Jeśli wojna, to krótka

Michał Masłowski
opublikowano: 2003-02-10 00:00

Stanów Zjednoczonych nie stać na kompromitację, dlatego sprawa wojny z Irakiem jest praktycznie przesądzona. Ewentualny blamaż ma jednak małe znaczenie w zetknięciu z pieniędzmi. Gospodarka USA nie jest w najlepszej kondycji. Rozwiązaniem jest, a tak można interpretować stanowisko prezydenta G. Busha, wygenerowanie impulsu wzrostowego poprzez ekspansję fiskalną.

Wariant optymistyczny zakłada szybkie (maksymalnie w miesiąc) zwycięstwo nad Irakiem. Amerykanie przejęliby kontrolę nad irackimi polami naftowymi i utrzymali dotychczasową cenę ropy. Gdyby scenariusz ten się sprawdził, giełdy mogłyby liczyć na odreagowanie, dolar na umocnienie, gospodarka amerykańska na ożywienie, a z nią większość gospodarek europejskich.

Bushowi wcale nie tak łatwo będzie jednak zebrać wokół siebie wojenną koalicję. W razie realizacji pesymistycznego scenariusza, bez silnego wsparcia innych państw, wydatek ze strony USA będzie bardzo duży. Jeżeli przy tym wojna przedłuży się do 3-4 miesięcy, to możemy spodziewać się wielu negatywnych konsekwencji. USA wydadzą znacznie więcej niż 200 mld USD, co spowoduje efekt odwrotny do zamierzonego. Dojdzie też do silnego osłabienia dolara. Jeszcze kilka tygodni temu nierealny wydawałby się poziom 2 zł za dolara. A teraz. Czemu nie.

Jeżeli wojna się przeciągnie, a Irak w akcie desperacji zniszczy swoje i okoliczne pola naftowe, to cena za baryłkę ropy naftowej również może znaleźć się na niewiarygodnie wysokim poziomie, np. 80 USD. To już będzie miało bardzo bezpośredni negatywny wpływ na poziom indeksów giełdowych.

Tak więc dopiero gdy wojna się zakończy, i to pod warunkiem, że będzie szybka, sprawna i skuteczna, gospodarka zacznie rosnąć, wtedy dopiero można będzie zastanawiać się nad zajmowaniem długiej pozycji na akcjach spółek.