Wczorajsza euforia na giełdzie amerykańskiej znalazła odzwierciedlenie na naszej giełdzie jedynie przez pierwszą godzinę. Po godz. 10.00, kiedy to otworzył się rynek kasowy, było już tylko gorzej. Akcje zaczęto sprzedawać, indeks zaczął zniżkować, a kontrakty z minuty na minutę ustanawiały coraz to nowsze dzienne minimum.
Początek sesji na kontraktach terminowych wyglądał całkiem obiecująco. Po wczorajszej zwyżce za oceanem kontrakty zyskały na otwarciu pięć punktów w stosunku do wczorajszego zamknięcia, a po paru minutach ustanowiły swoje maksimum równe 1321 pkt. Gdy otworzył się rynek akcji i inwestorzy zaczęli realizować „nieoczekiwany” zysk, cena kontraktów zniżkowała do poziomu 1311 pkt. Później nastąpiła lekka poprawa. Kurs przez dalszą część sesji oscylował wokół 1314 pkt. Kolejny atak „niedźwiedzi” nastąpił o godz. 14.30. Wartość kontraktów spadła do 1309 pkt., a po krótkiej przerwie do 1305 pkt. Na zamknięciu, pod wpływem ograniczania przez inwestorów krótkich pozycji, kurs podniósł się o trzy punkty ostatecznie osiągając 1308 pkt. Dzienny wolumen obrotu serii FW20M2 wyniósł 5243 sztuki.
Jak już wspominałem zarówno we wczorajszym komentarzu, jak i dzień wcześniej, istotnym poziomem wsparcia na kontraktach jest 1305 pkt. Gdyby nie dzisiejsza radość naszych inwestorów w reakcji na zamknięcie notowań w USA mógłby być ten poziom testowany przez większość sesji, a co za tym idzie, byłoby wielce prawdopodobne, że zostałby on przełamany. Wydarzenia się jednak potoczyły inaczej. „Obrońców” 1305 pkt. uratował koniec sesji, ale jutro szczęście może już nie dopisać. Skoro dziś polski rynek nie wzrósł, to nasuwa się pytanie, dlaczego miałby to zrobić jutro. W mojej opinii jutrzejsza sesja może od razu rozpocząć się od sprawdzania siły liczby 1305, a ewentualnego poziomu wsparcia szukałbym w okolicach przedwczorajszego minimum – 1298 pkt., później nie ma już długo, długo nic.
Paweł Gołębowski