W poniedziałek podczas porannych notowań w Europie kurs jena osłabł. Powodem były zapowiedzi japońskich władz o możliwej interwencji na rynku, by nie dopuścić do dalszej aprecjacji waluty. Jen spadł o blisko pół procent wobec dolara i jena, natomiast kurs europejskiej waluty nie zmienił się znacząco wobec amerykańskiej. O godzinie 10.50 za dolara płacono 129,07 jena, a euro kosztowało 112,83 jena i 87,39 centa.
Zembei Mizoguchi, szef biura międzynarodowego w ministerstwie finansów Japonii, zapowiedział, że władze są gotowe podjąć działania, które powstrzymają znaczny wzrost kursu waluty. W ubiegłym tygodniu jen odbił się od najniższego poziomu od trzech miesięcy, zyskując tylko w ciągu czwartkowych notowań aż trzy procent wobec dolara. Niezadowolenie z nadmiernego wzrostu kursu waluty wyraził również wiceminister finansów Toshiro Muto.
— Uważamy, że wahania kursów walutowych powinny być stabilne i odzwierciedlać fundamenty gospodarcze. Jeżeli będzie taka potrzeba, podejmiemy odpowiednie działania — powiedział Toshiro Muto podczas konferencji prasowej.
Dane makroekonomiczne z Japonii potwierdzają, że druga gospodarka świata jest nadal pogrążona w recesji. Zamówienia na maszyny, pokazujące poziom wydatków kapitałowych japońskich firm, spadły w styczniu aż o 15,6 procent.
— Te dane są przerażające. Zamówienia na maszyny były wyjątkowo słabe, dlatego jest za wcześnie, by mówić o ożywieniu. W obliczu tych danych nie należy się dziwić, że Ministerstwo Finansów nie chce, by jen dalej się umacniał — analizuje Jesper Dannesboe z Dresdner Kleinwort Wasserstein.