Inwestorzy z niepokojem patrzą na Zatokę Perską

BMK
opublikowano: 2007-04-03 00:00

Będzie kolejna wojna? — ekonomiści są w tej kwestii podzieleni, a rynek czeka. Jeśli ten scenariusz się ziści, oberwiemy po kieszeni.

Będzie kolejna wojna? — ekonomiści są w tej kwestii podzieleni, a rynek czeka. Jeśli ten scenariusz się ziści, oberwiemy po kieszeni.

Doniesienia rosyjskiej prasy o planowanej przez USA na 6 kwietnia akcji zbrojnej przeciwko Iranowi odbiły się na zachowaniu światowych inwestorów. Zmiany dotyczyły głównie kursu ropy naftowej, a także notowań amerykańskiej waluty.

— Wstępne ruchy widoczne były już w piątek, gdy niepokój inwestorów skierował kurs EUR/USD w kierunku 1,35 — relacjonuje Jarosław Janecki, główny ekonomista Societe--Generale (SG).

Zdaniem Marka Nienałtowskiego, głównego analityka Secus Asset Management (SAM), wśród inwestorów na świecie wyczuwa się ostatnio podniecenie związane z sytuacją w Zatoce Perskiej.

— Widać to w cenach ropy naftowej, które podskoczyły do poziomów najwyższych od września. W innych segmentach rynku reakcji nie było — dla inwestorów ważniejsze od sytuacji na Bliskim Wschodzie są np. dane makroekonomiczne z USA, wypowiedzi Alana Greenspana i Bena Bernanke czy władz chińskich — uważa analityk SAM.

Jak zapewnia Marcin Mrowiec, ekonomista Banku BPH, odpryski kwestii irańskiej nie były specjalnie odczuwane także na krajowych rynkach złotego i obligacji.

— Na razie inwestorzy obserwują, co dzieje się wokół Iranu. Żeby nasz rynek zareagował, musiałoby dojść do eskalacji konfliktu — uważa Marcin Mrowiec.

Według Marka Nienałtowskiego, taki scenariusz jest prawdopodobny.

— Na razie wszyscy czekają na rozwój wypadków. Podejrzewam, że Amerykanie mogą zaatakować, choć prawdopodobnie nie wejdą do Iranu, który ma znacznie lepiej wyszkoloną armię, niż miał Irak, lecz skończy się na nalotach. Taka sytuacja skutkowałaby natychmiastowym wzrostem cen ropy na świecie. Na razie jednak informacje o eskalacji konfliktu są sprzeczne — uważa Marek Nienałtowski.

Jarosław Janecki przypomina, że niepewność związana z konfliktem zbrojnym zwykle działa na rynki negatywnie.

— Dotyczyłoby to także Polski, która dość szybko reaguje na zmiany cen ropy na świecie. To oznaczałoby większy od przewidywanego dziś wzrost cen — uważa ekonomista SG.

Jak zauważa Marcin Mrowiec, osłabienie dolara względem złotego tylko częściowo ochroniłoby nas przed wzrostem cen paliw.

— Już dziś widać to na stacjach benzynowych. Droższa ropa, to wyższe koszty transportu, które zaważą na przewidywanym przez nas wzroście do 2,3 proc. w marcu indeksu cen. A jeśli inflacja zacznie zahaczać o 2,5 proc., będzie to ostatni dzwonek do podwyżek stóp procentowych — uważa ekonomista Banku BPH.

Według Marka Nienałtowskiego, interwencja w Iranie odbiłaby się negatywnie także na polskim rynku akcji i obligacji.

— Inwestorzy, którzy w takich sytuacjach wybierają bezpieczniejsze inwestycje, chętniej kupowaliby franka, a także przerzucali się na bezpieczne i nieźle oprocentowane obligacje amerykańskie, co w dłuższym okresie wspierałoby dolara — uważa Marek Nienałtowski.

Jednak według Łukasza Tarnawy, głównego ekonomisty PKO BP, rynki światowe przyjęły informacje o możliwości ataku USA na Iran ze sporą rezerwą.

— Rynek nie przyjmuje scenariusza militarnego za prawdopodobny. Kolejne zaangażowanie się Stanów Zjednoczonych nie jest uwzględniane w cenach. Wysokie ceny ropy odzwierciedlają raczej generalne ryzyko geopolityczne w regionie: terroryzm, ograniczenia dostaw ropy, konflikty regionalne czy nawet konflikt dyplomatyczny między USA i Iranem, ale nie scenariusz ataku zbrojnego — uważa Łukasz Tarnawa.