Mimo że wpadliśmy tam w środę wieczorem, w restauracji było — jak na warszawskie standardy — pełno i gwarno. Atmosfera zdecydowanie wyluzowana, łącznie z nieformalnymi ubiorami obsługi. Wystrój też nowocześnie zachęcający. Świetne miejsce, by wpaść tam po premierze, ale nie tylko!








W dni powszednie restauracja rusza już z lunchami, kontynuując działalność do późnego wieczora. W sobotę mają wzięcie bufety weekendowe, wtedy nasi milusińscy też są tam mile widziani. Rozejrzeliśmy się z ciekawością wokół — zdecydowana przewaga pań.
Ladies night czy co? Cztery przy sąsiednim stoliku i wszystkie wcinały to samo danie: kotlet schabowy. Podobno jest tam nietuzinkowy. Menu krótkie (zmienia się co miesiąc): tylko trzy przystawki i pięć dań głównych. Ale każdy może coś sobie wybrać do smaku. Karta win nie szokuje liczbą etykiet. Od razu ma się jednak wrażenie, że ktoś ją tak skomponował, by spodobały się podawanym potrawom.
SOSIK PALCE LIZAĆ
Zprzystawek na kolana powaliły nas krewetki na winie. Otulone kremowym, wyjątkowo smakowitym sosem (koniecznie spróbować!). Były w nim dyskretne powiewy czosnku i delikatny akcencik chili. Sos był tak dobry, że niemal wylizaliśmy talerze. O dziwo, zaproponowany do nich „Włoch”: Tenuta di Montecchiesi, Chardonnay Toskania, Podere Bianchino też się po krewetkach przyjemnie oblizywał. Druga przystawka miała wyraźnie japońskie korzenie (także nazwę). Gyutataki, bo o niej mowa, to płatki genialnej smakowo surowej polędwicy. Najpierw opalają ją okrutnie żywym ogniem (by zachować soczystość wnętrza), później wkładana jest na dłużej do tajemnego marynatu. Tak sobie tam leży, aż zostanie wezwana na stół. Dopiero wtedy się ją kroi w cieniutkie plasterki i serwuje na poduszeczce z tartego czosnku i imbiru. Jest soczysta i aromatyczna. W kieliszki nalano schłodzone białe Ca del Magro 2012, Custoza, Włochy. Już myśleliśmy, że będą wybuchy radości, gdy nagle widelec zahaczył o imbir. Z talerza dobiegło nas delikatne jęknięcie...
Restauracja Delikatesy Esencja
Warszawa ul. Marszałkowska 8
- Ogólne wrażenie 5,0
- Karta win 4,5
- Potrawy 5,0
- Wystrój wnętrza 4,5
- Obsługa 3,5 (wliczono karne punkty za zimne talerze)
- Na biznes lunch 5,0
- Na obiad z rodziną 4,5 (w weekend)
DORSZ GRZECHU WART
Z dań głównych rozważaliśmy policzki wołowe w gęstym sosie korzennym na kaszy jęczmiennej oraz wcześniej widzianego u sąsiadek schabowego. Wybraliśmy jednak dorsza z pieca z również pieczonymi ziemniakami. I puree z zielonego groszku w powiewach czosnku. Nie zawiedliśmy się. Dorsz był smakowicie soczysty, a z kolegą z Niemiec Binz Bratt, Weisser Riesling, 2011, Mosel miło sobie pogadywał. Po paru kęsach zaczął się jednak nerwowo rozglądać. Bynajmniej nie dlatego, że riesling był chłodny. Chodziło o zimne talerze. Oprotestowaliśmy. Natychmiast podano drugiego — już na gorących. Był znakomity.
DESEROWY ZAWRÓT GŁOWY
Na deser zamówiliśmy ciasto Krisa — mus czekoladowy na słonych ciasteczkach. Złośliwie nalegaliśmy, by nalano nam do niego coś do kieliszka (nie widząc w karcie żadnych win deserowych). Podano autorski koktajl na bazie espresso Martini z likierem kakaowym. Kris się nim zachwycił. My także wprowadziliśmy się w dobry humor. Gdy wychodziliśmy, lokal wypełniała druga fala uśmiechniętych pań. &
NA ZDJĘCIACH:
Na surowo. Opiekane płaty polędwicy, czyli japońska przystawka Gyutataki.
Winem podlane. Krewetki w wyjątkowo smakowitym kremowym sosie.
Szef kuchni. Kacper Matla ma swoich sprawdzonych ekologicznych dostawców, a kartę dań układa, wykorzystując produkty sezonowe.
Prosto z pieca. Smakowicie soczysty dorsz na główne danie okazał się trafnym wyborem.
Słodko-słony. Mus z ciemnej i białej czekolady ułożony na słonych ciasteczkach rozpieszcza kubki smakowe...