Inflacja znów wzrosła, ale niebawem spadnie

Marek Matusiak
opublikowano: 2000-03-16 00:00

Inflacja znów wzrosła, ale niebawem spadnie

POWYŻEJ OCZEKIWAŃ: Już dziś — zaledwie po dwóch miesiącach roku — wiadomo, że całoroczna inflacja będzie wyższa niż zapisano to w ustawie budżetowej.

Wzrost cen towarów i usług konsumpcyjnych w lutym w zasadzie nie był zaskakujący — analitycy już w grudniu ubiegłego roku przewidywali, iż stopa inflacji w pierwszych miesiącach tego roku przekroczy poziom 10 proc., i oficjalne dane statystyczne potwierdzają występowanie tej tendencji. Operowanie terminem „w zasadzie” ma jednak poważne merytoryczne uzasadnienie — rzecz w tym, iż nikt nie przewidywał tak wysokiego wzrostu cen w minionym miesiącu.

Z TAK DRASTYCZNYM windowaniem stopy inflacji mamy do czynienia już od lipca ubiegłego roku, gdy jej wskaźnik — w stosunku do analogicznego okresu poprzedniego roku — kształtował się na wielce zadowalającym poziomie 6,3 proc. Potem jednak z miesiąca na miesiąc było coraz gorzej. I jest nadal.

ZNAJDUJEMY SIĘ pod wpływem oddziaływania dwu nakładających się na siebie czynników. Po pierwsze — daje się jeszcze we znaki, choć na szczęście w zanikającym stopniu — opóźniony efekt schładzania gospodarki na przełomie lat 1998/99. Podjęte wówczas niefortunne decyzje miały bezpośredni wpływ na zachowanie się producentów, co owocowało wzrostem cen. Ale nie to było decydujące. Podstawowym elementem wpływającym na wysoką zwyżkę inflacji były wysokie podwyżki cen żywności i paliw.

CENY ŻYWNOŚCI rosną nadal w szybkim tempie, tak samo zresztą dzieje się z usługami, co w dużej mierze jest konsekwencją wzrostu cen paliw. Podwyżki ich cen wynikają tymczasem nie tylko ze wzrostu cen ropy na świecie, ale też i drastycznych podwyżek akcyzy oraz zmonopolizowania rynku paliw przez PKN. Podwyżki akcyzy na paliwa mają jednak poważniejsze znaczenie. Paradoks tej sytuacji polega na tym, że resort finansów z jednej strony deklaruje walkę z inflacją, z drugiej jednak dbając o wzrost dochodów budżetu, przyczynia się do jej wzrostu.

W TAKI oto sposób nadal drożeją wszystkie podstawowe produkty i doprawdy trudno się dziś zgodzić z tezą, iż od marca, a najpóźniej od kwietnia, wskaźnik inflacji będzie wyraźnie spadał. Spadek inflacji w środkowych miesiącach roku jest oczywiście przesądzony, ale jego głębokość stanowi coraz większą niewiadomą.

NIE ZNACZY TO jednak, iż inflacja może stanowić rzeczywiste zagrożenie dla polskiej gospodarki. Ze wstępnych szacunków wynika, iż zarówno w przemyśle, jak i budownictwie produkcja coraz bardziej się rozkręca, realne są perspektywy zwiększenia eksportu — jeśli więc miało to miejsce przy rosnącej inflacji, tym bardziej gospodarce nie przeszkodzi jej malejący wskaźnik.

WĄTPLIWOŚCI — i to poważne — budzi natomiast inna kwestia. Jest nią możliwość realizacji zapisu tegorocznej ustawy budżetowej, który mówi, iż średnioroczne tempo inflacji wyniesie 5,7 proc. , zaś w końcu roku jej stopa — w relacji grudzień do grudnia — nie przekroczy poziomu 5,2 proc. Już po wynikach stycznia analitycy — i to nie tylko z niezależnych ośrodków badawczych — mieli poważne wątpliwości, czy uda się zdławić całoroczną inflację do takiego poziomu. Dziś — a przecież jest o tym mowa w kontekście zaledwie dwóch pierwszych miesięcy — tych wątpliwości już nie ma: zapis budżetowy jest martwy i w żaden sposób nie da się go ożywić.

NADAL jednak trzeba walczyć o możliwie jak największe dławienie wzrostu cen. I temu właśnie celowi powinna służyć nie tylko polityka pieniężna, ale podporządkować należy mu całą politykę gospodarczą rządu. Założenia co do wysokości tegorocznej inflacji wprawdzie się nie sprawdziły, ale nadal możliwe jest uzyskanie jej wskaźnika w przedziale 5,4-6,8 proc., co swego czasu — pesymistycznie — zakładała Rada Polityki Pieniężnej.