Prezes PiS Jarosław Kaczyński powiedział na piątkowej konferencji w Warszawie, że przed podpisaniem umowy stabilizacyjnej między PiS, LPR i Samoobroną, nastąpiła transmisja z jej parafowania, na prośbę - jak przyznał - Telewizji "Trwam".
Parafowanie umowy w siedzibie Sejmu transmitowały jedynie Telewizja "Trwam" i Radio Maryja, byli obecni też dziennikarze "Naszego Dziennika". Na znak protestu większość dziennikarzy innych mediów zbojkotowała zorganizowaną kilka minut później konferencję prasową, podczas której umowa została oficjalnie podpisana. Część dziennikarzy położyła mikrofony pod drzwiami sali konferencyjnej.
J.Kaczyński powiedział, że "wydarzenie publiczne" - podpisanie umowy - miało nastąpić o 17.30 i trzej liderzy byli wtedy na uzgodnionej sali sejmowej. "A to, że doszło tam do pożałowania godnych wydarzeń, to naprawdę nie była ich wina" - zaznaczył. Odniósł się w ten sposób do bojkotu konferencji przez dziennikarzy i ich okrzyków: "skandal", "hańba".
Dodał, że przed podpisaniem umowy nastąpiła transmisja z jej parafowania, na prośbę - jak przyznał - Telewizji Trwam. "Została ona tam zaproszona, weszło tam też wielu innych dziennikarzy z różnych mediów, także nie związanych niczym z zespołem medialnym ojca Rydzyka" - powiedział prezes PiS.
"To być może była sytuacja z punktu widzenia dziennikarzy niefortunna, ale naprawdę to nie było nic takiego, co by zapowiadało zmianę sytuacji mediów Polsce. Reakcja była bardzo, bardzo grubo przesadna i w pewnych momentach nie do końca mieszcząca się w regułach, które powinny w gmachy Sejmu obowiązywać" - ocenił J.Kaczyński.
Zdaniem prezesa PiS, parafowanie umowy było czynnością "czysto techniczną". Jak dodał, była taka prośba, ze strony ojca Rydzyka, a - jak zaznaczył - "nie ma co tego ukrywać, że ojciec Rydzyk starał się bardzo, aby ułatwić zawarcie tego porozumienia".