Jak państwo przegrało z oszustami

Dawid TokarzDawid Tokarz
opublikowano: 2015-02-27 00:00

O przekrętach w SKOK Wołomin prokuratura, nadzór i inspekcja informacji finansowej wiedziały wiele miesięcy przed wybuchem afery. Co zrobiły z tą wiedzą? Niewiele

„Państwo polskie istnieje teoretycznie” — słynne słowa Bartłomieja Sienkiewicza, byłego ministra spraw wewnętrznych, idealnie ilustrują wydarzenia, poprzedzające głośne bankructwo SKOK Wołomin (SW), drugiej co do wielkości kasy w kraju. Z informacji zebranych przez „PB” wynika, że brak właściwej współpracy organów państwa i ich opieszałość umożliwiły gangowi oszustów wyłudzenie z SW ponad 1 mld zł. Jeszcze na koniec 2012 r. portfel kredytów wołomińskiej kasy miał wartość 1,64 mld zł, z czego przeterminowanych było zaledwie 97 mln zł. Do września 2014 r. portfel wzrósł o ponad połowę, a wskaźnik kredytów przeterminowanych z 5,8 do 38 proc. (dziś wynosi ponad 93 proc.!). Zarządca komisaryczny, ustanowiony przez Komisję Nadzoru Finansowego (KNF), oszacował niedawno, że uda się odzyskać nie więcej niż 20 proc. z 2,2 mld zł. Straty SW przekroczą więc 1,5 mld zł. Wszystko wskazuje na to, że mogły być znacznie niższe…

Nie było podstawy

Pierwsza o nieprawidłowościach w SW wiedziała Kasa Krajowa SKOK (KK), która nadzorowała ją do października 2012 r. (wtedy nadzór przejęła KNF).

— Dokumenty odnalezione przez zarządcę komisarycznego (konkretnie protokół z lustracji) wskazują, że KK wiedziała o procederze w SW już w 2008 r. — mówi Łukasz Dajnowicz, rzecznik KNF.

Ani wtedy, ani później KK nie zawiadomiła prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, a KNF w latach 2013- -14 robiła to kilkakrotnie.

— Nasze ustalenia z lustracji z 2008 r. czy nieprawidłowości stwierdzone w trakcie kontroli z 2012 r. nie dawały podstaw do skierowania wniosku do prokuratury. Informacje o ryzyku w SW przekazaliśmy KNF i — jak przyznał szef komisji — to dzięki temu pierwszą inspekcję po przejęciu nadzoru nad sektorem SKOK skierowano właśnie do SW — odbija piłeczkę Andrzej Dunajski, rzecznik KK. Kompleksowa kontrola KNF w SW zakończyła się w marcu 2013 r. Ustalenia? Liczne naruszenia prawa bankowego i spółdzielczego, ustaw o SKOK, rachunkowości i praniu pieniędzy, a nawet Kodeksu karnego! Nadzór wykrył m.in., że pożyczek udzielano osobom bez zdolności kredytowej i bez oznaczenia celu kredytowania, prawie wszystkie kredyty były spłacane gotówką przez osoby trzecie, a przeterminowane były renegocjowane (głównie poprzez wydłużanie okresu kredytowania) lub spłacane z nowych pożyczek i kredytów.

Drogocenne pastwiska

Zdaniem KNF, to wszystko nie było rażącym, uporczywym naruszaniem prawa i nie upoważniało komisji do ustanowienia zarządcy komisarycznego! Nadzór wszczął jedynie postępowanie w tej sprawie, a już w czerwcu 2013 r. rozszerzył je o drugą ustawową przesłankę ustanowienia zarządcy — groźbę zaprzestania spłacania zobowiązań.

W marcu 2013 r. kontrolę w SW przeprowadził też generalny inspektor informacji finansowej (GIIF). Ustalenia? Pożyczkobiorcy co do zasady nie są właścicielami nieruchomości będących zabezpieczeniem kredytów. A to głównie łąki i pastwiska w podwarszawskich Mrozach, wyceniane wielokrotnie wyżej niż ceny rynkowe przez dwóch tych samych rzeczoznawców. Kontrolerzy wykryli też podejrzane zaświadczenia o dochodach, wystawiane często przez firmy z Cypru, a także liczne i wysokie (kilkaset tysięcy złotych miesięcznie) spłaty pożyczek gotówką przez wąską grupę członków SW. Konkluzja? Władze wołomińskiej kasy nie mogły o tym wszystkim nie wiedzieć, a niezgłoszenie tego GIIF naruszało ustawę o praniu pieniędzy i Kodeks karny. Sprawa trafiła do warszawskiej prokuratury, o czym poinformowały media. Dlaczego w tej sytuacji KNF ustanowiła zarządcę dopiero w listopadzie 2014 r. (ponad półtora roku po marcu 2013 r.)?!

— Nie mogliśmy wcześniej zakończyć postępowania administracyjnego w sprawie ustanowienia zarządcy, bo SW korzystał z przysługujących mu uprawnień, składając liczne wnioski dowodowe i procesowe, czym wydłużał postępowanie — tłumaczy rzecznik KNF.

Przekręty i upomnienia

Tymczasem jeszcze w 2013 r. na biurka szefów nadzoru co i rusz trafiały kolejne dowody na to, że w SW dzieje się bardzo źle. W lipcu 2013 r. zarząd wołomińskiej kasy przyznał, że osoby trzecie spłacają kredyty o wartości ponad 1,3 mld zł. Dwa miesiące później GIIF potwierdził swoje ustalenia z marca i przekazał KNF, że w SW nadal naruszane jest prawo. W grudniu 2013 r. KNF przeprowadziła kontrolę, która wykazała, że SW nie realizuje zaleceń GIIF, dotyczących zapobiegania praniu pieniędzy. Ustaliła także, że kredyty nie tylko są spłacane gotówką, ale tak też wypłacane, a w dokumentacji kredytowej powtarzają się nazwiska i nazwy firm, „co może świadczyć o zorganizowanym charakterze procederu”.

W rezultacie Andrzej Jakubiak, szef KNF, upomniał Joannę P., wiceprezes SW. Kilka tygodni później P. została zatrzymana i trafiła do aresztu pod zarzutem udziału w gangu, wyłudzającym z SW „wielomilionowe kredyty”. KNF wciąż jednak nie powołała zarządcy. W czerwcu 2014 r. jej szef jedynie upomniał Mariusza G. (prezes SW) i Mateusza G. (wiceprezes) za to, że wołomińska kasa źle wykonała lub nie wykonała wcale większości ze 107 szczegółowych zaleceń KNF z 2013 r. Nadzór ustalił ponadto, że gwałtownie wzrosła wartość kredytów renegocjowanych, przeterminowanych i nieściągalnych i że wiele pożyczek zabezpieczanych było na tych samych nieruchomościach. KNF odkryła też, że ponad 80 proc. nowych kredytów miało wartość między 980 a 990 tys. zł. Przypadek? Nie, w ten sposób władze SW omijały zalecenie KNF, ograniczające górny limit kredytów do 1 mln zł.

Musztarda po obiedzie

Dla nadzoru to wciąż za mało, by ustanowić zarządcę. Zdecydował się na to dopiero kilka dni po tym, jak pod koniec października 2014 r. Mariusz G. i Mateusz G. dołączyli do Joanny P., trafiając do aresztu. Sytuacja płynnościowa SW była już krytyczna. 1 grudnia 2014 r. wskaźnik rezerwy płynnej, który powinien wynosić 10 proc., sięgał 0,44 proc. Waldemar Stawski, zarządca SW, z rezerwy zdeponowanej w NBP wycofał ponad 55 mln zł, ale pomogło to na chwilę. Dalszego wsparcia odmówiła Kasa Krajowa SKOK i NBP.

10 grudnia Waldemar Stawski poinformował KNF, że złożone przez członków SW polecenia wypłat przewyższają stan płynnych środków. Dwa dni później nadzór wniósł o upadłość wołomińskiej kasy. Do ponad 45 tys. członków SW trafiły pieniądze z Bankowego Funduszu Gwarancyjnego (BFG) — łącznie prawie 2,25 mld zł. To jednak nie zaspokoiło całości należności 781 depozytariuszy SW, których oszczędności przekraczały 100 tys. EUR. Kasa wciąż winna im jest prawie 120 mln zł. I oni, i BFG nie mogą liczyć na wiele (patrz ramka obok). Byłoby inaczej, gdyby państwo istniało nie tylko teoretycznie.