Ekonomiści i finansiści od dawna są przekonani, że w czasie dobrej koniunktury pochodzący z krajów rozwiniętych kapitał płynie szerokim strumieniem na rynki aktywów w krajach rozwijających się, a gdy koniunktura słabnie, te przepływy się odwracają, prowadząc do ucieczki kapitału z rynków wschodzących. Taki mechanizm mógłby przykładowo prowadzić do umocnienia złotego w czasach dobrej koniunktury oraz jego osłabienia przy pogorszeniu nastrojów na globalnych rynkach.
Praca ekonomistów Banku Rozliczeń Międzynarodowych, Międzynarodowego Funduszu Walutowego oraz Uniwersytetu California-Berkeley wskazuje jednak, że coś takiego jak globalny cykl finansowy w zasadzie nie istnieje. Eksperci, którzy zbadali dane z okresu sięgającego 1990 r., odkryli zaledwie minimalny związek między międzynarodowymi przepływami kapitału a różnymi miarami apetytu na ryzyko w krajach rozwiniętych. To oznacza, że za przepływy kapitału w większości odpowiadają czynniki dużo bardziej związane z konkretną sytuacją poszczególnych krajów niż tzw. globalna awersja do ryzyka bądź apetyt na nie, wynika z pracy.
„Z tych ustaleń płynie wniosek, że pokryzysowe zamiłowanie do kontroli przepływów kapitału jest przesadzone. Płynne kursy walutowe, rozsądne regulacje finansowe oraz rozważna polityka makroekonomiczna powinny wystarczyć do uniknięcia problemów, bez sięgania po izolacjonizm czy budowania wielkich rezerw walutowych” – komentuje Financial Times.
