekstraklasa i lokomotywa rozwoju branży spotkań, często określanej akronimem MICE (Meetings, Incentive, Conventions, Exhibitions). Bez zagłębiania się w definicje — kongresy to spotkania największe (uczestników od kilkuset do kilkunastu tysięcy), a więc przynoszące największe przychody. Zapewniają one nie tylko wielogodzinne — jak w przypadku koncertu — wykorzystanie sali, ale dużo więcej: noclegi w hotelach, posiłki przez kilka dni, ogromną ilość materiałów drukowanych, zabudowę towarzyszących wystaw, usługi tłumaczy, przewodników i firm transportowych itd.

Z wymienionych powodów kongresy to przedsięwzięcia najtrudniejsze, wymagające profesjonalnych kadr i wieloletnich zabiegów marketingowych. Spośród blisko dziesięciu tysięcy cyklicznie odbywających się imprez, notowanych przez ICCA (International Congress & Convention Association), te największe, o liczebności ponad 2 tys. uczestników, stanowią jedynie 8 proc.

Ale to właśnie o nie rywalizują organizatorzy z całego świata. Polskie miasta obecnie mają niewielkie szanse na zdobywanie takich megaimprez, z uwagi na brak wielkich centrów kongresowych i infrastruktury transportowej.

Opublikowano już plany inwestycji niezbędnych dla udźwignięcia EURO 2012. W samej Warszawie ma powstać ponad 100 hoteli, moteli i pensjonatów, oferujących 80 tys. nowych miejsc noclegowych. Obecnie w stolicy jest 167 takich obiektów z 30 tys. miejsc, przy czym w hotelach o wyższym standardzie jedynie 10,6 tys. — a w zasadzie tylko takie można brać pod uwagę dla obsługi kongresów. W 2006 r. odnotowano rekordowe obłożenie tych właśnie hoteli, a początek 2007 r. też jest dobry. Oznacza to jednak duże trudności w znalezieniu wolnego terminu dla dużej grupy gości. Stąd też tak oczekiwane są kolejne inwestycje, gdyż lukratywne kongresy będą nam przechodzić koło nosa.

Podkreślić jednak należy, że na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat Polska zdecydowanie poprawiła swoją pozycję na międzynarodowym rynku spotkań, między innymi dzięki zbudowaniu infrastruktury — głównie hotelowej — zdolnej do goszczenia imprez mniejszych, do tysiąca uczestników. Dla osiągnięcia pełnego sukcesu spotkania biznesowego niezwykle ważne jest, by zleceniodawcy korzystali z pomocy profesjonalnych organizatorów

konferencji — a tych na szczę-

ście już w Polsce nie brakuje.

Sławomir J. Wróblewski

prezes Biura Konferencji i Doradztwa Turystyki Biznesowej Meetings Management