Internet szybko zmieni oblicze konsultingu
Upowszechnienie się Internetu wymusza na firmach konsultingowych zmianę stylu działania. Zaczynają oferować zupełnie nowe usługi, z których przedsiębiorcy muszą korzystać, bo inaczej nie nadążą za konkurentami. Dotyczy to także polskich firm.
— Wielka Piątka przeżywa burzliwe zmiany. 23 maja Ernst & Young sprzedał swoją działalność konsultingową Cap Gemini międzynarodowej firmie doradczo- -informatycznej o rodowodzie francuskim. Pricewaterhouse-Coopers rozmawia o tym samym z Hewlettem Packardem. Andersen Consulting już dawno rozstał się z Arthurem Andersenem. Co jest powodem zmiany stylu działania firm Wielkiej Piątki?
— Dodam, że swoją praktykę konsultingową wystawiło na sprzedaż KPMG. Na razie nic nie mówi się o Deloitte & Touche, jednak wydaje się, że i ta firma musi to zrobić.
Wielką Piątkę firm konsultingowych postrzegano jako dostawców audytu i szeroko rozumianych usług doradczych. Spółki te zaczęły się jednak pozbywać konsultingu. Po pierwsze, wpłynął na to nacisk amerykańskiej komisji papierów wartościowych, która nie mogła zaakceptować, że audytorzy świadczą usługi doradcze, a podczas badania sprawozdań finansowych weryfikują niejako własną pracę. Narusza to podstawową cechę audytora — niezależność.
Siły odśrodkowe pojawiły się też w samych firmach. Konsulting zaczął przerastać audyt. Wzrost sprzedaży usług doradczych i informatycznych był tak szybki, że w ciągu relatywnie krótkiego czasu przychody z konsultingu dorównały wpływom z audytu. Firmy postrzegane jako audytorskie zaczęły pozycjonować się jako konsultingowe.
Jednocześnie w gospodarce amerykańskiej upowszechniło się motywowanie pracowników akcjami. Wobec boomu giełdowego dochody z akcji stały się czasem bardziej lukratywne niż pensje, zwłaszcza w przypadku spółek internetowych. A tymczasem pracownicy firm audytorskich nie mogą posiadać akcji przedsiębiorstw — klientów. Te zjawiska spowodowały proces oddzielania konsultingu od usług audytorskich i rozpad Wielkiej Piątki.
Cap Gemini Ernst & Young prowadzi w Polsce intensywną rekrutację. Powstanie firmy otwiera nowe możliwości świadczenia usług — od doradztwa aż po pełną integrację systemów, czyli ustawianie komputerów na biurkach i włączanie ich do gniazdka. W Wielkiej Piątce nasza działalność kończyła się wcześniej, usługi informatyczne były ograniczone do doradztwa.
— Czy te przemiany i upowszechnienie się Internetu oznaczają zmianę rodzaju świadczonych usług konsultingowych?
W latach 80. i 90. usługi doradcze polegały przede wszystkim na usprawnianiu działalności firm. Wszystko obracało się wokół redukcji kosztów, którą osiągano poprzez reorganizację procesów biznesowych i zmniejszanie zatrudnienia. W nowej gospodarce (connected economy) to za mało. Teraz idzie o tworzenie nowych jakościowo przedsiębiorstw. Connected economy ma trzy główne cechy charakterystyczne. Pierwszą jest tempo — wszystkie działania ulegają przyspieszeniu, informacja biegnie błyskawicznie, a transakcje mogą być dokonywane on-line. Gdy dzisiaj patrzymy na biznesplan dotyczący np. telekomunikacji, przygotowany 2-3 lata temu, to okazuje się, że coś, co w nim było przyszłością, teraz jest już zamierzchłą przeszłością. Klienci coraz częściej oczekują, że prace doradcze, które trwały 2-3 miesiące, teraz wykonamy w 2-3 tygodnie.
Drugą cechą connected economy jest to, że rynki stają się coraz efektywniejsze. Widać to na rynku pracy. Dawniej jego uczestnicy byli rozproszeni. Połączenie siecią powoduje skokowy wzrost przejrzystości i efektywności tego rynku.
Trzecią siłą napędową nowej gospodarki jest rosnąca rola aktywów niematerialnych. Kiedyś o bogactwie narodów decydował poziom uprzemysłowienia, zasoby naturalne. W latach 90. gospodarki na Zachodzie zaczęły zmierzać w kierunku usług coraz bardziej specjalistycznych. Do stworzenia firmy internetowej nie trzeba wiele — to nie huta, w której należy zbudować piece i zadbać o wkład. Bariery wejścia na ten rynek są niskie, jest on bardzo atrakcyjny dla każdego, kto ma zmysł przedsiębiorczości. W nowej gospodarce najważniejszymi aktywami są ludzie.
— Czy to oznacza, że doradztwo w e-biznesie jest teraz najważniejsze dla firm konsultingowych? Czy pozostały jakieś dziedziny, które mogą funkcjonować w oderwaniu od tych obszarów?
Firmy konsultingowe, które są liderami w myśleniu o biznesie, najszybciej zorientowały się, że connected economy oznacza nową jakość i niesie ze sobą ogromne szanse. Próbują one nakłonić swoich klientów, żeby również to dostrzegli. Oczywiście, podobnie jak szewc promując najnowsze wzory butów, nie rezygnuje z wytwarzania tradycyjnych modeli, tak i my staramy się zachęcić klientów do różnych działań, które stwarzają największe szanse wzrostu wartości ich przedsiębiorstw. Tradycyjne usługi doradcze nadal istnieją, choć są dość często wkomponowane w nowe jakościowo projekty. Widać to na przykładzie doradztwa kadrowego, w którym coraz częściej wykorzystuje się nowoczesne narzędzia informatyczne oraz uwzględnia wpływ nowej gospodarki na rynek pracy.
Przykładem tego jest też szybkie upowszechnianie się własności — pracownicy coraz częściej oczekują, że będą wynagradzani nie tylko pensją, ale wezmą na siebie ryzyko inwestycyjne, zostaną udziałowcami. Opcje na akcje nie są na razie w Polsce popularne, ale powoli się to zmienia. W tym kierunku idzie cały świat. W USA 52 proc. społeczeństwa posiada akcje. Zainteresowanie takimi instrumentami jest olbrzymie. Na każdego dolara zarobionego ze źródeł pracowniczych (pensji, emerytury, renty) Amerykanie zarabiają 25 centów z dywidend, sprzedaży akcji, czyli źródeł inwestycyjnych. Pracownicy stają się inwestorami i to zjawisko gwałtownie nabiera tempa.
— Czy te globalne zjawiska są już widoczne w Polsce?
Myślę, że Polsce dużo czasu zajmie zbudowanie dróg i sieci autostrad. W zakresie tego typu infrastruktury będziemy doganiać świat wolno, bo to wymaga dużych nakładów kapitału. Natomiast w przypadku najnowocześniejszych rozwiązań, gonimy liderów w bardzo dobrym tempie. Widać to choćby w telefonii komórkowej, podobnie jest z Internetem. Wiele firm zwraca się do nas, abyśmy pomogli im współtworzyć przedsięwzięcia odpowiednie dla nowych realiów. W Polsce realizuje się bardzo wiele takich projektów. Nie zostaliśmy wcale z tyłu.
— Co może Pani doradzić przedsiębiorcy, który po przeczytaniu tego wywiadu będzie się zastanawiał, co powinien zrobić. Może ma jeszcze czas i nie powinien jednak tak bardzo się przejmować trendami światowymi?
Polskie firmy powinny brać pod uwagę wszystkie istotne zmiany dokonujące się w gospodarce światowej. Nie mają czasu, rewolucyjne tempo zmian jest jedną z podstawowych cech connected economy. Powinny zatem jak najszybciej zrobić to, co firmy w USA i w Europie Zachodniej już uczyniły, czyli wypracować — czy to przy pomocy doradców, czy też samodzielnie — strategię przekształcenia się w przedsiębiorstwo typu company. Im wcześniej upadnie mit, że e-biznes jest tylko fanaberią młodzieży i fanów komputerowych, tym lepiej. A przecież sama niska cena Internetu stwarza olbrzymie możliwości, które mogą mieć wpływ na zwiększenie wartości firmy.
— Czy firmy w Polsce są już spóźnione, czy też teraz nadeszła właściwa pora na dokonywanie zmian?
Myślenie defensywne, że jest już za późno i nic się nie da zrobić, jest skazane na porażkę. Zawsze w biznesie było tak, że ci, którzy najszybciej odpowiedzieli na nowe wyzwania i trendy odnosili sukces. Wyzwań związanych z nową gospodarką nie powinniśmy traktować jak ryzyka, które należy zminimalizować, ale jako szansę, którą trzeba za wszelką cenę wykorzystać.