Great i żółwie tempo śledczych

Dawid TokarzDawid Tokarz
opublikowano: 2019-11-27 22:00

Choć setki osób utopiły ponad 50 mln zł, KNF i prokuratura na sygnały o nieprawidłowościach reagują niespiesznie.

Przeczytaj i dowiedz się:

  • Dlaczego Komisja Nadzoru Finansowego i prokuratura tak późno zajęły się sprawą Great Private Equity

W ostatnich dniach „PB” ujawnił, że Great Private Equity (GPE) i powiązane z nią firmy mają dwa duże problemy. Większy — z brakiem pieniędzy na wykup obligacji, już wymagalnych i niewymagalnych, o wartości około 45 mln zł i mniejszy — z inwestycjami na foreksie, które klientom grupy przyniosły straty równe co najmniej 6,5 mln zł. Między jedną a drugą publikacją Komisja Nadzoru Finansowego (KNF) poinformowała, że wpisała GPE i związaną z nią spółkę Great Private Commercial Brokers (GPCB) z Dubaju na listę ostrzeżeń publicznych. Z naszych ustaleń wynika, że zrobiła to prawie rok po tym, jak dotarły do niej pierwsze konkretne informacje o naruszaniu prawa przez grupę Great.

Zbieg okoliczności

Dlaczego tak późno? Nadzór tłumaczy, że otrzymane z rynku sygnały o nieprawidłowościach były „wszechstronnie” analizowane. Podkreśla, że GPE to podmiot nielicencjonowany i w związku z tym niepodlegający nadzorowi, KNF nie może go kontrolować ani zakazać mu działalności. Czy to jednak przypadek, że wpis na tzw. czarną listę zbiegł się w czasie z publikacjami „PB” i nastąpił zaledwie kilka dni po tym, jak o działania KNF w sprawie grupy Great zapytał dziennikarz jednej ze stacji telewizyjnych?

— To niezamierzony zbieg okoliczności. Czynności Urzędu Komisji Nadzoru Finansowego w tej sprawie trwały już od dłuższego czasu i zostały w tych dniach sfinalizowane — zapewnia Jacek Barszczewski, rzecznik KNF.

Równolegle z wpisem na listę ostrzeżeń nadzór o działalności GPE i GPCB zawiadomił prokuraturę. Bynajmniej nie jako pierwszy.

— W związku z wpływającymi do nas zawiadomieniami dotyczącymi GPE i spółek powiązanych wszczęliśmy śledztwo w sprawie prowadzenia działalności w zakresie obrotu instrumentami finansowymi bez wymaganego zezwolenia oraz doprowadzenia wielu osób do niekorzystnego rozporządzenia mieniem znacznej wartości poprzez wprowadzenie w błąd co do sposobu inwestowania na rynku forex, a także poprzez niezachowanie warunków emisji i wprowadzeniew błąd co do inwestowania w emitowane obligacje — mówi Łukasz Łapczyński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

Informuje, że do tej prokuratury wpłynęło już kilkanaście zawiadomień o podejrzeniu popełnienia przestępstw — większość w październiku i listopadzie, ale pierwsze pod koniec maja. Z ustaleń „PB” wynika, że najwcześniejsze zawiadomienie było najbardziej konkretne, bo pochodziło od jednego z byłych pracowników grupy Great.

Teoretyczne wytyczne

Jakie czynności przeprowadzili śledczy od maja, czyli przez pół roku? Czy zrobili cokolwiek, żeby zabezpieczyć dokumentację i majątek spółek z grupy Great? Na to pytanie Łukasz Łapczyński nie odpowiedział, powołując się na „dobro prowadzonego śledztwa”. Z informacji „PB” wynika, że do daty naszych publikacji nie zrobiono w sprawie prawie nic. Dość powiedzieć, że warszawscy śledczy nie zdążyli nawet ściągnąć akt postępowań prowadzonych w sprawie grupy Great w innych jednostkach prokuratury.

Tymczasem w teorii obowiązują wytyczne, zgodnie z którymi w przypadku tego typu afer finansowych z dużą liczbą pokrzywdzonych śledztwo powinno być prowadzone w jednym miejscu. Co więcej, kiedy zapytaliśmy poznańską prokuraturę, która od lipca 2019 r. prowadzi śledztwo w sprawie oszukania jednego z klientów foreksowych grupy Great, czy wie, że tym samym zajmuje się już inna prokuratura, okazało się, że nie ma o tym pojęcia.