W tamtych okolicach winną latorośl uprawiano od tysiącleci. Jest na to wiele dowodów. W Biblii wzmianki o winie i winnicach występują aż w 141 miejscach.
Pionierem był Noe, który natychmiast po potopie zasadził winnice. Nieźle później popił, choć może nie aż tak bardzo jak Lot. Upity przez własne córki został przez nie niecnie wykorzystany. Narodziły się nawet maleństwa. Nic nie pamiętał!
Za Heroda i Salomona win produkowano takie ilości, że pito je niemal jak oranżadę w PRL. Mądry Salomon przestrzegał: „Nie zapatruj się na wino, gdy się rumieni i gdy w pucharze wydaje swoją łunę, a przy tym prosto wskakuje. Bo na koniec jak wąż ukąsi, a nawet jako żmija uszczknie”. Inni byli bardziej tolerancyjni. Na pewno bardziej niż obowiązująca dziś w Polsce ustawa! Św. Paweł w swym pierwszym liście do Tymoteusza pisał: „Nie pij już samej wody. Używaj wina ze względu na swój żołądek i częste osłabienia”. Rady te nadgorliwie interpretowali średniowieczni mnisi. Prym wiedli austriaccy, dochodzili do 4 litrów dziennie. Na modlitwy nie starczało już czasu... W Ziemi Świętej winiarstwo kwitło do zajęcia jej przez muzułmanów. Potem na wieki nastała wielka posucha.
Nowe czasy
Za pioniera współczesnego izraelskiego winiarstwa uważa się rabina Itzhaka Scorra. To on w 1848 roku uruchomił w Jerozolimie swoją pierwszą wytwórnię win. Jednak przełom nastąpił wtedy, gdy baron Edmond de Rothschild (właściciel słynnego francuskiego Chateau Lafite) zainwestował w plantację niedaleko Rishon Le-Zion. Celem marketingowym była żydowska diaspora — i to na całym świecie. Jego szerokie plany zniweczyły niestety trzy historyczne zdarzenia: przewrót bolszewicki w Rosji, zakaz importu win do Egiptu, no i oczywiście słynna amerykańska prohibicja. A wytworzyć koszerne wino wcale nie jest łatwo. Krzewy muszą być w wieku dorastania (nie mniej niż 4-letnie), między latoroślami wygrzewać się nie mogą żadne warzywa czy owocowe krzewy. Raz na siedem lat plantacja musi obowiązkowo leżeć odłogiem. Ale to nie wszystko! Do obróbki i magazynowania można używać jedynie koszernych pomieszczeń i takiegoż sprzętu... Gdy grona dotrą w końcu do wytwórni, pojawiają się nowe obostrzenia. Pracować przy produkcji mogą wyłącznie żydzi, którzy pilnie przestrzegają szabasu! Nie ma mowy, by w procesie winifikacji mogły być użyte niekoszerne drożdże.
Witamy w Izraelu
Zawitaliśmy zatem do Izraela. Tuż przed zawieszeniem broni. Wokół strzelały bomby. Grozę wzmagał brak znajomości hebrajskiego. Ale tylko do czasu! Drugim obiegowym językiem okazał się rosyjski. Patom wsjo paszło lekczie. Mimo to nie odważyliśmy się włóczyć po winnicach. Zresztą nie było potrzeby. W Tel Awiwie jest znakomity sklep winny. Pełna oferta najlepszych win izraelskich. Były i degustacje, i zwiedzanie podziemnej, przysklepowej piwniczki. W pełni nas zniewoliły lokalne czerwone. Flam, Margalit, Sde Boker. Wyróżniały się także te ze wzgórz Golan: Yarden, Gamla, Golan. Dużą rolę odgrywać tu musi podłoże i panujący tam mikroklimat! Białe też były nie od macochy...
W Izraelu jest 5 regionów winnych: Galilea, Samaria, Samson, Wzgórza Jerozolimskie i Negev. Zaskakujący jest zwłaszcza ten ostatni. W sumie półpustynne warunki. Z pomocą przyszła technika — sterowane komputerowo systemy irygacyjne itp. Świetnie udaje się tam Merlot, Cabernet Sauvignon, nawet Chardonnay. Na marginesie, prawie wszystkie szczepy uprawiane w Izraelu są z importu. Własnych, lokalnych, nie ma.
A jak w tańcu z potrawami?
Jeżeli ktoś sobie marzy, że w Izraelu w końcu zasmakuje znanej nam legendarnej kuchni żydowskiej z gęsim pipkiem na czele — może się zdrowo rozczarować! Restauracje o zabarwieniu wschodnioeuropejskim praktycznie są na wymarciu. W Tel Awiwie znaleźliśmy dwie! Jedna — Szmulika Cohena. Maleńka, przytulna i rzeczywiście pyszne jedzenie. Istnieje od lat 30. zeszłego stulecia. Dziś w rękach trzeciej generacji tej samej rodziny. Były i gęsie skwarki wielkości kopytek, i znakomite „kiszke”. Gdy pytaliśmy o inne lokale, zapadała cisza. Wreszcie ktoś krzyknął: „Przecież najlepsze są w Polsce! Zwłaszcza te w Krakowie, na Kazimierzu”. Po powrocie od razu je nawiedziliśmy. Padło na Ariel przy Szarej. Wybór dań może nie tak szaleńczy jak u kulinarnych dinozaurów w Tel Awiwie. Ale gęsia szyjka nadziewana wątróbkami z drobiu w towarzystwie białego izraelskiego Yardleya to prawdziwy cymes. Zapytaliśmy, jak radzą sobie z koszernością proponowanych potraw. Temat okazał się być trudny. Jedynym koszernym w towarzystwie okazał się być Yardley.
