Umocnienie dolara i spadek cen ropy to reakcja rynku na zgodę Iraku na bezwarunkowe wpuszczenie do kraju inspektorów rozbrojeniowych ONZ. W górę poszły też giełdy i kontrakty terminowe. Lecz ekonomiści wątpią w możliwość uniknięcia wojny.
Dolar umocnił się do poziomu nie notowanego od trzech miesięcy po informacji, że Irak zgodził się na bezwarunkowe wpuszczenie inspektorów rozbrojeniowych ONZ. Zgoda na powrót przedstawicieli Narodów Zjednoczonych była podstawowym warunkiem uniknięcia amerykańskiego ataku na Irak. Decyzja rządu Saddama Husajna odsuwa więc w czasie ewentualną interwencję. Ekonomiści wątpią jednak, czy na zawsze.
Inwestorzy nie kryli wczoraj zadowolenia z decyzji Bagdadu, rezygnując z lokat w instrumenty uważane za najbezpieczniejsze. Jednocześnie przenoszono środki na instrumenty ostatnio niedowartościowane. Dolar umocnił się na światowych rynkach wobec większości walut, osiągając najwyższy od trzech miesięcy poziom wobec franka szwajcarskiego, uznawanego za jedną z najbezpieczniejszych walut świata. Cena ropy spadła z kolei poniżej 28 USD za baryłkę, osiągając poziom 27,52 USD. Do 314,9 USD za uncję spadła też cena złota w Londynie. Rosły zaś ceny obligacji, zwłaszcza amerykańskich i niemieckich.
Po zgodzie Saddama Husajna na powrót inspektorów rozbrojeniowych do Iraku rynki odetchnęły. Jednak analitycy obawiają się, że jest to stan tymczasowy.
— Irak nie spełnił wszystkich warunków ONZ, czyli odejścia Saddama Husajna i wprowadzenia demokracji. To daje USA argument za interwencja zbrojną — mówi Richard Mbewe, główny ekonomista WGI.
Jego zdaniem, inspektorzy ONZ niczego nie znajdą, ponieważ Irak opracował dopiero technologię, natomiast samej broni masowej zagłady jeszcze nie wyprodukował. Jednak to wystarczy, ponieważ chętnych do sprzedaży materiałów niezbędnych do jej produkcji nie zabraknie na całym świecie, także w USA. Odsunięcie od władzy Saddama Husajna jest więc nieuniknione, ale może się spotkać ze sprzeciwem w samym ONZ.
— Naciski na zmianę władzy w Iraku mogą spowodować opór małych krajów. To oznacza ingerencję mocarstw w ich niezależność. Zostanie stworzony precedens, a zagrożone mogą się poczuć Syria, Libia czy Korea Północna — ostrzega Richard Mbewe.
W kontekście spodziewanego ponownego zaognienia sytuacji w Zatoce Perskiej analitycy rysują różne scenariusze rozwoju sytuacji na światowych giełdach i rynku finansowym. Najpopularniejsza jest opinia, że wzrost cen ropy przełoży się na znaczący wzrost inflacji oraz zachwianie bilansu handlowego importerów tego surowca. Wszystko jednak zależy od sposobu prowadzenia ewentualnych działań wojennych — szybka i udana interwencja spowoduje, po chwilowym rozchwianiu rynku, poprawę nastrojów i powrót optymizmu. Natomiast dłuższy konflikt może skutkować wzrostem niepewności. W ocenie Marcina Mroza, ekonomisty Societe Generale, ceny ropy nawet po osiągnięciu rekordowych notowań szybko powrócą do poprzedniego poziomu. Inne niż podczas poprzedniej wojny z Irakiem są uwarunkowania gospodarcze, inny jest stan zapasów oraz nastroje w krajach OPEC.
Jednak w obu wypadkach największym beneficjentem ewentualnej wojny będą kraje europejskie. Po zamachach z 11 września 2001 r. mit o nietykalności Stanów Zjednoczonych został obalony, dlatego kapitał będzie szukał sobie miejsca w Europie. Mimo że ewentualne działania zbrojne nie będą prowadzone na terytoriach USA.
— Eskalacja konfliktu w Zatoce Perskiej spowoduje obawy o działania odwetowe na terenie USA, więc inwestorzy będą szukać bardziej bezpiecznych rynków. Wycofane środki ulokują w Europie, co wpłynie na wzrost wartości euro kosztem amerykańskiej waluty — tłumaczy Marcin Mróz.
Przez cały dzień rosły też indeksy giełdowe i kontrakty terminowe. Więcej na ten temat na str. 20