Inwestor Wojtek: Układanie puzzli, czyli giełda a dane makro

opublikowano: 2025-02-26 20:00

Świat inwestycji i rynków finansowych opiera się na analizie makroekonomicznej, ale jej wpływ na giełdę bywa nieoczywisty. Dane makro opisują przeszłość, podczas gdy inwestorzy muszą patrzeć w przyszłość. Jak więc interpretować wskaźniki gospodarcze i przekładać je na decyzje inwestycyjne?

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

24 lutego GUS opublikował dane o sprzedaży detalicznej w styczniu. Wzrosła ona 4,8 proc. r/r, trzy razy bardziej dynamicznie, niż spodziewali się ekonomiści ankietowani przez PAP. Ekonomiści ING skwitowali wynik jako sygnał, że „polski konsument z wigorem wkroczył w nowy rok”, a analitycy Pekao podkreślili, że najbardziej cieszy wzrost sprzedaży dóbr trwałych, jak meble, sprzęt RTV i AGD, części samochodowe. Tym razem reakcja inwestorów była raczej stonowana – dane nie wywarły tak znaczącego wpływu jak w październiku zeszłego roku, gdy odczyt grubo poniżej oczekiwań wstrząsnął giełdą. WIG20, w składzie którego są nastawione na konsumenta LPP, Allegro czy Dino - spadł, podobnie jak mWIG40, w którym niepoślednie role grają Żabka, CCC i Inter Cars.

Świat inwestycji opiera się na wielu fundamentach i jednym z nich jest analiza makroekonomiczna, czyli opis ogólnej sytuacji gospodarczej kraju oraz poszczególnych sektorów. Każdemu raportowi rynkowemu czy opracowaniu perspektyw sektora bądź spółki towarzyszy ocena sytuacji gospodarczej, jest ona zwykle punktem wyjścia, od którego przechodzi się do bardziej szczegółowej analizy branży i poszczególnych spółek. Nie ma inwestowania bez zrozumienia makroekonomii. Jednak połapanie się w gąszczu danych to już inna para kaloszy, zwłaszcza że GUS (i nie tylko) co miesiąc publikuje ogromną liczbę wskaźników makroekonomicznych. W tych danych jest bardzo dużo szumu, czyli informacji przypadkowych i nieistotnych, które można zlekceważyć.

Postanowiłem zatem porozmawiać z analitykami i zarządcami funduszy, aby zrozumieć, w jaki sposób uwzględniają otoczenie makroekonomiczne w swoich decyzjach inwestycyjnych.

Podstawy makro

Matką wszystkich danych jest PKB, a pilnie obserwowaną córką - inflacja, bo świadczą o tym, czy kraj, w którym inwestujemy, się rozwija i czy wzrost cen nie pożera oszczędności. PKB jest to najszersza miara aktywności gospodarczej, opisująca wartość wytworzonych towarów i usług (po odjęciu kosztów zakupów towarów i usług związanych z ich wytworzeniem), więc to jest też najszerszy obraz krajowego rynku, na którym funkcjonują spółki. Z kolei inflacja pokazuje nam kilka rzeczy: czy firmy mogą łatwo podnosić ceny, czy istnieje ryzyko wzrostu stóp procentowych, co mogłoby odciągać kapitał z giełdy.

- Z reguły przy oczekiwanym wzroście gospodarczym i stabilnej bądź spadającej inflacji giełdy radzą sobie dobrze. Natomiast najgorszym środowiskiem jest wysoka inflacja (lub deflacja) i kurczenie się gospodarki – mówi Daniel Kostecki, analityk z firmy CMC Markets.

Dodaje, że obecne środowisko wysokich stóp procentowych i niezłego wzrostu gospodarczego jest idealne dla banków, które dużo ważą w WIG20. Sektorowy subindeks WIG-Banki od rozpoczęcia podwyżek stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej w październiku 2021 r. urósł o prawie 100 proc. Ale dobra passa sektora bankowego już niekoniecznie przełożyła się na wynik WIG20 – w tym samym okresie indeks urósł niecałe 14 proc., chociaż łączny udział banków wynosi prawie 40 proc.

Zależność między danymi makro a ruchami na rynkach nie jest niestety jednoznaczna, mówi Bartosz Pawlak, zarządzający funduszami Allianz TFI. Ekspert podkreśla, że dane często odnoszą się do przeszłości lub teraźniejszości, a giełdy dyskontują perspektywy i oczekiwania.

- Nie ma prostego przełożenia danych makroekonomicznych na giełdy. Ważny jest przede wszystkim całościowy obraz gospodarki oraz zrozumienie kierunku, w którym zmierza. W swojej analizie uwzględniam dane makroekonomiczne i prognozy ekonomistów, w tym dynamiki wzrostu PKB, sytuację na rynku pracy i kondycję konsumenta, który jest jednym z istotnych komponentów wpływających na wzrost gospodarczy – mówi Bartosz Pawlak.

Dlatego warto śledzić nie tyle same suche dane, ale ich interpretacje i opracowania. Można czytać na przykład trymestralne Raporty o inflacji Narodowego Banku Polskiego, raporty makroekonomiczne takich banków jak PKO BP, Pekao, ING, Citibank, Millennium, które są dostępne za darmo na ich stronach internetowych. Polecamy też analizy zamieszczane przez analityków Pulsu Biznesu. Tam możemy znaleźć opis oczekiwanej sytuacji gospodarczej, a czasami też przewidywania sektorowe.

Najważniejsze w tym wszystkim jest zrozumienie, że same dane są jak elementy puzzli. Żeby ułożyć z nich obrazek, trzeba włożyć wysiłek, dlatego warto podpierać się opiniami analityków. I to najlepiej wielu, bo mają oni często różne zdania.

Jednemu rośnie, drugiemu spada

Jednym z ciekawszych w ostatnich czasach wskaźników są wydatki konsumentów, które obok inwestycji, wydatków rządowych i eksportu netto (relacja między importem a eksportem) składają się na PKB. Dla inwestorów giełdowych jest to ważny wskaźnik ze względu na bezpośrednią ekspozycję wielu spółek na wydatki konsumentów (Allegro, Żabka, Dino, LPP itd.).

- Badając konsumenta istotny jest dla mnie realny wzrost płac, czyli pomniejszony o inflację, który pokazuje, czy gospodarstwa domowe mają realnie mniej lub więcej pieniędzy – mówi Bartosz Pawlak.

Wielu z was pewnie pamięta, jak na przełomie lat 2023/24 powszechne były oczekiwania na ożywienie konsumpcji w ślad za wzrostem wynagrodzeń.

"Przed nami konsumpcyjny boom. Solidny wzrost PKB w II kwartale 2023 r. jest jedynie wstępem do jeszcze silniejszego ożywienia w kolejnych kwartałach" - pisali jesienią 2023 r. ekonomiści jednego z dużych banków.

Wtedy notowania wielu spółek rosły pod wpływem takich przewidywań. Dotyczyło to na przykład Dino, Eurocashu, czy VRG. Okazało się jednak, że popyt konsumpcyjny zaskoczył negatywnie. Kowalski wolał oszczędzać niż wydawać - a przynajmniej nie na wszystko. Ceny akcji wymienionych spółek zaliczyły słaby 2024 r. na fali rozczarowania konsumpcją.

Czy można było przewidzieć takie rozczarowania? Jeżeli ktoś dobrze śledził analizy makroekonomiczne, to mógł znaleźć też takie, które w 2023 r. ostrzegały przed wiarą w boom konsumpcyjny.

"Boom konsumpcyjny? Jaki boom konsumpcyjny? 2023 zamykamy rozczarowaniem" - pisał u progu 2024 r. inny duży bank.

Z tej historii wypływają też dwie ważne lekcje.

Pierwsza jest taka, że szerokie zjawisko makroekonomiczne może bardzo różnie wyglądać na poziomie sektorów gospodarczych. Ogólna dynamika konsumpcji rozczarowała w 2024 r., ale niektóre jej kategorie rosły. Tak działo się na przykład z wydatkami na podróże zagraniczne i dlatego kurs touroperatora Rainbow Tours bił rekordy. To pokazuje, że spojrzenie z lotu ptaka to nie wszystko, często trzeba zejść niżej na poziom sektorów.

Druga lekcja jest taka, że nawet w branżach dołujących mogą znajdować się spółki, które radzą sobie bardzo dobrze. Mają ciekawy model biznesowy, umieją odnaleźć się w swojej niszy, mają przewagi technologiczne. Na przykład w warunkach spadającej sprzedaży mebli i towarów wyposażenia domu bardzo słabo radziły sobie takie spółki jak Forte (producent mebli) czy Amica (producent AGD), ale za to bardzo dobrze Decora (producent podłóg).

- W ramach sektora poszczególne spółki mogą zachowywać się różnie. Widać to było w zeszłym roku, gdy gorsze od oczekiwań odczyty sprzedaży detalicznej, wskazujące na utrzymującą się niepewność konsumenta, miały różny wpływ na sprzedaż spółek z sektora handlu detalicznego, a ceny akcji zachowały się diametralnie różnie – niektóre istotnie wzrosły, inne spadły – tłumaczy Bartosz Pawlak.

Ulubieńcy inwestorów się zmieniają

Poza danymi na najwyższym poziomie ogólności - o PKB i jego składowych, inflacji - jest też bardzo wiele wskaźników sektorowych, które śledzą ekonomiści, a rzadziej inwestorzy. Do tego zestawu należą: produkcja sprzedana przemysłu (ogółem i w podziale na sektory), produkcja budowlano-montażowa, sprzedaż detaliczna (ogółem i w podziale na sektory), zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw (ogółem i w podziale na sektory), indeks nastrojów w przetwórstwie PMI, stopa bezrobocia, podaż pieniądza (w której kryje się akcja kredytowa).

Trzeba też pamiętać, że dla polskiego rynku duże znaczenie mają nie tylko polskie dane, ale też zagraniczne: ze Stanów Zjednoczonych, Niemiec czy Chin. One pokazują bowiem, jaka jest koniunktura w światowej gospodarce, a także wpływają na stopy procentowe w dolarach i euro, a tym samym przekładają się na apetyt inwestorów zagranicznych na ryzyko. Na przykład, wskaźnikiem, który co miesiąc budzi duże emocje na rynku, jest stopa bezrobocia w USA. Jest ona uważnie obserwowana przez bank centralny Fed i ma wpływ na decyzje o stopach procentowych.

- Rynki często popadają w pewnego rodzaju manię – raz skupiają się na jednym wskaźniku, raz na drugim. Mają swoich ulubieńców i potem ich śledzą – mówi Piotr Kuczyński, analityk DI Xelion.

Gwiazdą jednego sezonu nie są z pewnością stopy procentowe, czyli liczby spoza domeny GUS. Wiele wskaźników makroekonomicznych ma znaczenie dlatego, że wpływają właśnie na stopy procentowe, a dopiero pośrednio na zachowanie inwestorów. Wysokość stóp krótkookresowych ustala bank centralny. Służą one do hamowania i napędzania (a czasem ratowania) gospodarki, a ostatecznie do kontrolowania inflacji. Mają ogromny wpływ na to, jak duzi inwestorzy alokują kapitał w poszczególne klasy aktywów - obligacje, akcje, surowce, nieruchomości. Wpływają też na wyniki finansowe banków, koniunkturę w branży wierzytelności (kłania się Kruk), deweloperskiej (nie bez powodu rząd na gwałt uchwalał Bezpieczny kredyt 2 proc.) i wielu innych. W ich wypadku również nie mniej ważne jak decyzje (czasem zaskakujące) są oczekiwania.

Czytaj także: Niemiecki DAX bije rekordy i polski WIG, ale średniaki biorą rewanż