Sezon prognoz na 2025 r. ruszył na dobre. Na razie konsens idzie w stronę utrzymania prymatu w rankingu stóp zwrotu przez giełdę amerykańską, Europa ma tkwić w stagnacji, a sukces polskiego rynku będzie w dużej mierze zależeć od dalszego rozwoju wojny w Ukrainie. Rynki lubią jednak sprawiać niespodzianki, mówili uczestnicy debaty na konferencji ForFin24 zorganizowanej przez Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych.
Rok rozczarowań i bitcoina
Do tej pory rynki wschodzące, do których należy Polska, nie mogą uznać 2024 r. za udany. Od początku roku stopa zwrotu indeksu MSCI Emerging Markets (MSCI EM) wynosi 11,6 proc. (stan na 31 października 2024), czyli o ponad połowę mniej niż S&P 500 (+27,4 proc.). Dwucyfrowy wzrost MSCI EM inwestorzy zawdzięczają w głównej mierze chińskim rynkom, które wzrosły na fali pakietu stymulacyjnego ogłoszonego pod koniec września. Najważniejsze indeksy, jak CSI 300, grupujący 300 największych spółek z giełd w Szanghaju i Shenzen, oraz szanghajski SSE wzrosły od początku roku o - odpowiednio 15,3 i 13,7 proc. Niestety, daleko w tyle jest WIG, który urósł o nieco ponad 4 proc.
- Jednym z tegorocznych rozczarowań był słaby konsument, co widać w danych o sprzedaży detalicznej. Innym rozczarowaniem jest nasz polski rynek, który miał przez większą część roku warunki do wzrostu dzięki m.in. słabości dolara. Natomiast do wygranych tego roku bez wątpienia zaliczyłbym bitcoina – mówi Łukasz Wójcik z zespołu zarządzania portfelami w Biurze Maklerskim Pekao.
Kryptowaluty można uznać za temat wciąż kontrowersyjny w świecie finansów, co nie zmienia faktu, że bitcoin przeżywa kolejny okres świetności. Od stycznia kurs wzrósł o 124,5 proc. i według ekspertów to tylko kwestia czasu, zanim przebije pułap 100 tys. USD. Od kryptowalut nie stroni Emil Łobodziński, doradca inwestycyjny z Biura Maklerskiego PKO BP, który widzi w nich dobre źródło dywersyfikacji portfela.
- Dla osób z portfelem zdywersyfikowanym był to zdecydowanie dobry rok: jak inwestor miał akcje amerykańskie, kryptowaluty, złoto, to miał powody do radości. Nawet na obligacjach by nie stracił. Najsłabiej wypadli ci, którzy obstawiali rynki wschodzące, pomijając Chiny. Niestety, nasz rynek w ostatnich kilku miesiącach również rozczarowuje. Wszyscy liczyliśmy na więcej – mówi Emil Łobodziński.
Obligacje dobre na dłuższą metę
Ekspert dodaje, że innym dobrym źródłem dywersyfikacji są obligacje skarbowe. Ich wycena będzie w dużej mierze zależeć od ścieżki, jaką obierze Rada Polityki Pieniężnej dla stóp procentowych. Niemniej tego rodzaju instrumenty pełnią ważną funkcję stabilizatora portfela, a rentowność 10-letnich polskich obligacji skarbowych wynosi obecnie 5,5 proc.
- Chciałbym zaznaczyć, że jest różnica między inwestowaniem w obligacje długoterminowym a krótkoterminowym. Patrzenie na tę klasę aktywów w perspektywie pół roku bądź roku podchodzi pod spekulację. Obligacje z zasady mają być inwestycją bezpieczną i stabilizującą portfel. Obecnie można dostać 5,5 proc. na 10-letnich polskich obligacjach, co w długim terminie jest bardzo atrakcyjną stopa zwrotu – mówi Emil Łobodziński.
Podobnie uważa Marcin Brendota, analityk z Biura Maklerskiego Alior Banku.
- Zgadzam się ze stwierdzeniem, że obligacje pełnią funkcję przede wszystkim stabilizacyjną, ale uważam, że można też na nich zarobić. Warto podkreślić, że stopy procentowe mają wpływ na obligacje o krótszym terminie zapadalności, natomiast perspektywy inflacji mają bardziej wpływ na te o dłuższym terminie, czyli 7-10 lat. Oczekiwania względem zmniejszenia presji inflacyjnej są raczej pozytywne, w związku z czym dług krajowy i zagraniczny warto dodać do portfela – mówi Marcin Brendota.
W USA trzeba uważać
Analitycy Goldman Sachs ocenili amerykańską gospodarkę w 2024 r. jako silną i odporną, dlatego spodziewają się kontynuacji dobrej passy tamtejszej giełdy – w 2025 r. indeks S&P 500 ich zdaniem wzrośnie o 10 proc. Przy tym wszystkim trzeba mieć na uwadze, że koncentracja inwestorów na amerykańskim rynku akcji pozostaje blisko najwyższego poziomu od stu lat. Analitycy Bank of America wyliczyli, że w 2024 r. udział wielkich spółek technologicznych (znanych jako wspaniała siódemka) w indeksie S&P 500 wzrósł do ponad 30 proc. oraz był odpowiedzialny za połowę rocznego zwrotu indeksu.
- Jesteśmy już po dwóch latach wzrostu na S&P 500 i każdy rok przyniósł ponad 20-procentową zwyżkę, więc można zadać pytanie, czy jesteśmy u szczytu optymizmu. Siła indeksów amerykańskich w porównaniu do reszty świata jest na najwyższym poziomie od 75 lat i jest prawie trzy razy większa niż w momencie pęknięcia bańki internetowej ponad 20 lat temu. To pokazuje dość ekstremalny przepływ kapitału do USA - mówi Łukasz Wójcik.
Ekstremalny czy nie, optymizm zdaje się królować wśród największych banków z Wall Street. W raporcie opublikowanym w poniedziałek, 2 grudnia, analitycy Bank of America prognozują osiągnięcie przez S&P 500 szczytu 6666 pkt pod koniec przyszłego roku, co oznaczałoby ponad 10-procentowy wzrost od zamknięcia sesji z 2 grudnia (6047,14 pkt). Jeszcze większymi optymistami są analitycy Deutsche Banku, którzy twierdzą, że indeks przebije nawet 7000 pkt, co oznaczałoby prawie 16-procentowy wzrost. Do tak optymistycznych prognoz trzeba jednak podchodzić ostrożnie, podkreśla Emil Łobodziński.
- Odkąd pamiętam, to rynek amerykański zawsze był drogi i to z czegoś musi wynikać. Sam fakt, że wyceny w USA są wysokie, nie jest wystarczającym argumentem, by indeksy poszły w dół. Perspektywy wzrostu zysków na przyszły rok są dobre, ale trzeba obserwować strategie największych banków. Jeśli większość powie, żeby inwestować w USA, to trzeba to traktować jako sygnał ostrzegawczy – jak wszyscy się w czymś zgadzają, to znaczy, że coś może być nie tak – mówi Emil Łobodziński.
Geopolityka to nie wszystko
Perspektywy Polski na przyszły rok w dużej mierze zależą od czynników zewnętrznych, m.in. dalszego rozwoju wojny w Ukrainie oraz przypływu zagranicznego kapitału, uważa Łukasz Wójcik.
- Niestety rynki wschodzące, w tym Polska, mają taką przypadłość, że są bardzo zależne od przepływów kapitału. Na naszym rynku można wyróżnić trzy źródła kapitału: zagraniczny, który odpowiada za mniej więcej 70 proc. obrotów, krajowe fundusze inwestycyjne oraz inwestora indywidualnego. Inwestorzy zagraniczni mają też inną wizję rozwoju gospodarki polskiej w przyszłym roku niż nasi ekonomiści – widzą pogorszenie danych PKB i dopóki wojna w Ukrainie trwa, to nie chcą na naszym rynku zostawać. Słabe IPO Żabki niestety zraziło inwestora indywidualnego, więc czekamy na powrót kapitału zagranicznego – mówi Łukasz Wójcik.
Na razie Żabka nie zdołała skraść serca inwestorów – od debiutu na GPW w październiku notowania sieci sklepów typu convenience zanurkowały o prawie 9 proc. Rozczarowujący debiut przyczynił się też do odwołania IPO spółek TTMS i Studenac. Szansy na wzrost można szukać w np. obniżce stóp procentowych, choć w długim terminie może się to odbić na zyskach banków, mówi Marcin Brendota.
- Nie wiem, czy sektor finansowy, a szczególnie banki będą w stanie osiągnąć tak dobre wyniki jak w 2024 r. przy obniżającej się presji inflacyjnej i cięciach stóp procentowych. Jeśli chodzi o sektor niefinansowy, to dane o sprzedaży detalicznej i produkcji przemysłowej nie zachwycają, ale szansę w poprawie sentymentu upatrywałbym właśnie w obniżce stóp – mówi Marcin Brendota.
Indeks WIG-Banki wzrósł o prawie 13 proc. od początku roku i sektor ma w planach hojne wynagrodzenie akcjonariuszy w postaci dywidend. Według konsensu prognoz analityków zebranego przez agencję Bloomberg można spodziewać się ponadośmioprocentowej stopy dywidendy z akcji takich banków jak Santander, Pekao, Bank Handlowy czy ING.
- Wiele naszych spółek jest nisko wycenianych i to jest czynnik, który może ograniczyć potencjalne spadki. Poza tym wiele spółek oferuje wysoką stopę dywidendy - rzędu 8, 10 lub nawet 12 proc. – mówi Emil Łobodziński.