Analitycy rynku od wielu lat przyzwyczajeni byli do sytuacji, w której wzrost zapasów miedzi w oficjalnych magazynach giełdowych związany był ze spadkiem notowań tego metalu, zaś spadek zapasów przekładał się na zwyżkę notowań tego surowca. Dobitnym tego przykładem były lata 2002-05, kiedy nieustannie poprawianym rekordom notowań miedzi towarzyszył spadek zapasów w magazynach nadzorowanych przez giełdy LME, Shanghai i COMEX z jednego miliona ton do zaledwie kilkudziesięciu tysięcy ton.
Taka było do połowy roku 2009. Od tamtej pory obserwujemy nienaturalne zachowanie rynku. Pomiędzy ceną miedzi, a ilością tego surowca w magazynach giełdowych zaczęła występować dodatnia korelacja. Od lipca ubiegłego roku do dziś, cena miedzi wzrosła z 4800 USD za tonę do 8000 USD za tonę. Zapasy na światowych giełdach metali podwoiły się, osiągając prawie 800 000 ton.
To ciekawe zjawisko można wytłumaczyć wykorzystując dwa podejścia. Pierwsze, długoterminowe, zakłada, że inwestorzy dyskontują w cenie metalu pozytywne perspektywy dla rynku miedzi. Wysokie zapasy na giełdach traktują jako przejściowe. Drugie podejście zakłada, że zapasy czerwonego metalu są wskaźnikiem wyprzedzającym jego ceny. W tym wypadku należałoby oczekiwać, że ostatnio obserwowany dynamiczny wzrost cen miedzi zostanie zakończony korektą.
Dwa opisane wytłumaczenia dodatniej korelacji pomiędzy ceną miedzi, a zapasami, dobrze wyjaśniają obecne zachowanie uczestników rynku. Inwestorzy wykorzystują tani pieniądz, kierując strumień kapitału w perspektywiczne towary, takie jak miedź. Nikt chyba jednak nie wierzy, że rynek w ostatnim czasie zmienił się tak mocno, iż jeden z podstawowych czynników fundamentalnych, jakim są zapasy, będzie od tej pory zupełnie ignorowany.