KGHM to spółka skarbu państwa, ale jedyna w swoim rodzaju. Po pierwsze — jest bardzo globalna, bo miedź to produkt światowy, a KGHM wydobywa go w Polsce i w obu Amerykach. W skali świata firma jest ósmym producentem miedzi i drugim producentem srebra. Po drugie — jest bardzo lokalna z powodu centrali umiejscowionej w Lubinie, skąd blisko do Wrocławia, a daleko do Warszawy.
O ile prezesi większości państwowych firm tradycyjnie zabiegają o poparcie w rządzie, o tyle szef KGHM musi dbać także o poparcie struktur partyjnych Wrocławia. I to niezależnie od tego, która partia rządzi krajem.
Taka właśnie logika polityczna sprawiła, że pierwszym prezesem KGHM z rozdania tzw. dobrej zmiany został w lutym 2016 r. Krzysztof Skóra, dobry znajomy Adama Lipińskiego, wpływowego polityka PiS z Wrocławia.
Za daleko od Chile
Dla Krzysztofa Skóry była to już druga przygoda z prezesurą w KGHM (poprzednia przypadła na czasy pierwszego rządu PiS, zarządzał spółką w latach 2006-08). Tym razem przygoda okazała się jednak krótka, bo już pod koniec października 2016 r. został odwołany.
W czasie jego rządów politycy PiS mnożyli zarzuty dotyczące wcześniejszej inwestycji KGHM w Chile, gdzie poprzednicy Krzysztofa Skóry zbudowali kopalnię Sierra Gorda. On sam uruchomił jedynie audyt tej inwestycji, ale poza tym, jak opowiadano, starał się do Chile nie latać. Jego koledzy z zarządu też woleli trzymać się od projektu z daleka. Tymczasem bez pańskiego oka w Sierra Gorda nie działo się dobrze — młoda kopalnia nie zachwycała wynikami.
Nic dziwnego, że Radosław Domagalski-Łabędzki, następca Krzysztofa Skóry, otwarcie mówił, że jego głównym wyzwaniem będzie poprawa nadzoru nad aktywami zagranicznymi KGHM.
Polityczne uderzenia
Radosław Domagalski-Łabędzki, menedżer z doświadczeniem z sektora prywatnego i z Ministerstwa Rozwoju, otrzaskany w świecie, nie miał jednak na Dolnym Śląsku łatwego życia. Zaczął dymisjonować działaczy PiS zatrudnionych w licznych spółkach grupy KGHM i zatrudniać ludzi z kompetencjami, co w lokalnych mediach odbiło się szerokim echem. Za jego czasów odbyła się też głośna impreza, tzw. babski comber, podczas której uczestniczki zaprezentowały makietę samolotu z napisem „tu polewaj”. Nawiązanie do tragedii w Smoleńsku media określiły wówczas jako skandaliczne, ale nie ulega wątpliwości, że afera posłużyła do politycznego uderzenia w prezesa. Ostatecznie to polityka sprawiła, że w marcu 2018 r. stracił stanowisko.
Nacisk na energię
Po krótkim okresie wakatu szefem KGHM został Marcin Chludziński, były prezes Agencji Rozwoju Przemysłu. Okazał się człowiekiem kompromisu między Mateuszem Morawieckim a Adamem Lipińskim.
Pod jego rządami grupa zaczęła w końcu przyglądać się odnawialnym źródłom energii, zainteresowała się tzw. małym atomem, dbała o kontakty z inwestorami. Zarząd przeprowadził też kopalnię Sierra Gorda przez okres zmian właścicielskich, w ramach których 45 proc. udziałów od Japończyków przejęli Australijczycy.
W trakcie pandemii KGHM zaangażował się w sprowadzenie do Polski z Chin, za pomocą największego samolotu na świecie, kilku milionów maseczek. Zdjęcia z tej akcji były wszędzie, natomiast maseczki — jak się potem okazało — nie spełniały norm. W tym okresie w politycznych kuluarach mówiło się coraz częściej o rywalizacji o wpływy między KGHM-em a Orlenem, też kontrolowanym przez skarb państwa.
Prezenty dla załogi
W listopadzie 2022 r. zmiana układu politycznego w strukturach PiS we Wrocławiu, a konkretnie wzrost wpływów Elżbiety Witek, wysadziła Marcina Chludzińskiego z fotela prezesa. Jego miejsce zajął Tomasz Zdzikot, wcześniej prezes Poczty Polskiej, w której pomagał m.in. w organizacji wyborów kopertowych.
Tomasz Zdzikot musiał stawić czoła kłopotom NuScale, czyli atomowego partnera KGHM, który anulował kluczowy projekt w Stanach Zjednoczonych. Na wojennej fali uruchomił też współpracę z Polską Grupą Zbrojeniową dotyczącą możliwości produkowania amunicji. I wreszcie, co inwestorzy wypominają wszystkim spółkom skarbu państwa, w roku wyborczym hojnie przyznał załodze kosztowne podwyżki.
- większa kontrola kosztów, w tym wynagrodzeń
- stała kontrola kopalni Sierra Gorda
- ambitna strategia w obszarze energii odnawialnej
- rozwój wydobycia, być może z partnerami
- poprawa relacji z inwestorami
Wciąż z zainteresowaniem obserwuję KGHM. Cieszyłbym się, mogąc wejść do rady nadzorczej tej firmy.
Uważam, że KGHM ma dziś ogromne problemy związane z nadzwyczajnym dopływem wody do kopalni. Słyszę też, że są zaniechania związane z wentylacją.
Poza tym wzrosły w spółce koszty produkcji i energii. W efekcie KGHM jest bliżej końca w światowym zestawieniu firm pod względem kosztów. Za moich czasów był w środku, co oznacza, że przesuwa się w złą stronę, zwłaszcza w Polsce. Przekłada się to na konkurencyjność firmy.
KGHM powinien też pomyśleć o poszerzeniu bazy zasobowej dzięki inwestycjom w Polsce i za granicą, np. w projekcie Victoria. Nie słychać na razie o takich planach.
Z punktu widzenia pracowników ostatnie lata w KGHM to nie był zły okres. W negocjacjach płacowych z zarządami można było sporo uzyskać. Wcześniej, za zarządu Herberta Wirtha, wyglądało to inaczej.
Nadal nie udało się rozwiązać kwestii kopalni Sierra Gorda. Uważam, że inwestycja w Chile była błędna i w momencie, kiedy japońskie Sumitomo wychodziło z inwestycji, KGHM też powinien z niej wyjść.
Nie udało się też rozwiązać problemu podatku miedziowego, mimo że PiS obiecał jego zniesienie. Obniżono go wprawdzie na pewien czas, ale to nie jest żadne rozwiązanie. Tymczasem KGHM musi być konkurencyjny w stosunku do innych globalnych podmiotów.
Do niepowodzeń KGHM w ostatnich latach można zaliczyć brak znaczących postępów w obszarze energetyki. Źródeł odnawialnych spółka ma mało i przybywa ich powoli. Nie udało się też zdobyć lokalizacji pod elektrownie wiatrowe na Bałtyku, mimo że KGHM wiązał z tym spore nadzieje, natomiast planowane inwestycje w tzw. mały atom wydają się coraz trudniejsze do zrealizowania.
Niepowodzeniem jest też to, że zarząd zgodził się na znaczący wzrost wynagrodzeń w 2023 r., czyli w roku wyborczym. Zwiększyły się o 15,4 proc, czyli grubo ponad to, co jest zapisane w zbiorowym układzie pracy. Był to ryzykowny manewr przeprowadzony w środku kryzysu energetycznego i gazowego.
Za sukces można zaś uznać wyprowadzenie kopalni Sierra Gorda z problemów typowych dla młodych projektów górniczych, a także jej płynne przejście przez czas zmian właścicielskich, czyli wyjścia japońskiego Sumitomo i wejścia australijskiego South 32. Prognozy dla tej kopalni są korzystne — jej wydobycie w 2024 r. powinno wzrosnąć.
Kapitalizacja KGHM mogłaby być nawet wyższa, gdyby zarząd KGHM nie odwrócił się w ostatnim czasie plecami do inwestorów. Nie uczestniczył fizycznie w spotkaniach z rynkiem, a polityka dywidendowa firmy pozostawiała wiele do życzenia. Wypłata z zysku była niska nawet wtedy, gdy w 2022 r. w geście politycznym obniżono obciążający spółkę podatek od wydobycia niektórych kopalin, a ceny miedzi były wysokie.
KGHM podpisał też w zeszłym roku z Polską Grupą Zbrojeniową umowę strategiczną zakładającą możliwość wykorzystania miedzi do produkcji amunicji. Popsuło to wizerunek firmy wśród inwestorów, ponieważ część z nich ma wpisany w strategię zakaz inwestowania w firmy związane ze zbrojeniami. Dla KGHM produkującego miedź, tak przecież potrzebną w transformacji energetycznej, to niekorzystna zmiana.
W efekcie KGHM, który historycznie notowany był na poziomach wynikających z notowań metali oraz z notowań firm porównywalnych, odkleił się od nich. Wyceniany jest niżej, ponieważ inwestorzy postrzegają go gorzej.