Wszędzie dobrze, ale u sąsiada najlepiej. Przez długie lata międzynarodowe korporacje inwestowały w aktywa produkcyjne i centra usług w miejscach, które wskazywał prosty rachunek ekonomiczny – czyli po prostu tam, gdzie było najtaniej. Już przed pandemią na sile zaczął jednak przybierać inny trend. Chodzi o nearshoring, czyli lokowanie produkcji jak najbliżej rynku docelowego. Pandemiczne zaburzenia w globalnych łańcuchach dostaw trend ten jeszcze przyspieszyły, na czym korzysta m.in. Polska i inne rynki środkowoeuropejskie.
Czy jednak wojna w Ukrainie nie okaże się szokiem, który zahamuje nearshoring w Europie Środkowej? Między innymi o tym podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego dyskutowali przedstawiciele biznesu i agencji wyspecjalizowanych w ściąganiu do kraju zagranicznych inwestorów.
- Trend przenoszenia produkcji do Europy, w tym do Polski, jest wyraźny. Czy wojna w Ukrainie coś zmieniła? Nieco zmieniła postrzeganie kraju przez inwestorów zagranicznych, zwłaszcza amerykańskich. Musimy odpowiadać na pytania o to, czy nie ma u nas zagrożenia wojną, tłumaczyć, że jesteśmy członkiem UE i NATO. Prezesi dużych koncernów przyjeżdżają po cichu do Polski, jadą na granicę, żeby przekonać się na własne oczy, jak wygląda sytuacja. Przynajmniej na razie efekt jest jednak taki, że decydują się na przenoszenie produkcji tutaj. Przyciągamy przede wszystkim branżę elektromobilności, jedna z dużych firm podjęła ostatnio decyzję o przeniesieniu tu kilkunastu swoich poddostawców - mówił Grzegorz Słomkowski, członek zarządu Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu.

Koncernowe analizy
Lokowanie produkcji w Polsce to dla międzynarodowych inwestorów nic nowego. Teraz mają jednak do tego dodatkowy bodziec.
- Problemy z dostępnością komponentów uświadomiły wszystkim, jak istotna jest bliskość produkcji do klienta końcowego. W sposób najbardziej skrajny zilustrowały to globalne reperkusje korka w Kanale Sueskim, a teraz mamy kolejny przykład przy okazji korka na redzie w Szanghaju. My bardzo uważnie przyjrzeliśmy się temu, gdzie są nasi dostawcy i odbiorcy komponentów, by skrócić łańcuchy dostaw i ograniczyć ryzyko związane z transportem. Skracanie odległości widać nawet w takich nieoczywistych obszarach, jak oprogramowanie. W Polsce mamy 1 tys. programistów i lokujemy tu kolejne zasoby. Z kolei w Indiach mamy 14 tys. programistów, ale grupa kolegów stamtąd pracuje w Warszawie jako dojeżdżający do klientów i pracujący na miejscu przy wdrożeniach zespół spółki indyjskiej - mówił Rafał Rudziński, prezes grupy Robert Bosch w Polsce.
Argentyńczyk Federico Rosales, który od lutego kieruje polską działalnością produkującej AGD firmy Whirlpool, poprzednio zarządzał jednym z wrocławskich zakładów grupy w latach 2011-2013. Widzi liczne zmiany na lepsze, uzasadniające większe inwestycje.
- Największą zmianę na plus w ciągu ostatniej dekady widać na pewno pod względem infrastruktury. Przepaść została zasypana i dostęp do rynków zachodnioeuropejskich z Polski znacznie się poprawił. Większość klientów europejskich jesteśmy w stanie obsłużyć stąd w ciągu dwóch dni - podkreślał szef Whirlpoola w Polsce.
Korzyści z morza
Uczestnicy dyskusji wskazywali na kilka prostych, czysto geograficznych atutów Polski jako miejsca do lokowania inwestycji. W nizinnym kraju łatwiej znaleźć teren pod dużą inwestycję, a dostęp do morza ułatwia transport dużej ilości towarów. Inwestycje przemysłowe na Pomorzu już nabierają rozpędu.
- Dla przykładu do tej pory Pomorze było raczej poza motoryzacyjnym łańcuchem dostaw, to była domena południa kraju, teraz to się jednak zmienia wraz z inwestycjami w sektorze elektromobilności: pojawiły się fabryki ładowarek do aut elektrycznych, kamer do aut autonomicznych itp. Tu liczy się nie tylko bliskość klienta docelowego, znaczenie ma przede wszystkim dostęp do wykwalifikowanych pracowników – przekonywał Mikołaj Trunin, zastępca dyrektora Invest in Pomerania.
Na inwestycję w Trójmieście zdecydowała się jeszcze w 2018 r. szwedzka grupa Northvolt, produkująca m.in. moduły do baterii dla pojazdów elektrycznych i magazyny energii. Zaczęła od wynajmowanej hali, ale pod koniec ubiegłego roku ruszyła z wartą 200 mln USD budową własnego, kilka razy większego zakładu.
- Dlaczego wybraliśmy Pomorze? Zdecydowały dwa czynniki: intermodalny charakter Gdańska i jego infrastruktura portowa oraz dojrzały rynek edukacyjny. Trójmiasto to 70 tys. studentów, a my potrzebujemy dobrych ludzi z niszowymi specjalizacjami od zaawansowanych procesów produkcyjnych. Nie bez znaczenia było też wsparcie rządu i władz lokalnych. Naszym hasłem zresztą od początku było zaopatrywanie Europy z Europy: budujemy ekosystem wokół Morza Bałtyckiego, a infrastruktura portowa jest dla nas bramą do importu komponentów oraz eksportu wyrobów końcowych - tłumaczył Robert Chryc-Gawrychowski, prezes Northvolt Poland.
Gruntowa posucha
Bliskość rynków zachodnioeuropejskich i coraz lepsza infrastruktura transportowa to część atutów Polski, które można wykorzystać przy ściąganiu inwestycji produkcyjnych. A co nam nie sprzyja?
- Są trzy wyzwania. Po pierwsze powoli zaczyna brakować rąk do pracy, więc przy lokowaniu dużych inwestycji rosną koszty i kluczowy staje się dostęp do pracowników. Tu nie obędzie się bez szerszego otwarcia rynku na pracowników z zagranicy. Po drugie problemem jest brak stabilizacji przepisów. To oczywiście nie jest dyskwalifikujące, ale ciągłe zmiany reguł gospodarczej gry na pewno wpływają negatywnie na konkurencyjność Polski jako kraju. Po trzecie wreszcie brakuje terenów gotowych od zaraz, uzbrojonych, z gotową infrastrukturą, a ze względu na rozproszenie kompetencji w administracji inwestor nie może mieć pewności, że za rok czy dwa wszystko będzie podpięte, co ma niebagatelne znaczenie m.in. w branżach energochłonnych - wyliczał Rafał Rudziński z Boscha.
Marek Foryński, dyrektor zarządzający Panattoni Europe, również zwracał uwagę na to, że liczba nieruchomości przygotowanych pod inwestycje przemysłowe w Polsce jest ograniczona, a rosnący popyt wywindował ceny.
- W takich realiach podaż nigdy nie nadąży za popytem. Dodatkowo wojna zaskoczyła wiele firm, które działały w Rosji i Ukrainie. Zastanawiają się, co zrobić i gdzie przenieść produkcję, pytają się, czy mamy coś pod ręką. A my oczywiście nie mamy, bo o ile magazyn można jeszcze teoretycznie wybudować spekulacyjnie i mieć go w zapasie, to fabryki spekulacyjnie się nie postawi. Klienci do Polski będą płynąć więc również ze wschodu, a z drugiej strony można już ostrożnie przymierzać się do udziału w powojennej odbudowie Ukrainy. Będzie duży popyt na materiały budowlane, które zdrożeją - a w związku z tym powstaną nowe fabryki takich materiałów, które ze względów bezpieczeństwa będą stawiane raczej we wschodniej Polsce niż w Ukrainie - prognozuje Marek Foryński.
Inwestycyjny magnes
Jak w praktyce wygląda przyciąganie inwestycji do Polski? Mimo trudnego otoczenia sytuacja wygląda dobrze.
- Czasy są ciekawe. Mimo dwóch lat pandemii i rozwijającej się teraz sytuacji wojennej to są dwa najlepsze lata w historii naszej strefy. W ubiegłym roku pobiliśmy rekord wydanych decyzji, a w tym roku nie widać żadnego wyhamowania, projektów na stole jest mnóstwo. Inwestorzy inaczej niż wcześniej pojmują geografię i podejmują inne decyzje, do starego świata nie ma już powrotu - twierdził Mateusz Rykała, wiceprezes Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej.
Nearshoring nie dotyczy tylko produkcji. Trend ten jest też bardzo wyraźny w usługach.
- Widzimy wyraźnie dążenie do lokowania coraz bardziej wyspecjalizowanych funkcji biznesowych w obszarach regionalnie, kulturowo i czasowo zbliżonych z miejscem, gdzie realnie prowadzony jest biznes. To się zresztą zaczęło już przed pandemią. Nie ma już entuzjazmu do otwierania centrów usług na innych kontynentach, by ściąć koszty. Pandemiczna zmiana jest taka, że - choć centra usług otwierane są w dużych miastach, jak Katowice, Wrocław i Trójmiasto - w związku z oczekiwaniami pracowników co do pracy zdalnej coraz powszechniejsza jest rekrutacja osób spoza tych miast i pozwalanie im na to, by nie przychodzili do biura - tłumaczył Paweł Barański, szef działu doradztwa podatkowego i prawnego w KPMG.