Lerta, poznańska firma rozwijająca koncept wirtualnej elektrowni, dopina właśnie drugą już emisję akcji. Od inwestorów, których nazw na razie nie ujawnia, a którzy obejmą mniejszościowy pakiet papierów, otrzyma ponad 6 mln zł.

— Wiodącą rolę w tej rundzie finansowania odgrywa firma z branży odnawialnych źródeł energii, działająca w Polsce i na rynkach zagranicznych — mówi Borys Tomala, współzałożyciel i prezes Lerty.
Pieniądze na traderów
Dziś kontrolę nad Lertą mają jej założyciele i pracownicy, czyli Borys Tomala i Krzysztof Drożyński (mają łącznie 75 proc. akcji). Mniejszościowe pakiety akcji mają zaś PGE Ventures (13 proc.) z grupy PGE, energetycznego giganta, oraz fundusz ASI ValueTech Seed (13 proc.). Lerta unika na razie odpowiedzi na pytanie, czy obecni akcjonariusze biorą udział w prowadzonym właśnie podwyższeniu kapitału.
Cała operacja powinna zostać zamknięta i ogłoszona w ciągu kilku tygodni. Nowy kapitał będzie największym jednorazowym zastrzykiem pieniędzy, jaki Lerta dostała w swojej pięcioletniej historii. W ostatnich latach PGE i ASI ValueTech wsparli ją kwotą 2,5 mln zł, równolegle NCBR przyznał jej wsparcie na 5,6 mln zł. Teraz będzie to więcej (ponad 6 mln zł), ale ostatecznej kwoty Lerta na razie nie ujawnia.
— Pieniądze pozwolą nam zatrudnić traderów i rozwinąć ofertę w obszarze handlu energią elektryczną i origination [tworzeniu i zarządzaniu produktami na rynkach towarowych — red.], a także wyjść z nimi na rynki zagraniczne — zapowiada Borys Tomala.
Z energią na Węgry
Nad nowa ofertą i rynkami pracować ma Dawid Klimczak, który dołączył do Lerty w sierpniu jako szef operacyjny. Wcześniej przez osiem lat związany był z grupą Enea, ostatnio jako prezes Enea Trading. Dawid Klimczak rekrutuje już zespół i zapowiada otwarcie biura na Węgrzech, w Rumunii i na Tajwanie.
— Chcemy tam działać na rynku hurtowym i bilansującym, nie będziemy handlować energią na własny rachunek — zapowiada Dawid Klimczak.
Będzie też rozwijać usługi FCR i FRR, które — w skrócie — zakładają bardzo szybkie, trwające sekundy, ograniczanie lub zwiększanie poboru lub produkcji energii na żądanie np. operatora systemu. Dziś Lerta osiąga już część przychodów za granicą. Ma w Niemczech partnera, który oferuje swoim klientom system do zarządzania zużyciem energii.
Kusi rynek PPA
Lerta, której nazwa w esperanto oznacza zręczny, zdolny, wyrosła na tworzeniu systemów informatycznych do monitorowania i optymalizowania zużycia energii w zakładach przemysłowych. Dziś większośćprzychodów czerpie z usług DSR (demand side response), polegających na odpłatnym zmniejszaniu poboru energii na wezwanie operatora systemu elektroenergetycznego, czyli PSE. Opiera je na koncepcie wirtualnej elektrowni, czyli inteligentnego oprogramowania, które łączy wielu wytwórców, magazyny energii i konsumentów. Firma wchodzi też na rynek fotowoltaiki.
— Interesują nas umowy PPA [power purchase agreement — red.], czyli długoterminowe kontrakty wiążące odbiorcę z wytwórcą odnawialnej energii — precyzuje Borys Tomala.
Opłata mocowa straszy
W zeszłym roku Lerta miała prawie 1 mln zł przychodów wobec 769 tys. zł w 2018 r. Zysk EBITDA (zysk operacyjny plus amortyzacja) wyniósł 87 tys. zł wobec prawie 600 tys. zł straty rok wcześniej. Na poziomie netto 2019 r. przyniósł 66 tys. zł straty. Zysk netto pojawi się — być może, jak mówi Borys Tomala — w przyszłym roku.
— Na tym etapie naszym celem jest tworzenie wartości dla akcjonariuszy, a nie maksymalizowanie zysków — zapewnia Borys Tomala.
Pandemia uniemożliwiła Lercie pozyskiwanie nowych klientów, ale po odmrożeniu gospodarki okazało się, że ich nie brakuje.
— Firmy są zainteresowane optymalizowaniem zużycia energii, a motywuje je m.in. perspektywa wejścia tzw. opłaty mocowej, która od przyszłego roku podwyższy rachunki za energię elektryczną — mówi Borys Tomala.