Jak sprawdzają się prognozy wpływu technologii na rynek pracy

Ignacy MorawskiIgnacy Morawski
opublikowano: 2024-01-16 20:00

Często pojawiają się predykcje, ile miejsc pracy zostanie dotkniętych lub wręcz zniszczonych przez zmiany technologiczne. Ostatnio pojawiło się ciekawe badanie MFW, które szacuje, że niemal połowa zawodów na świecie będzie w jakiś sposób odmieniona przez rewolucję sztucznej inteligencji. Rzadziej jednak tego typu predykcje są weryfikowane. Podjąłem się tego zadania na przykładzie jednego z badań. Wniosek: przewidzieć wpływ zmiany technologicznej jest bardzo trudno.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

We wtorek MFW opublikował analizę pt. „Gen-AI: Artificial Intelligence and the Future of Work” autorstwa ośmiorga ekonomistów, która zawiera wiele interesujących danych i wniosków. Według autorów aż 60 proc. miejsc pracy w krajach rozwiniętych będzie dotkniętych zmianą technologiczną, z czego nieco mniej niż połowa pozytywnie. Wydajność pracy wzrośnie dzięki technologii, a nieco więcej niż połowa negatywnie, co oznacza, że dane miejsca pracy mogą być likwidowane. Na rynkach wschodzących (grupa, do której należy Polska) ten odsetek jest niższy i wynosi łącznie ok. 40 proc., z podobnym podziałem na efekty pozytywne i negatywne.

Fakt, że rynki wschodzące mają być dotknięte mniej, wynika z niższego nasycenia pracami umysłowymi, szczególnie nierutynowymi. Jednocześnie jednak oznacza to, że w dłuższym okresie nowe technologie mogą wpłynąć na ogólne tempo wzrostu gospodarczego krajów rozwiniętych bardziej niż rynków wschodzących. Jeżeli kraje rozwinięte poradzą sobie z nierównościami wywoływanymi przez postęp techniczny, to mogą utrzymać przewagę nad rynkami wschodzącymi, a marzenie o konwergencji (nadganianiu bogatych przez biednych) pryśnie.

Trzeba jednak zdać sobie sprawę, że przewidzenie ścieżek rozwoju technologii i ich wpływu na gospodarkę i społeczeństwo jest niezmiernie trudne. Jak trudne, pokażę na przykładzie głośnego badania, które ukazało się w 2013 r. pt. „The Future Of Employment: How Susceptible Are Jobs To Computerisation?” dwóch badaczy z Uniwersytetu w Oksfordzie. Badanie było cytowane tysiące razy w publikacjach akademickich i pewnie dużo częściej w mediach. Jedna z jego konkluzji jest taka, że połowa miejsc pracy w USA jest narażona na automatyzację w ciągu paru dekad. Żeby sprawdzić, jak idzie ta automatyzacja po połowie przewidzianego czasu, zestawiłem oszacowania autorów z 2013 r. dla ponad 700 zawodów z faktyczną dynamiką zatrudnienia w tych zawodach w latach 2012-22. Wniosek: zawody uznawane za najbardziej narażone rzeczywiście średnio rzecz biorąc tracą udział w rynku pracy – pokazuję to na wykresie. Podejście autorów było więc kierunkowo słuszne. Wskaźnik ryzyka technologicznego wyjaśnia jednak niecałe 10 proc. zmienności zatrudnienia. Oznacza to, że zawody narażone na automatyzację radzą sobie rzeczywiście gorzej, ale jest cała masa innych czynników niż technologie, które wyjaśniają zapotrzebowanie na określone zawody. Wśród zawodów z ryzykiem automatyzacji oszacowanym w 2013 r. na poziomie powyżej 90 proc. niemal 40 proc. zanotowało wzrost zatrudnienia w ciągu dekady, a niemal 30 proc. wzrost zatrudnienia wyższy niż średnia. Przyszłość może pogłębić zmiany przewidziane przez autorów analizowanego badania, ale jasne jest, że ryzyko to nie przeznaczenie.

Musimy snuć scenariusze dotyczące przyszłości, żeby podejmować dobre decyzje. Analizy takie, jak cytowane powyżej, wnoszą wiele ważnych informacji. Czy będziemy jednak społeczeństwem zrównoważonym, bez nadmiernych nierówności, bez bezrobocia, zależy od polityki, a nie od technologii. Innymi słowy: przyszłość jest w naszych rękach, nie w zewnętrznych nierozpoznanych procesach dziejowych. Predykcje nie mówią nam, co się wydarzy, ale jakie scenariusze warto brać pod uwagę.