Polska wydaje się być zieloną wyspą w bezpośrednich inwestycjach zagranicznych (BIZ). PAIH miał rekordowy I kw., w którym zamknął 25 projektów za 1,6 mld zł, tworzących 5,1 tys. miejsc pracy (rok temu 12 projektów za 259 mln EUR i 1,7 tys. etatów). W lutym Polska była trzecia na świecie pod względem liczby ogłoszonych inwestycji (30) — wynika z raportu fDi Markets z grupy Financial Times. Nasz kraj nie znalazł się jednak w czołowej 25 krajów, które jako potencjalne miejsce inwestycji wskazało w styczniu i lutym tego roku 500 menedżerów i dyrektorów wykonawczych z czołowych globalnych korporacji w badaniu Kearney „FDI confidence index”.
Inwestorzy wybierają najbardziej rozwinięte gospodarki
— Uczestnicy zostali zapytani o prawdopodobieństwo zainwestowania w poszczególnych krajach w najbliższych trzech latach. Badanie stanowi więc podstawę do dyskusji o długoterminowych perspektywach polskiej gospodarki w kontekście FDI. Utrzymanie pozytywnego długoterminowego sentymentu inwestorów może okazać się bardzo ciężkim zadaniem. Nie ma gwarancji, że sytuacja z początku 2021 r. się utrzyma — mówi Maciej Fabrycki, starszy konsultant w warszawskim biurze Kearneya.
Ostatni raz Polska znalazła się w top 25 w indeksie Kearneya w 2013 r.
Z raportu wynika, że pandemia wzmocniła lepiej rozwinięte gospodarki. Dziewiąty rok z rzędu USA są na pierwszym miejscu, trzeci rok w 23-letniej historii rankingu kraje rozwinięte są w pierwszej piątce, a w całym zestawieniu znalazły się w tym roku tylko trzy kraje rozwijające się: Chiny, ZEA (zaliczane do tej grupy mimo wysokiego PKB na głowę) i Brazylia. Większość wyników czołowych 25 krajów w zestawieniu pogorszyła się w pandemicznym roku, a tylko pięciu — ZEA, Norwegii, Austrii, Portugalii i Danii — poszła w górę.
— Wysoko rozwinięte gospodarki oznaczają względne bezpieczeństwo i stabilność w niestabilnych czasach. Szczególnie istotne z punktu widzenia globalnych firm jest zaplecze technologiczne i innowacyjność — ten aspekt był na drugim miejscu pod względem liczby wskazań uczestników badania. Powracające fale zachorowań sprawiły, że poziom automatyzacji i zaawansowane technologie zyskały na znaczeniu jak nigdy dotychczas. Polska jest w stanie konkurować o inwestycje z zagranicy, m.in. dzięki stosunkowo dobrze wykształconym kadrom, szczególnie w branży IT i usług biznesowych. Globalny sentyment do inwestycji sprawia jednak, że konkurencja będzie trudniejsza — uważa Maciej Fabrycki.

Mniej firm chce inwestować
Mniej firm chce inwestować. Nowych lokalizacji w krajach rozwiniętych szuka 43 proc. respondentów wobec 52 proc. rok temu, w rozwijających się 43 wobec 53 proc., a w granicznych [frontier markets, rozwijające się, ale mniejsze i bardziej ryzykowne — przyp. red.] 43 wobec 47 proc. W 2020 r. zanotowano 42-procentowy spadek inwestycji globalnych, a autorzy raportu Kearneya wskazują na możliwe utrzymanie się ich niższego poziomu aż do 2022 r.
Silne strony Polski wskazane przez ankietowanych menedżerów to: centralne położenie w Europie, duża populacja i związany z nią potencjał rynku wewnętrznego, relatywnie wysoki współczynnik urbanizacji (około 60 proc.), przynależność do UE, stabilność gospodarcza (z wyjątkiem 2020 r. ostatnia recesja w Polsce wydarzyła się w 1991 r.) oraz dostęp do wykwalifikowanych i kompetentnych kadr przy poziomie wynagrodzeń wciąż dużo niższym niż w krajach zachodniej Europy.
— Posiadamy też ograniczenia, które zniechęcają inwestorów. W Polsce relatywnie trudniej jest założyć nową firmę czy rozliczyć się z urzędem skarbowym. W tych kategoriach zajęliśmy pozycje odpowiednio 128. i 77. na świecie według rankingu „Doing Business 2020” opublikowanego przez Bank Światowy. Zniechęcają też inne restrykcje, np. odnoszące się do udziałów kapitałowych, jakie zagraniczni inwestorzy mogą osiągnąć w spółkach należących do sektorów strategicznych, czy obostrzenia związane z nabyciem ziemi rolnej oraz lasów — mówi Aleksander Biesaga, młodszy menedżer w warszawskim biurze Kearneya.