Mamaison Hotel Le Regina na Nowym Mieście w Warszawie, rzut beretem od gwarnej, zwłaszcza wieczorami, Starówki, słynie z wygodnych pokoi i świetnej (od lat tej samej) obsługi. A restauracja La Rotisserie z szefem kuchni Pawłem Oszczykiem obrosła w legendę.



Szef sali Dariusz Szczebiot z wyczuciem proponuje dania odpowiadające podniebieniom gości, a wicemistrz sommelierów polskich Andrzej Strzelczyk — stosowne wina. Doświadczyliśmy tego wielokrotnie.
Pamiętajmy jednak, że to mistrzowskie trio może mieć akurat wolne, a stery restauracji przejmują ich zastępcy. Jeżeli standard nie odbiega od renomowanego poziomu mistrzów, można tam jechać w ciemno.
TATAR W SMAKI BOGATY
Przekornie pojawiliśmy się, gdy Paweł Oszczyk wraz z kolektywem odpoczywał po długim i intensywnym majowym weekendzie. Pierwsze skrzypce w kuchni grał jego wieloletni zastępca Marek Burkacki.
Z przystawek na początek wybraliśmy tatara w dosyć oryginalnym wydaniu. Z marynowaną papryką i serem feta. Był od razu przyprawiony według smaku szefa kuchni. Choć świetny, ze względu na bogactwo jego smaków mieliśmy duże obawy, czy trunek będzie z nim współgrał. Na pierwszy rzut zaproponowano nam destylat z ziemniaków.
Mocny i bardzo intensywny. Całkowicie zdominował subtelny smak tatara. Właściwie po tatarze na podniebieniu nie było śladu. Poprosiliśmy o coś z win. Podano czerwone Reggio z Sycylii.
Było już znacznie lepiej, ale taniny, akcentujące swą obecność w winie, ponownie zakłóciły harmonię smaków znakomitego tatara. Mieliśmy własną teorię przyczyny podniebiennych nieporozumień.
Tatarowi towarzyszyły marynowane papryczki, które z taninowymi winami odwiecznie się nie lubią. Hipoteza potwierdziła się, gdy odsunęliśmy je na bok.
Ostatecznie zaproponowaliśmy, by do całości podano wino białe: austriacki Huber Riesling. Okazał się bardzo dobrym trafieniem, nawet papryczki przestały syczeć z talerza.
Całkowitym zaskoczeniem był dla nas chłodnik z botwinki z małżami św. Jakuba. Niby bardzo polski, ale z wyraźnie francuskim akcentem.
Znakomity. Z niepokojem oczekiwaliśmy, co się pojawi w kieliszkach. Ku naszemu zaskoczeniu zaproponowano białe polskie wino z winnicy Płochockich. Bezdyskusyjnie z chłodnikiem i małżami wspaniałe narzeczeństwo, może nawet udane małżeństwo.
OSTRE ZĄBKI SOLIRODA
Zdań głównych na pierwszy ogień poszedł pieczony filet z dorsza atlantyckiego z chrustem winogronowo-orzechowym na puree z purpurowych ziemniaków. Mówiąc krótko, był świetny.
Zastanawialiśmy się tylko, dlaczego wino pozostawiało po potrawie gorzkie adnotacje. Podeszliśmy naukowo. Spróbowaliśmy indywidualnie wszystkich składników z wcześniej degustowanym rieslingiem.
Grały znakomicie z wyjątkiem jednego: ukrytym pod dorszem solirodem (roślina zielna). W kompozycji smakowej świetny, ale już z winem pokazał gorzkie ząbki. Najlepiej go odizolować, pijąc do potrawy łyk wina.
Z dań mięsnych zamówiliśmy comber z walijskiej jagnięciny ze szparagami i letnią truflą. Był taki, jak trzeba w bardzo dobrym wydaniu, chociaż sama trufla była trudno wyczuwalna. Ale z piemoncką Piage (Barbera D’Asti) w stosownej temperaturze bardzo dobre danie.
SŁODKI AKCENT KOŃCOWY
Na deser zaproponowano parfait z chałwy z czekoladą. Taką małą piramidkę smakową. Jej górna część z Porto Niepoort (2005) była smakowo zjawiskowa.
Dolna, czekoladowa, w tym mariażu już mniej imponowała. Wyraźnie potrzebny był inny winny adorator. Wszystko do dogrania. Podsumowując, wspaniała kuchnia, dobra karta win, świetna obsługa — do tego w Warszawie, gdzie kombinacji dobrego hotelu z wyśmienitą kuchnią trudno uświadczyć.
Tym bardziej, że potrawy i wino podają tam także jako room-service. Autentyczna perełka. &
Restauracja La Rotisserie
Mamaison Hotel Le Regina Warsaw ul. Kościelna 12, Warszawa
Ogólne wrażenie 5,5
Karta win 5,5
Potrawy 6,0
Wystrój wnętrza 5,5
Obsługa 5
Na biznes lunch 5,0
Na obiad z rodziną 3