Zarząd Lasów Państwowych rozwiał nadzieję na zwiększenie podaży drewna. Tartaki muszą liczyć na import.
Przedsiębiorstwa branży drzewnej nie mogą liczyć w najbliższych latach na wzrost podaży drewna z Lasów Państwowych (LP). Janusz Dawidziuk, dyrektor generalny LP, oznajmił, że w 2005 r. nie wzrośnie pozyskanie tego surowca. W tym roku wyniosło ona około 26 mln m sześc.
Przyrasta, to tną
— Prowadzimy obecnie analizy, czy uda się w następnym sezonie nieco zwiększyć ilość pozyskiwanego drewna. Wzrost podaży jednak nie przekroczy kilkuset tysięcy metrów sześciennych — podkreśla Janusz Dawidziuk.
W tym roku przemysł drzewny zgłosił zapotrzebowanie na dodatkowe 4-5 mln metrów sześciennych drewna. Według Janusza Dawidziuka, ilość drewna, która zaspokoiłaby takie apetyty, mogłaby zostać dostarczona dopiero po 2010 r.
— Nie możemy wycinać więcej niż 60 proc. tego, co przyrasta — mówi Janusz Dawidziuk.
Nie doczekają
Brak drewna może doprowadzić do bankructwa wiele firm zajmujących się przetwórstwem drewna. Wiele z nich w ciągu ostatniego roku podpisało kontrakty zagraniczne. Transakcjom sprzyjał wysoki kurs euro. Do czasu.
— Od stycznia ceny drewna wzrosły średnio o 10 proc. Spada także kurs euro — zauważa Bogdan Czemko, dyrektor biura Polskiej Izby Gospodarczej Przemysłu Drzewnego.
Koszt uzyskania surowca stanowi około 65 proc. ceny produktów drewnianych. Część zakładów ratuje się importem, głównie z krajów WNP, ale firmy przy granicy zachodniej sprowadzają drewno nawet z Niemiec. Tyle że są to duże wydatki. Pewną szansą na obniżenie kosztów importu byłoby skorzystanie z transportu morskiego.
— Ale na to mogą sobie pozwolić tylko potentaci, a nasz przemysł drzewny jest bardzo rozdrobniony. Małym firmom zajrzy w oczy widmo upadłości — dodaje Bogdan Czemko.