Jak Irena Eris i Henryk Orfinger biznes budowali

Marcel ZatońskiMarcel Zatoński
opublikowano: 2023-06-23 14:00

Grupa kosmetyczno-hotelowa przymierza się do giełdowego debiutu, a jej założyciele – Irena Eris i Henryk Orfinger – opowiadają PB o czterech dekadach w biznesie.

Przeczytaj wywiad i dowiedz się:

  • jak Irena Eris i Henryk Orfinger znaleźli się w biznesie kosmetycznym,
  • jak wyglądało jego prowadzenie w PRLu i co się zmieniło po transformacji,
  • dlaczego spółka weszła w branżę hotelarską,
  • jak reaguje na zmieniające się mody w branży beauty
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

PB: O giełdzie rozmawiać nie będziemy?

Henryk Orfinger: To już z synem.

To o emeryturze?

Irena Eris: Na emeryturę się nie wybieramy. Nam praca wciąż sprawia radość, więc to chyba naturalne.

A pierwsza praca radości nie sprawiała i stąd wzięła się firma.

I.E.: Po studiach i doktoracie na Uniwersytecie Humboldta trafiłam do Polfy Warszawa, pracowałam tam w zakładzie badawczo-wdrożeniowym. To była monotonna, nieciekawa praca, kompletnie niesamodzielna, a kompetencje nie miały wpływu na to, czym mogłam się zajmować – liczyła się wysługa lat. Ja poszukiwałam czegoś innego.

Cztery dekady w biznesie:
Cztery dekady w biznesie:
Irena Eris i Henryk Orfinger założyli biznes w 1983 r. Na polskim rynku kosmetycznym poza państwową Polleną działało wtedy tylko kilka firm.
Marek Wiśniewski

O czym był doktorat?

I.E.: Z dziedziny biotransformacji, w uproszczeniu o tym, jak zażywanie wielu leków wpływa na ich metabolizm w wątrobie. Dziś interakcje między lekami to dobrze zbadany temat, wtedy to była nowość.

Wtedy, czyli na początku lat 80. Jak to się stało, że farmaceutka z doktoratem zaczęła produkować kremy?

I.E.: Na początku był jeden krem. Robiłam go sama, miałam jedną panią do pomocy, pracowałyśmy w wynajętym pomieszczeniu, w którym wcześniej była piekarnia. Nie przynosiło to na początku pieniędzy – zapewniał je mąż, który został w etatowej pracy, a po godzinach zajmował się dystrybucją. Nie myśleliśmy wtedy o biznesowej karierze, zbijaniu na tym kokosów, tylko po prostu o tym, żeby robić coś ciekawego.

Stabilny wzrost:
Stabilny wzrost:
Dr Irena Eris na początku lat 90. zatrudniała kilkanaście osób. Pod koniec pierwszej dekady III RP (zdjęcie pochodzi z 1999 r.) była już jednym z największych krajowych producentów kosmetyków, a dziś pośrednio i bezpośrednio zatrudnia około 1000 osób.
Piotr Małecki / Forum

Pan nie robił wtedy niczego ciekawego?

H.O.: Ja zaraz po politechnice trafiłem do świetnej pracy, którą bardzo lubiłem. Nadzorowałem budowę trasy z Katowic do Warszawy. Od razu wrzucono mnie na głęboką wodę, zajmowałem się inżynierią ruchu i uczyłem się w biegu. Tyle że po ogłoszeniu stanu wojennego zespół, w którym pracowałem, zmilitaryzowano, a ja trafiłem za biurko w Ministerstwie Komunikacji. Upierałem się tam, że chcę być samodzielnym specjalistą, bo nie zamierzałem zarządzać ludźmi. Teraz mam grupę niemal tysiąca pracowników.

Jak się rozkręcało biznes w PRL-u?

H.O.: Powoli. W branży kosmetycznej było kilka firm z historią jeszcze przedwojenną, które w dużej mierze zostały wchłonięte przez państwową Pollenę. Mniej więcej w tym samym czasie co my startowały inne prywatne biznesy, m.in. Hean, Eveline, Dax Cosmetics czy Inglot.

I.E.: My mieliśmy jeden produkt w asortymencie i kompletnie nieznaną markę. Mimo że w sklepach brakowało niemal wszystkiego, dystrybutorzy nie chcieli z nami rozmawiać.

H.O.: Na początku był rok, dwa szarpaniny, pojawialiśmy się tylko w prywatnych sklepach ajencyjnych, bo na państwowe półki nie mieliśmy wstępu. Z każdym takim sklepem trzeba było się dogadać indywidualnie. Zdzierano z nas całą marżę, ale przynajmniej mieliśmy płynność. Krem był jednak dobry i w końcu ajenci sami zaczęli się ustawiać w kolejkach przed zakładem, żeby go kupić. Ale wtedy mieliśmy już szerszy asortyment.

Produkcja na swoim:
Produkcja na swoim:
Przez pierwszą dekadę Dr Irena Eris działała w wynajmowanych pomieszczeniach. W 1993 r. postawiono pierwszy własny budynek produkcyjny w Piasecznie. Potem budowano kolejne i do dziś baza grupy mieści się pod Warszawą.
Marek Wiśniewski

Co zmienił rok 1989?

H.O.: Z prywaciarzy i krwiopijców staliśmy się przedsiębiorcami, którzy zapewniają miejsca pracy i budują gospodarkę. Nie byliśmy w stanie sprostać popytowi.

I.E.: Przed 1989 r. zatrudnialiśmy kilkanaście osób, ale szybko rośliśmy. Pojawił się wtedy pomysł, by do kosmetyków dodawać firmowe torebki. Wtedy niemal nikt o takich rzeczach nie myślał, a z dzisiejszej perspektywy wówczas nieświadomie budowaliśmy markę.

Rynek się uwolnił i pojawiły się na nim kosmetyki z zagranicy. To nie był problem?

I.E.: Polska została wtedy zalana kolorowymi kosmetykami niskiej jakości z importu i na rynek weszły jednocześnie zachodnie koncerny, ale my byliśmy już rozpoznawalni. Nie przysparzało to nam problemów.

H.O.: Większym wyzwaniem było sprofesjonalizowanie biznesu. W 1993 r. postawiliśmy pierwszy własny budynek produkcyjny w Piasecznie, który do dziś obrósł całym kompleksem. Zainstalowaliśmy w nim porządne, choć używane szwajcarskie maszyny. Mieliśmy na nie pieniądze dzięki leasingowi z BRE Leasing, to było pierwsze tego typu finansowanie w Polsce dla tego leasingodawcy.

Badawcze zacięcie:
Badawcze zacięcie:
Dr Irena Eris jest z wykształcenia farmaceutką. Firma ma własne centrum badawczo-rozwojowe, a największy udział w jej przychodach mają dostępne tylko w aptekach dermokosmetyki.
Marek Wiśniewski

O giełdzie nie rozmawiamy, ale jeśli na niej będziecie, to inwestorzy mogą mieć problem. Niespecjalnie lubią spółki łączące różne modele biznesowe, a wy z jednej strony produkujecie kosmetyki, a z drugiej prowadzicie hotele…

I.E.: Z tym że hotele świetnie pasują do naszego biznesu. Pierwszy otworzyliśmy w 1997 r. w Krynicy-Zdroju. To był eksperyment, ale byłam przekonana, że miejsce do wypoczynku, hotel ze spa – a wtedy nie było żadnego takiego w Polsce – naturalnie dopełnia nasz biznes. Nikt nie wiedział wtedy w Polsce, jak to się robi, a jedyna hotelowa firma doradcza pracowała dla Orbisu i nie chciała przyjąć od nas zlecenia. Skończyło się na tym, że sama z mężem wybierałam materace czy stoliki i dbałam o aranżację.

H.O.: Ten eksperyment się powiódł, szybko rozbudowaliśmy hotel w Krynicy z 35 do 59 pokoi, a potem otworzyliśmy dwa kolejne. Ten rynek się zmienia, a my się cały czas dostosowujemy. Kiedyś mieliśmy w Krynicy-Zdroju jedyny luksusowy obiekt, a teraz jest ich kilkanaście, więc zdecydowaliśmy, że na początku tego roku zmienimy profil hotelu na 12+. Stracimy rodziny, które przyjeżdżały na wypoczynek z dziećmi, ale będziemy się wyróżniać na plus w oczach innych klientów.

Zmiana warty:
Zmiana warty:
Operacyjnym zarządzaniem kosmetyczno-hotelową grupą zajmuje się dziś Paweł Orfinger, najstarszy syn twórców spółki. Irena Eris wciąż jednak zasiada w zarządzie i odpowiada za produkty, a jej mąż jest szefem rady nadzorczej.
Marek Wiśniewski

Jak dostosowujecie się do zmian na rynku kosmetycznym, choćby do mody na kosmetyki naturalne i organiczne?

I.E.: Ja wolę się trzymać laboratoryjnego szkiełka i oka, stawiać na rozwój technologiczny i sprawdzać w badaniach naukowych takie rzeczy jak przenikanie składników przez skórę. Jako pierwsi na świecie wprowadziliśmy do kosmetyków powszechnie dziś wykorzystywany kwas foliowy, jeździmy na sympozja naukowe, pracowaliśmy intensywnie nad zastosowaniem telomerów chroniących chromosomy w komórkach skóry, za których odkrycie przyznano w 2009 r. Nagrodę Nobla. Ciągle jesteśmy innowacyjni po stronie produktowej, w tym celu ponad 20 lat temu stworzyliśmy nasze Centrum Naukowo-Badawcze Dr Irena Eris.

Nie kusiło kiedyś, żeby sprzedać firmę?

H.O.: Przez lata pojawiały się różne propozycje od inwestorów branżowych i finansowych. Może dzięki pieniądzom od nich moglibyśmy bardziej rozwinąć firmę, ale zawsze odmawialiśmy, bo chcieliśmy zachować decyzyjność. Dlatego tak dobrym miejscem dla nas wydaje się giełda.

I.E.: Firma powstała, bo chcieliśmy mieć coś swojego, ciekawego, i robić to do końca życia. To się nie zmieniło.