Najbliższe 6-12 miesięcy będzie stało pod znakiem podwyższonej inflacji — uważa Jarosław Niedzielewski, dyrektor departamentu inwestycji Investors TFI. Może nie bardzo wysokiej, ale wyższej od średniej z ostatniej dekady — zarówno w Polsce, jak w Europie czy USA. Jego zdaniem nie będzie to jednak powiązane z wysokim wzrostem gospodarczym. Raczej dojdzie do spowolnienia tempa wzrostu, zwłaszcza wobec oczekiwań. To zaś przekłada się na stagflację.
— Stagflacja występowała w takich momentach jak przełom lat lat 2000 i 2001 czy pierwsza połowa 2008 r. Poprzedzała niestety recesję i koniec hossy na rynkach akcji. Więc nie jest to specjalnie dobry znak – twierdzi Jarosław Niedzielewski.
Podkreśla, że stagflacja dopiero majaczy na horyzoncie. Nie jest jeszcze problemem, więc na razie trudno mówić o zakończeniu trendu wzrostowego, należy jednak liczyć się z takim zagrożeniem.
— Szczególnie porównanie z 2000 r. nie jest przypadkowe. Cały czas uznaję, że hossa, z którą mamy do czynienia od 2009 r., się nie skończyła. Pandemia, wywołany nią krach i kryzys gospodarczy były tylko przerywnikiem, działającym na takiej samej zasadzie jak kryzys azjatycki, a zwłaszcza rosyjski, w trakcie hossy internetowej. NASDAQ stracił 30 proc., po czym mogliśmy obserwować dalszy wzrost tego indeksu — tłumaczy Jarosław Niedzielewski.

Analogii bez liku
Jego zdaniem jest jeszcze wiele innych elementów obecnej hossy, które można porównać do ostatniej fazy pompowania bańki internetowej. Pojawiła się „generacja inwestorów robinhoodowych”, którzy nie uczestniczyli w poprzednich latach obecnej hossy. Zaczęli w niej uczestniczyć tak jak nowi inwestorzy napłynęli na rynek w 1999 r.
— Spekulacja jest widoczna wszędzie. Nie tylko na kryptowalutach, gdzie jest najłatwiejsza — podkreśla Jarosław Niedzielewski.
W pewnych momentach ogromne wzrosty notowały spółki z sektora odnawialnych źródeł energii, zaliczane do indeksów ESG, parające się robotyką i automatyzacją, drukarkami 3D czy leczniczą marihuaną.
Podobieństwa do sytuacji sprzed lat dopatruje się też w roli ETF-ów z rodziny ARK, które inwestowały w Teslę Elona Muska. ETF-y ARK inwestowały w takie same spółki jak obecnie od kilku lat, ale dopiero od pandemicznego krachu weszły na czołówki amerykańskich serwisów informacyjnych.
— Cathie Wood , która zarządza funduszami ARK, jest pewną wyrocznią w czasach spekulacji pandemicznych i postpandemicznych, na takiej samej zasadzie jak w czasach, gdy Jeff Bezos dopiero zaczynał z Amazonem, wyrocznią była Mary Meeker, analityczka rynku internetowego z Morgana Stanleya — mówi Jarosław Niedzielewski.
Jego zdaniem, obecnie, gdy akcje Amazona są wyceniane powyżej 3500 USD, można oczywiście powiedzieć, że ich kupno w szczycie hossy internetowej za 100 USD było okazją. Jarosław Niedzielewski zwraca jednak uwagę, że w trzeba było przetrwać spadki ze 100 USD do 10 USD za akcję, a notowania wróciły do 100 USD dopiero po dekadzie.
Sześć spółek wartych obserwacji
Według dyrektora departamentu inwestycji Investors TFI o tym, czy to już jest koniec obecnej hossy, będzie świadczyć właśnie zachowanie kursów Amazona oraz Alphabetu (właściciel Google’a), Apple’a, Facebooka, Microsoftu i Visy.
— To jest sześć największych spółek, które bardziej lub mniej rosły przez 12 lat hossy. To jest ich hossa i to one dadzą sygnał do jej zakończenia — uważa Jarosław Niedzielewski.
Nie wierzy w generalną rotację kapitału ze spółek wzrostowych do value. Jego zdaniem taki tren jest widoczny w ostatnich 7-8 miesiącach, ale to raczej nadrabianie zaległości ze szczytu pandemii niż niwelowanie wieloletniej różnicy.
— GPW zawsze jest związana z tym, co dzieje się ze spółkami typu value, ponieważ tych spółek jest u nas bardzo dużo. Może trochę mniej niż kiedyś, bo doszły takie spółki jak CD Projekt czy Allegro. Cały czas jednak gros spółek z GPW to przemysł, banki, energetyka i paliwa. W poprzednich latach każda z tych branż miała jakiś problem. W 2021 r. coś się zmieniło. Problemy zniknęły albo zostały już zdyskontowane, a niektóre sektory — jak energetyka — zyskały nowe możliwości. Jest więc kilka elementów, które sprzyjały naszej giełdzie w pierwszej połowie 2021 r. i być może ta siła zostanie z nami do końca roku. Siła małych spółek jest widoczna od dłuższego czasu, ale większe też powinny ją pokazać — mówi Jarosław Niedzielewski.
Jego zdaniem jest realna szansa, że WIG20 w wersji uwzględniającej dywidendy pobije swój historyczny rekord. Brakuje mu do tego około 10 proc.