Zdaniem regulatora, dwie giełdy energii to o jedną za dużo. Ale żadnej nie chce rzucać kłód pod nogi.
Giełda Papierów Wartościowych (GPW) domaga się, by Urząd Regulacji Energetyki (URE), nie zwlekając, wypowiedział się, czy firmy energetyczne mogą realizować na jej rynku wymagany ustawą obowiązkowy obrót.
— Stan niepewności prawnej nie może być sztucznie kreowany. Nie ma takiego prawa, którego nie dałoby się sensownie wyłożyć. Jeżeli jednak ktoś uważa, że prawo jest wadliwie sformułowane, do urzędników należy inicjatywa, żeby je poprawić. To ich obowiązek — mówi Ludwik Sobolewski, prezes GPW.
To żądanie GPW znajdzie się w odpowiedzi na pismo regulatora sprzed kilku dni.
— Z związku z istnieniem dwóch wzajemnie sprzecznych opinii w sprawie charakteru rynku energii prowadzonego przez GPW, poprosiliśmy ją, żeby odniosła się do sformułowanej przez KNF — wyjaśnia Marek Woszczyk, wiceprezes URE, pełniący obowiązki szefa urzędu.
KNF negatywnie wypowiedziała się na temat spełnienia przez platformę pod egidą GPW ustawowych kryteriów rynku regulowanego i towarowego.
— To jasne, że nasz rynek energii nie jest ani rynkiem regulowanym, ani giełdą towarową. Nie można jednak ograniczać wykładni prawa energetycznego do tych dwóch opcji. To jest czyste bałamucenie. Opinia Ministerstwa Gospodarki jest jednoznaczna: nasza platforma jest odpowiednia do realizacji obowiązku sprzedaży energii na giełdzie. Potwierdzają to nasze własne przekonanie i analizy prawne, które zleciliśmy. Nie widzę też sprzeczności ze stanowiskiem KNF, która po prostu stwierdziła oczywistość, nie wypowiadając się o jednak o GPW w kontekście prawa energetycznego — mówi Ludwik Sobolewski.
Ryzykowna interpretacja
— Mamy dwie sprzeczne wykładnie: literalną, wydaną przez KNF, i historyczno-celowościową, sformułowaną przez resort gospodarki. Obie brzmią logicznie. Zanim wydamy ostateczne rozstrzygnięcie, chcemy zapoznać się z opinią GPW. Chcemy również poznać stanowisko MG w sprawie potencjalnych skutków przyjęcia jego wykładni, która poszerza grono podmiotów mogących prowadzić podobne rynki energii. Zamysłem ustawodawcy było, żeby obowiązkowy obrót był prowadzony na rynku podlegającym nadzorowi. Pytanie, czy platformę, która nie jest ani giełdą towarową, ani rynkiem regulowanym, można za taki uznać, i jakie jest ryzyko, że z tej rozszerzającej interpretacji będą chciały skorzystać również inne podmioty? — zastanawia się Marek Woszczyk.
Grunt, że się kręci
Zdaniem regulatora, nowe przepisy — choć niedopracowane — spełniły najważniejsze zadanie.
— Według naszych danych, w IV kwartale do obrotu giełdowego trafiło grubo ponad 40 proc. energii wyprodukowanej w tym okresie. To bardzo dużo, znacznie więcej, niż wynika z obowiązku — mówi Marek Woszczyk.
Jak twierdzi p.o. prezes, URE sprzyja obu giełdom, bo przyczyniają się do poprawy konkurencyjności na rynku, jednak docelowo widzi miejsce tylko dla jednej.
— Obrót giełdowy powinien być skoncentrowany w jednym miejscu, bo to sprzyja spadkowi cen — m.in. dzięki większej skali transakcji i niższym prowizjom dla uczestników rynku. Koncentracja powoduje też, że cena ukształtowana w obrocie giełdowym jest bardziej wiarygodna —uważa Marek Woszczyk.