
Jeszcze rok temu Marta Naser wspólnie z mężem Irakijczykiem prowadziła restaurację Tahina w Warszawie, zmagając się ze skutkami gastronomicznego lockdownu. Mimo że lokal słynął z humusu, falafeli i własnych lodów o nieoczywistych smakach, jak większość restauracji walczył o przeżycie po miesiącach zamknięcia i wizji kolejnych tygodni bez przychodów. W listopadzie 2020 r. zdecydowali się zamknąć lokal. Rodzina przeprowadziła się do Sopotu.
Ucieczka od skutków pandemii

– Nieustanna niewiadoma, ile to wszystko potrwa, niekonsekwencja rządu, niepokój, ile razy będziemy musieli znosić zamknięcie lokalu, były wykańczające. Przeprowadzka do Sopotu sprawiła, że zaczęłam wracać do marzeń o stworzeniu własnej marki biżuteryjnej – opowiada Marta Naser.
W jej głowie pojawił się pomysł, by wykorzystać bliskość morza i wejść na rynek biżuterii z bursztynu. Koncept nie wziął się znikąd. Dzięki mężowi znała rozpowszechniony wśród arabskich mężczyzn zwyczaj noszenia tzw. mohammedów, zwanych też tasbihami, przypominających nieco katolickie różańce. Paciorki najcenniejszych, noszonych jako oznaka wysokiego statusu społecznego, są wykonane z bałtyckiego białego lub mlecznego bursztynu – wysoko cenionego w krajach arabskich. Projektowanie i produkowanie ich w Polsce, by sprzedawać na Bliskim Wschodzie, stało się podstawą jej biżuteryjnego biznesu.

Marta Naser założyła firmę z oszczędności. Kontakty z poławiaczami bursztynu, hurtownikami i pracowniami obrabiającymi tę kopalną żywicę zaczęła nawiązywać zimą. Od początku wiedziała, że jej biżuteria będzie inna niż klasyczna, w której nieregularne bursztyny oprawione w masywne, brudne srebro są utrzymane w stylistyce kojarzącej się z ozdobami dla starszych pań. Chciała postawić na coś nowoczesnego, co chętniej założą młode kobiety i mężczyźni. Od początku sama projektuje biżuterię – to było jej hobby po pracy – a przy dużej liczbie zamówień zatrudnia osobę do pomocy.
Surowiec cenny za granicą

Metodą prób i błędów szukała formy doskonałej. Oprócz mohammedów tworzonych dla Arabów wymyśliła wzory dla Europejczyków: proste bransoletki dla kobiet i mężczyzn, kolczyki, wisiory, naszyjniki. Zaczęła je sprzedawać przez własny sklep internetowy i bezpośrednio na Bliskim Wschodzie przez kontakty męża, Ouceʼa.
– Mamy już swoich pośredników w Omanie, Iraku i Arabii Saudyjskiej. Najprężniej działamy w Bagdadzie. Prowadzimy też wstępne rozmowy z potencjalnymi inwestorami, którzy pomogliby nam otworzyć sklep w Dubaju. Na razie sprzedajemy męskie „różańce” z bursztynu, lecz pracujemy już nad biżuterią dla tamtejszych kobiet, które – w przeciwieństwie do Polek – zdecydowanie wolą oprawy ze złota. Niemniej sam bursztyn, zwłaszcza biały, jest tam kamieniem bardzo prestiżowym i wysoko wycenianym. Średnia cena takiego produktu to około 3 tys. zł, ale zdarzają się kupcy gotowi zapłacić nawet 20 tys. zł za biały bursztyn – wylicza Marta Naser.

Co miesiąc udaje się konsekwentnie zwiększać obrót o 40 proc. Utrzymanie tego tempa to jeden z celów biznesowych firmy Marta Naser Baltic Jewels.
Plany ekspansji młodej marki obejmują również kraje bałtyckie, zwłaszcza Litwę i Estonię, gdzie bursztyn ma zupełnie inny status niż w Polsce.
– U nas kojarzy się raczej z pamiątką z wakacji, mało modnym dodatkiem do ubrania. Tam jest to cenny minerał, w który warto lokować oszczędności i który jest traktowany jako majątek rodzinny, zupełnie jak złoto – mówi właścicielka firmy.
Rynek bursztynu na świecie nie jest łatwy. Na przełomie lat 2014/2015 został zalany tanim jantarem odłowionym w obwodzie kaliningradzkim, co spowodowało znaczny spadek cen. Sytuacji nie ułatwiają sztuczne surowce z Ukrainy i Rosji oraz otwarta w Suchowoli przez inwestora z Ukrainy kopalnia bursztynu znajdującego się pod ziemią – jest gorszej jakości niż bałtycki.
Trudny rynek

Pozyskiwaniem bursztynu zajmują się głównie pasjonaci zbierający się na wspólne poszukiwania m.in. w grupach na Facebooku. Nie brakuje też poławiaczy zawodowych, którzy jednak nie zdradzają miejsc częstego występowania „bałtyckiego złota”. Nierzadko uzbrojeni w profesjonalny sprzęt, m.in. lampy UV (bursztyn świeci w ultrafiolecie), czatują na sztorm, kiedy są największe szanse na upolowanie dobrych okazów.
Najcenniejsze są największe bryłki, ważące ponad 200 gramów, za które można dostać w tym roku nawet 20 tys. zł/kg. Dla wyceny ważne są także kolor, struktura i to, czy w bursztynie zatopiona jest inkluzja, czyli prehistoryczny owad lub roślina.

Marta Naser stawia jednak na co innego: wybiera niewielkie okazy obrobione w regularne kształty, nierzadko też fasetowane, czyli szlifowane jak diamenty w mieniący się klejnot. To jednak z racji miękkości surowca sztuka trudna, wymagająca dużych umiejętności jubilerskich.
– Wierzę, że ten nieoczywisty sposób eksponowania jantaru będzie się podobał nie tylko za granicą, ale też coraz większej liczbie Polaków. Już widzimy duże zainteresowanie mężczyzn naszymi produktami, co jest oznaką nowych trendów – podkreśla właścicielka biżuteryjnej marki.