Jak inwestować w czasie kryzysu

Eugeniusz TwarógEugeniusz Twaróg
opublikowano: 2022-03-03 13:19
zaktualizowano: 2022-03-07 20:00

W żadnym kraju regionu nie było szturmu na banki - tylko w Polsce. Czy wybieranie gotówki ma sens? W co i jak inwestować pieniądze?

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • Dlaczego wyciąganie gotówki z banku nie ma sensu
  • Czy może braknąć pieniędzy w bankach
  • Jak zachowywały się rynki w czasie największych kryzysów na świecie ostatniego półwiecza
  • W co i jak inwestować obecnie pieniądze

Powoli opada fala naporu klientów na bankomaty i kasy bankowe. W ciągu minionego tygodnia ilość gotówki na rynku mogła wzrosnąć nawet o kilkadziesiąt miliardów złotych. Ludzie najczęściej wyciągali z bankomatów po kilka tysięcy złotych, żeby mieć w domu pod ręką, ale byli też tacy, którzy likwidowali lokaty i czyścili rachunki do zera. Z relacji bankowców wynika, że zdarzały się wypłaty idące w setki tysięcy, a nawet miliony złotych.

Z psychologicznego punktu widzenia chęć wyciągnięcia z banku swoich pieniędzy jest zrozumiała. Pod względem logicznym - wcale nie.

- Najbezpieczniej trzymać pieniądze w banku. To oczywiste. Zrozumiałe jest, że klienci chcą mieć w domu trochę gotówki. Dla każdego próg poczucia bezpieczeństwa jest inny: jednemu wystarczy 5-10 tys. zł, ktoś inny zlikwiduje lokatę na 100 tys. zł. Trzeba jednak zadać sobie pytanie o motyw, dlaczego tak robię i co w ten sposób zyskuję – mówi Daniel Szewieczek, dyrektor zarządzający obszarem oszczędności i inwestycji w ING Banku Śląskim.

Banknotów nie braknie

Jeśli ktoś obawia się, że pieniędzy w bankach zabraknie, to jest w błędzie. NBP jest w stanie dostarczyć, jak to ujął kiedyś Adam Glapiński, prezes banku centralnego, nieprzeliczone ilości gotówki. Byle tylko nie zabrakło papieru w drukarniach. Inna sprawa to czasowe braki wynikające ze względów logistycznych.

- Może się zdarzyć, że na skutek dużego popytu w którymś bankomacie zabraknie gotówki, ale jesteśmy ją w stanie szybko dostarczyć. To samo dotyczy kas: wypłacamy pieniądze na bieżąco, a na większe kwoty przyjmujemy awiza – mówi Daniel Szewieczek.

Zupełnie nietrafione są obawy o brak dostępności walut obcych. Mogły być zasadne w marcu 2020 r., w pierwszych dniach covidowego lockdownu, kiedy świat się zatrzymał, granice zostały zamknięte i zawieszono loty. Ale nawet wtedy banki czarterem przywiozły euro, dolary i funty w gotówce.

- Rozsądnie jest kupić trochę walut: euro, dolary, funty i trzymać na rachunkach walutowych. Przy pomocy karty płatniczej może je w razie potrzeby wypłacić w dowolnym kraju. Nie trzeba natomiast wyciągać oszczędności w walucie obcej, bo jest to co najmniej niepraktyczne i niebezpieczne – mówi Daniel Szewieczek.

Warto przypomnieć, że po fali wypłat gotówkowych w pierwszych, covidowych miesiącach, istotnie wzrosła liczba kradzieży i włamań.

Oprocentowanie idzie w górę

Daniel Szewieczek zaleca zachowanie spokoju, nie uleganie plotkom i fake newsom. Podkreśla, że system bankowy w Polsce jest bardzo stabilny, świetnie skapitalizowany, a bank, niezależnie od okoliczności, pewnym i bezpiecznym miejscem przechowywania oszczędności. Zwraca uwagę na solidne fundamenty polskiej gospodarki, dla której prognozy wzrostu, nawet skorygowane w związku z wojną w Ukrainie, są dobre.

- Dzisiaj rynki są bardzo chwiejne, przyszłość niepewna. My rekomendujemy klientom bezpieczne formy inwestowania, głównie w konta oszczędnościowe, lokaty, których oprocentowanie zaczęliśmy podwyższać. Ono stopniowo, ale systematycznie będzie rosło. Klienci coraz bardziej interesują się też obligacjami skarbowymi. Trzeba dodać, że w obliczu wojny jest to instrument trudny, ale o wysokim poziomie bezpieczeństwa – mówi Daniel Szewieczek.

Lekcja historii dla inwestorów

Inwestorzy niejednego doświadczyli w ostatnich kilkudziesięciu latach: wojna w Afganistanie i Iraku, krach rynków wschodzących 1998 r., wojnę z terroryzmem, bańkę dotcomową, Lehman Brothers, zajęcie Krymu i pandemię. Wojnę w sercu Europy, w klasycznym wydaniu, czyli z użyciem ciężkiego sprzętu pamiętaj już tylko Warren Buffet. Co zrobić z pieniędzmi w czasach, gdy za naszymi plecami wybuchają bomby i rakiety?

Sytuacja jest absolutnie nadzwyczajna, jednak Bartosz Pawłowski, chief investment oficer w mBanku, sugeruje, że jedynym sposobem, żeby spróbować się rozeznać się w sytuacji, jest szukanie analogii w przeszłości i analiza zachowań rynków. Jego zdaniem dobrym punktem odniesienia jest początek pandemii, której zresztą drugą rocznicę będziemy obchodzić w najbliższych dniach. Wtedy też dominowała niepewność, a nawet groza, ludźmi targały obawy o bezpieczeństwo fizyczne i przerażała niepewność jutra. Przed bankami ustawiały się kolejki. Zamknięte było niebo oraz granice.

- Jak się okazało, gospodarka w niezłej kondycji przetrwała pierwszy rok pandemii. Potem przyszły kolejne fale koronawirusa, dołując rynki. Równo dwa lata temu, w marcu, był najlepszy moment do kupna aktywów. Inwestorzy bali się jednak, ponieważ przyszłość wydawała się niepewna. Tymczasem zaczął się okres wzrostów i ceny akcji osiągnęły historyczne poziomy – mówi Bartosz Pawłowski.

Dodaje, że historia ostatnich kilkudziesięciu lat uczy, że po gwałtownych wydarzeniach nie dochodzi do eskalacji kryzysu. Nawet jeśli nie zostaje on zażegnany, to stan napięcia utrzymuje się, jednak nowe punkty konfliktu już nie powstają. Standardowo rynki reagują przeceną na szokujące sytuacje, ale z czasem indeksy idą w górę.

Bartosz Pawłowski przyjrzał się zachowaniu giełd przed i po najgłośniejszych kryzysach ostatniego półwiecza: starciu w Zatoce Tonkińskiej (1964 r.), wojnie Jom Kippur (1973 r.) i kryzysie naftowym, pierwszej wojnie w Zatoce Perskiej (1990 r.), wojnie w Afganistanie i drugiej wojnie w Zatoce Perskiej (2003 r.) oraz zajęciu Krymu (2014 r.).

- Zrobiłem analizę i wykres indeksu akcji przed konfliktem, po rozpoczęciu działań i 100 dni później. Punktem zwrotnym zawsze jest moment wybuchu konfliktu. Wtedy ceny spadają, czasem gwałtownie. Potem zawsze są wzrosty. W przypadku inwazji na Krym w ciągu 100 dni indeksy wrosły o ok. 7 proc. – mówi Bartosz Pawłowski.

Przede wszystkim spokój i rozwaga

Zastrzega, że prawidłowości zaobserwowane w przeszłości nie muszą powtórzyć się także i tym razem. Analogie mogą być nietrafione, bo mamy do czynienia z bezprecedensową sytuacją. Z historii warto jedna wyciągnąć lekcję, że wydarzenia, które zdają się fundamentalnie zmieniać świat na wiele lat, w rzeczywistości korygują działanie rynków.

- W latach 70. w czasie kryzysu paliwowego, skokowy wzrost cen ropy wstrząsnął fundamentem gospodarczego świata. Nie doszło jednak do załamania, tylko z czasem powstały energooszczędne technologie i uzależnienie od krajów OPEC zmniejszyło się – mówi Bartosz Pawłowski.

Jak zatem inwestować w nieprzewidywalnych czasach?

- Poza dywersyfikacją i spokojnym, analitycznym podejściem nie mam innej rady – mówi Bartosz Pawłowski.

Spokój jest sprawą podstawową. Jeśli ktoś lepiej czuje się z tym, że część funduszy wypłaci i będzie je trzymał w gotowce – ok. Natomiast likwidacja całej inwestycji spokoju z pewnością nie przyniesie, bo pojawia się problem, co z pieniędzmi zrobić.

- Jeśli mam 100 tys. zł w akcjach i normalne wahania kursu wynoszą 1 proc., to zarabiam lub tracę 1 tys. zł. Teraz zmienność jest większa i mogę stracić 2 tys. zł. Jeśli to dla mnie za dużo, czuję się bardzo niekomfortowo, to mogę zmniejszyć zaangażowanie do 80-75 tys. zł. Ale przestrzegam przed kategorycznymi decyzjami, bo konsekwencje mogą być gigantyczne w razie pomyłki. Ponownie, bardzo dobra jest analogia z wczesnego okresu pandemii. Ktoś, kto spanikował i zrezygnował z inwestycji, nie dał sobie okazji na odrobienie strat, a pewnie i później miał problemy z podjęciem decyzji o powrocie na rynek, który już znacząco urósł – mówi Bartosz Pawłowski.

Żeby daleko nie szukać: 24 lutego, po ataku Rosji na Ukrainę, giełdy zanurkowały. W ciągu kolejnych dni odrobiły straty.

Niepewność tworzy okazje

Jerzy Nikorowski, szef Biura Maklerskiego BNP Paribas, do pisania strategii inwestycyjnych również szuka odniesień z przeszłości. W historii ostatnich dziesięcioleci nie mieliśmy wojny w środku Europy, ale gdy wybuchła globalna pandemia, sytuacja też była bez precedensu, bo wcześniejsze epidemie miały charakter lokalny.

- Sytuacja podczas lockdownu covidowego była dużo bardziej skomplikowana, gdyż objęła cały świat. Rynki zostały sparaliżowane, a łańcuchy dostaw przerwane na wiele miesięcy. Obecnie dostawy surowców i podzespołów są realizowane bez zakłóceń. Sytuacja, pomimo niepewności, jest z ekonomicznego punktu widzenia mniej skomplikowana - mówi Jerzy Nikorowski.

Niepewność to stan, który prawdopodobnie długo będzie się utrzymywać i trzeba nauczyć się zarządzać nową sytuacją. Szef BM BNP Paribas zaleca więc przede wszystkim zachowanie spokoju. Za nieefektywny uważa zwrot w kierunku gotówki.

- Posiadając gotówkę klient jest mocno wyeksponowany na wysoką inflacje. To czysta strata. Inwestując w obligacje skarbowe jesteśmy w stanie uzyskać do 5 proc. rocznie, co pozwala zamortyzować straty wynikające z inflacji – mówi Jerzy Nikorowski.

Jego zdaniem, obligacje skarbowe, papiery dobrych emitentów i produkty o nie oparte, to dzisiaj dobre rozwiązanie dla ostrożnych inwestorów.

- Na tak turbulentnym rynku pojawia się sporo okazji zakupowych. Rosną spółki surowcowe, paliwowe, związane z produkcją rolną. Jest to opcja dla inwestorów o wyższym profilu ryzyka – mówi Jerzy Nikorowski.

Sugeruje szersze spojrzenie na rynki, tak by nie koncentrować się tylko na sytuacji u nas w kraju.

- Należy komponować portfele zróżnicowane, z aktywami polskimi i zagranicznymi. Reakcja rynków na sytuację w Ukrainie skorelowana jest z odległością od źródła konfliktu. Im dalej, tym wpływ na kursy jest mniejszy – mówi Jerzy Nikorowski.

Rynki są dużo spokojniejsze

Katarzyna A. Golińska, dyrektor marketingu i komunikacji Santander TFI, zwraca uwagę, że pierwszy tydzień wojny na rynkach był bardzo nerwowy co dobrze odzwierciedla indeks VIX (obrazuje zmienność opcji na indeksie S&P500), który osiągnął największą zmienność od roku.

- W zarządzanych przez nas funduszach akcji staramy się działać spokojnie, nie wykonywać gwałtownych ruchów. Utrzymujemy podwyższony poziom gotówki, ale jednocześnie próbujemy zwiększać zaangażowanie w sektorach, które mogą naszym zdaniem w najbliższym czasie zyskiwać – mówi Katarzyna A. Golińska.