Niewykluczone, że KGHM Polska Miedź stanie przed perspektywą utworzenia wyższych rezerw na składowisko poflotacyjne Żelazny Most. Na szczęście dzięki cenom miedzi prognozy wyników finansowych są nie zagrożone.
Zarząd KGHM nie ma łatwego życia. Co kilkanaście dni okazuje się, że lubińska spółka znajduje kolejnego trupa w szafie. Tym razem może się nim okazać ogromne składowisko Żelazny Most, gdzie są przechowywane odpady po flotacji miedzi. Rocznie przybywa ich około 25 mln ton. Na utrzymanie zbiornika przeznaczono w rezerwie 38 mln zł. Teraz może się okazać, że będzie potrzeba od 50 do 80 mln zł.
Władze KGHM podjęły negocjacje z gminami, które są bezpośrednio zainteresowane bezpiecznym utrzymaniem składowiska na swoim terenie. Sprawa jest o tyle poważna, że wały tego gigantycznego zbiornika poflotacyjnego trzeba stale wzmacniać. A to generuje coraz większe koszty.
— Będą one większe od przewidzianych. Trudno powiedzieć, jaka będzie to kwota. Rozmawiamy na ten temat z gminami — wyjaśnia Dariusz Wyborski, rzecznik KGHM.
Wbrew pozorom, prognoza KGHM na ten rok, którą zarząd określił jako niezwykle ostrożną, nie jest zagrożona. Czarny scenariusz przewiduje wypracowanie przez miedziowy konglomerat 52 mln zł zysku netto przy 4,25 mld zł wpływów ze sprzedaży.
— Prognoza na ten będzie prawdopodobnie zrealizowana w pierwszym kwartale. Cena miedzi sięga 1650 USD za tonę. Tego plany nie przewidywały. Kursy walut też sprzyjają KGHM. Ożywiła się gospodarka USA, a na giełdach towarowych panuje optymizm. Prognozy spółki były naprawdę bardzo ostrożne. Ważne, że firma zarabia na podstawowej działalności — uważa Andrzej Łucjan, analityk BPH.
Roczne koszty utrzymania składowiska wynoszą 120 USD na tonę wytworzonej miedzi. To 8,5-proc. udział w koszcie produkcji surowca.
Speckomisja, powołana przez KGHM Polska Miedź do zbadania inwestycji w Kongo, zaleca nie tylko kontynuowanie kontrowersyjnego projektu, ale proponuje również rozpoczęcie poszukiwań nowych złóż.
W KGHM Polska Miedź zakończył pracę zespół, który miał ocenić stan rozpoczętej w 1997 r. inwestycji w Kongo i opłacalność dalszej eksploatacji złoża.
— Po ocenie stanu projektu i dokonaniu bilansu afrykańskich zasobów komisja stwierdziła, że złoża zalegające na hałdach w Kongo uzasadniają budowę instalacji do przerobu znajdującej się tam rudy. Instalacja może powstać w ciągu niespełna roku za kilka milionów dolarów. Opłacalność projektu gwarantują same zasoby niedużego złoża Kimpe, chociaż dla zwiększenia efektów ekonomicznych dobrze byłoby pozyskać dodatkowe złoża — mówi Jerzy Dobrzański, przewodniczący zespołu i dyrektor generalny ds. hutnictwa w biurze zarządu KGHM.
Speckomisja analizowała również potencjalne możliwości pozyskania innych złóż w tamtej części Afryki.
— Takie możliwości istnieją nadal, mimo rosnącego zainteresowania międzynarodowych korporacji eksploatacją bogatych i łatwo dostępnych afrykańskich rud metali — mówi Jerzy Dobrzański.
Projekt kongijski budzi do tej pory ogromne kontrowersje. Dla jednych był on wyrazem dalekowzroczności zarządu kierowanego przez Stanisława Siewierskiego, dla innych — miejscem, gdzie KGHM utopił spore pieniądze. Część analityków giełdowych do dziś jest przekonana, że konglomerat powinien skupić się na działalności wydobywczej w kraju. Pojawiają się jednak także głosy, które zalecają wykorzystanie tańszych złóż zagranicznych — zwłaszcza wtedy, gdy miedź na światowych rynkach tanieje.