Inwestor Wojtek: Od podatku głowa mnie boli

Inwestor Wojtek
opublikowano: 2025-05-14 20:00

Choć stawka podatku od zysków kapitałowych w Polsce nie wygląda źle na tle innych krajów, sam system wciąż budzi zastrzeżenia. Sprawdziłem, jak to działa za granicą.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Bardzo ciężko pracujemy, jeśli chodzi o zmiany w podatku od zysków kapitałowych. Chcemy, aby była to kompleksowa propozycja dla osób, które oszczędzają przede wszystkim na rynku kapitałowym - powiedział w środę minister finansów Andrzej Domański, który zapewnił, że propozycja pojawi się przed wakacjami. Wcześniej obiecywał, że stanie się to w lutym, następnie w kwietniu, więc specjalnie nie przywiązuję się do jego słów. Ostatnio usłyszałem jednak opinię, że opodatkowanie zysków kapitałowych w Polsce nie jest takie złe. To odważna teza, bo jak wynika z corocznego Ogólnopolskiego Badania Inwestorów, aż 50 proc. ankietowanych uważa daninę za największą bolączkę polskiego rynku kapitałowego.

Postanowiłem bliżej przyjrzeć się sposobom opodatkowania zysków z kapitału w innych krajach europejskich oraz USA, żeby wyrobić sobie własną opinię i poszukać wzorców.

U sąsiadów nie jest najgorzej (i opłaca się mieć żonę)

Gdyby wziąć wszystkie kraje europejskie pod lupę, to stawka 19 proc. plasowałaby Polskę mniej więcej w środku tabeli – nie jest za wysoka, ale do najniższych też nie należy. Mniejsze podatki obowiązują np. w Grecji, Bułgarii i Czechach.

U naszych południowych sąsiadów podatek od zysków nie jest odrębną kategorią dochodu, tylko częścią ogólnego podatku od osób fizycznych (PIT), a stawka wynosi 15 proc. Inwestor, który trzyma akcje dłużej niż trzy lata i potem sprzedaje je z zyskiem, zwolniony jest z podatku do kwoty 40 mln CZK (około 7 mln zł). Warto jednak zaznaczyć, że tylko akcje czeskich spółek są objęte preferencyjnym traktowaniem, ale jest to niewątpliwie niezła zachęta do inwestowania długoterminowego i wspierania rodzimych spółek, którą w Polsce można rozważyć – z badania SII wynika, że ponad 66 proc. inwestorów trzyma akcje minimum pięć.

U zachodniego sąsiada, gdzie rynek kapitałowy jest dużo bardziej rozwinięty niż w Czechach i Polsce, zyski z akcji, obligacji czy dywidend są objęte podatkiem w wysokości 26 proc., ale dopiero kiedy skumulowany, roczny zysk z inwestycji przekroczy 1000 EUR (około 4240 zł), a w wypadku małżeństw, które nie podpisały intercyzy – 2000 EUR (ponad 8 tys. zł). Nie jest to może wiele – w pół roku zarobiłem prawie 7 tys. zł – ale już w Stanach Zjednoczonych podatki zaczyna się płacić dopiero kiedy zysk przekracza 47 tys. USD (około 180 tys. zł), a w wypadku małżeństw – 94 tys. USD. Stawka wynosi wówczas 15 proc., a przy większych dochodach 20 proc. Mowa tutaj oczywiście o osobach na co dzień mieszkających w USA – nierezydenci płacą 30 proc., a mieszkańcy UE połowę mniej dzięki podpisanej umowie o unikaniu podwójnego opodatkowania.

Na południu już nie tacy łaskawi

Są też miejsca, gdzie inwestorzy mają gorzej, np. w krajach śródziemnomorskich, gdzie tamtejsza biurokracja może czsem przyprawić o ból głowy. Stawka w Hiszpanii wynosi 19 proc., ale wraz z zarobkami rośnie. We Francji od każdego rodzaju dochodu kapitałowego potrąca się 30 proc., podczas gdy we Włoszech – 26 proc. dla inwestorów detalicznych.

1,32 proc.

Tyle maksymalnie wynosi podatek giełdowy w Belgii, który płaci się od transakcji zakupu, sprzedaży oraz umorzeń udziałów w funduszach inwestycyjnych. Jest ściągany u źródła, jeśli transakcja jest zawierana poprzez belgijską instytucje finansową. Transakcje, w których pośredniczy zagraniczny podmiot, trzeba samodzielnie zgłosić i uiścić podatek.

Jeszcze wyższe stawki dotyczą inwestorów w Skandynawii, ale nie oznacza to, że są równie obciążeni, co ich włoscy lub francuscy koledzy. W Szwecji podatek wynosi 30 proc., w Norwegii prawie 38 proc., a w Danii roczne zyski kapitałowe do 67,5 tys. DKK (około 140 tys. zł) są objęte stawką 27 proc. – potem od nadwyżki jest ściągane aż 42 proc. We wszystkich trzech krajach straty z inwestycji mogą pomniejszyć podatek do zapłaty. W Szwecji jeśli łączna suma dochodów z inwestycji oraz zysków i strat kapitałowych jest ujemna, podatnik może skorzystać z 30-procentowej ulgi podatkowej jeśli strata jest nie większa niż 100 tys. SEK (39 tys. zł). W przypadku większej straty przysługuje dodatkowe 21 proc. ulgi od nadwyżki ponad tę kwotę. Ulga ta musi być jednak wykorzystana w tym samy roku podatkowym, w którym zaksięgowano stratę, podczas gdy w Danii straty mogą być rozliczane w kolejnych latach bez ograniczeń.

Jak to zwykle bywa, każdy system podatkowy ma swoje plusy i minusy. W Czechach płaci się mniejszy podatek i premiowane jest inwestowanie długoterminowe, ale tamtejsza giełda wielu opcji inwestorom nie daje. W Niemczech jest kwota wolna od podatku, ale za to stawka jest wyższa, tak jak w krajach śródziemnomorskich. W Skandynawii - jak to w Skandynawii - podatki są wysokie, w Polsce - umiarkowane, a system dość prosty. Problem w tym, że - w przeciwieństwie do opodatkowania inwestycji w nieruchomości - nie ma w nim żadnych zachęt do inwestowania na rynku kapitałowym, nawet jeśli tylko długoterminowego (a taką mam stategię). Na tym powinny się skupić propozycje resortu finansów, na które musimy niestety cierpliwie czekać.

Więcej zachęt, Panie Ministrze!
Rafał Szczotka
Ekspert podatkowy i partner w PwC Polska

Stawka nominalna w Polsce – na pierwszy rzut oka – jest jedną z niższych w Europie. Problemem u nas jest to, że podatek trzeba płacić już od pierwszych zarobionych pieniędzy – nie ma kwoty wolnej od podatku, ani zachęt promujących inwestowanie długoterminowe. Np. w USA dochody kapitałowe z inwestycji dłuższych niż rok – do 47 tys. USD – są zwolnione z podatku. W Czechach jeśli zainwestujesz w akcje bądź udziały spółki na okres co najmniej trzech do pięciu lat i potem zbywasz je z zyskiem, to jesteś zwolniony z podatku do kwoty 40 mln CZK (około 7 mln zł). Ponadto w innych krajach jest możliwość rekompensaty straty z inwestycji – można ją sobie odliczyć od zysków z innych źródeł dochodów ze względu na brak tzw. koszykowania, czyli kategoryzacji źródeł dochodu (podstawa opodatkowania jest liczona od wszystkich źródeł). W Polsce takiej opcji nie ma. Zdarzają się też kraje (takie jak Belgia), które całkowicie zwalniają z podatku kapitałowego inwestycje przeprowadzane w ramach prywatnego majątku.

Rodzą się zatem pytania: Czy jest sens obejmowania podatkiem depozyty lub inwestycje, z których generujemy zysk nie większy niż 1000 zł? Czy nie warto promować stawkę preferencyjną dla ludzi, którzy do swoich inwestycji podchodzą długoterminowo? Jedno jest pewne: system nie stwarza wielkiej zachęty do podejmowania ryzyka. Polacy niestety mają małe zaufanie do rynków kapitałowych. Zmiany w systemie podatkowym mogłyby być pierwszym krokiem w odbudowie tego zaufania. Kluczowe nie jest jednak obniżenie stawki 19 proc., a raczej stworzenie zachęt inwestycyjnych poprzez np. promowanie inwestycji o dłuższym horyzoncie, jak dzieje się to np. USA

Inwestor Wojtek

Cześć, jestem Inwestor Wojtek, postać, za którą stoją doświadczeni dziennikarze giełdowi i analitycy PB. Chcę za 25 lat mieć w portfelu 1 mln zł. Inwestuję prawdziwe pieniądze (zacząłem od 50 tys. zł) w akcje, obligacje i inne instrumenty finansowe. Chcę edukować i promować inwestowanie na rynku kapitałowym. Jestem transparentny: z odpowiednim wyprzedzeniem napiszę, że zamierzam kupić lub sprzedać dane walory.

Skład mojego portfela i stopę zwrotu można obserwować na notowania.pb.pl/inwestor-wojtek.

Zachęcam też do zapisania się na mój newsletter>> oraz wysłuchanie podcastów>>