Kierunek indeksów zależy od reakcji Iraku na rezolucję ONZ

Piotr Kuczyński
opublikowano: 2002-11-12 00:00

Z Ameryki

W minionym tygodniu zachowanie giełd zdeterminowane było decyzjami banków centralnych. Obcinając stopy o 50 pkt. Fed pokazał, że jest przestraszony możliwością deflacji i drugiego uderzenia recesji.

Bank centralny chce za wszelką cenę zmusić Amerykanów do inwestowania i zakupów. Chce wymusić następną falę refinansowania i zapewnić wręcz nadmierną płynność, bo w czasach kryzysu płynność jest dla spółek i konsumentów najważniejsza. Pytania jednak pozostają. Dlaczego 11 obniżek wywarło tak mały wpływ na gospodarkę, a ta miałaby akurat pomóc? Jeśli pomoże to czy za chwile nie trzeba będzie stóp podnosić? Czy rzeczywiście nastąpi następna fala refinansowania? Cena kredytu hipotecznego zależy do rentowności obligacji a nie bezpośrednio od poziomu stóp procentowych.

Przed decyzją FOMC rentowność rosła. Po decyzji Fed gwałtownie spadła. Wydaje się, że obecnie każdy kierunek jest dla akcji niekorzystny. Jeśli powróci hossa na rynku obligacji to ustanie proces realokacji w funduszach, a świeżych kapitałów nie widać. Jeśli zaś fundusze podejmą proces realokacji to w krótkim okresie pomoże indeksom, ale zahamuje proces refinansowania, co zmniejszy wydatki konsumentów i w dłuższym okresie doprowadzi przynajmniej do stagnacji w gospodarce.

Uważam, że obniżenie poziomu stóp procentowych do 1,25 proc. przy inflacji przekraczającej 2 proc. to zdecydowanie wkroczenie na japońską drogę donikąd. Jedno jest pewne: w przypadku problemów wywołanych wojną z Irakiem Fed nie będzie już miał amunicji. Nie będzie miał też amunicji, jeśli sytuacja w gospodarce nie poprawi się. Komunikat nie pozostawia wątpliwości, że nie należy liczyć na dalsze obniżki.

Niewątpliwe ta decyzja osłabia dolara, który powinien zniżkować choćby z powodu różnicy w poziomie stóp procentowych między USA a Eurolandem. Poza tym słaba amerykańska gospodarka nie jest już magnesem dla wielkich pieniędzy, a to też wzmocni walutę europejską. Euro naruszyło poziom 1,012 i jest na rozdrożu. Odwrót i przełamanie 0,97 wykreuje podwójny szczyt i da wzmacnianie się dolara. Wyraźne przekroczenie poziomu 1,012 otworzy drogę ku osłabieniu dolara o następne 15 proc. To zwiększyłoby inflację i spowodowałoby problemy z olbrzymim deficytem na rachunku obrotów bieżących i ze sfinansowaniem budżetu federalnego.

W dniu decyzji FOMC indeksy wzrosły z dwóch powodów nie związanych z samą decyzją. Jednym z nich jest wygrana Republikanów w wyborach do Kongresu. To daje większą swobodę prezydentowi Bushowi. Łatwiej będzie o decyzje w sprawie zaatakowania Iraku, o nowe inicjatywy dotyczące obniżania podatków i o nominacje sędziów federalnych. Drugi powód to rezygnacja Harveya Pitta ze stanowiska przewodniczącego SEC.

Dane makro w zeszłym tygodniu nie wniosły nic nowego. W nadchodzącym będziemy mieli dwa dni z danymi: czwartek i piątek. Za to będą to raporty bardzo ważne: sprzedaż detaliczna oraz wykorzystanie potencjału przemysłowego i dynamika produkcji przemysłowej w październiku. Wpływ będzie też miał wstępny odczyt indeksu nastroju Uniwersytetu Michigan.

Ciekawe wygląda sytuacja na rynku sprzedaży samochodów. Ostatnie dane pokazywały, ze spadek sprzedaży był olbrzymi. Nic dziwnego – każdy Amerykanin, który chciał kupić samochód już to zrobił podczas ostatnich wielkich promocji. Merrill Lynch i Morgan Stanley ostrzegły, że zapasy w przemyśle samochodowym rosną niezwykle mocno. W październiku produkcja niesprzedana sięgnęła wartości 79. dniowego popytu (32 proc. powyżej średniej historycznej). Sektor samochodowy bardzo mocno wspomagał wzrost gospodarki w trzecim kwartale. Zwrot w październiku stanowi ostrzeżenie, że czwarty kwartał może pokazać spadek PKB szczególnie, jeśli konsumencie wyhamują zakupy również w innych działach, a wydaje się to w tej chwili bardzo prawdopodobne.

Zaczął się ruch w geopolityce. Uchwalono rezolucję Rady Bezpieczeństwa ONZ dotyczącą rozbrojenia Iraku - uważam, że wraz z tą rezolucją wojna się przybliża a nie oddala. Powtarzam: nie jest możliwe, żeby inspektorzy bez problemu pojechali do Iraku i wystawili prezydenta Busha i jego sojuszników na pośmiewisko stwierdzając, że Irak nie ma broni masowego rażenia. Jednak, gdy chodzi o rynek akcji w krótkim terminie to sytuacja nie jest jednoznaczna, co było widać po zachowaniu rynku w poniedziałek, kiedy rynek spadał (DJIA o 2,09 proc., S&P 500 o 2,07proc., NASDAQ o 2,95 proc.). Jeśli Irak zaakceptuje rezolucję, nastąpi przynajmniej dwusesyjny wzrost indeksów.

Wszystkie dobre informacje są już w cenach akcji. Teraz zostaje geopolityka i niepokój o sezon przedświątecznych zakupów. Na S&P 500 pojawiło się dużo sygnałów ostrzegających o tym, że trend wzrostowy się zakończył. Przełamanie 875 pkt. byłoby ostatecznym sygnałem sprzedaży. Pokonanie 925 jest sygnałem kupna. Wszystko przygotowane jest do dużej korekty, ale ostatnie słowo będzie miał Saddam Hussein.

Z Polski

Fatalny tydzień dla rynku akcji. Widać to na wykresie tygodniowym WIG-20, gdzie powstała formacja objęcia bessy zapowiadająca dłuższy okres dekoniunktury. Wyraźnie widać, ze rynek doszedł do wniosku, iż wzrosty na świecie wyczerpały potencjał.

Wyniki spółek dotychczas opublikowane były słabe. Owszem eksporterzy zaprezentowali dobre zyski kwartalne. Jednak Agora i Pekao delikatnie mówiąc nie zachwyciły. Zwiększenie zysku eksporterów to wynik osłabienia złotego, ale teraz złoty wzmacnia się i żadne zaklęcia ze strony rządu nie pomagają, a NBP nie ma zamiaru interweniować. W nadchodzącym tygodniu wszystkie spółki podadzą już wyniki. Zapowiada się super-czwartek, ale nie bardzo widać, żeby pojawiły się pozytywne niespodzianki mogące pomóc rynkowi.

Nadal nieciekawe dane makro dochodziły z Eurolandu. We Francji indeks popytu przemysłowego spadł znacznie poniżej zera w trzecim kwartale, a jego składnik na obecny kwartał tez pozostał na minusie. Oznacza to, że zarządy uważają, że warunki działalności gospodarczej pogorszyły się i będą się nadal pogarszały. Poza tym nadal spada wykorzystanie potencjału produkcyjnego. Również w Niemczech zamówienia przemysłowe spadły bardziej niż oczekiwano, podobnie produkcja przemysłowa, co w połączeniu z bardzo słabym odczytem indeksu zaufania niemieckiego biznesu Ifo i rosnącym bezrobociem nie pozostawia złudzeń, co do kierunku, w którym idzie niemiecka gospodarka.

Tym bardziej dziwi decyzja ECB, który postanowił bronić Eurolandu przed inflacją i nie zmienił stóp. Widać, że bank jest bardzo bliski konserwatywnemu poglądowi RPP na to jak należy prowadzić politykę monetarną, a daleki od agresywności Fed. W Europie jednak stopy są sporo ponad poziomem inflacji i obniżka miałaby sens.

W ten sposób legły w gruzach nadzieje na skoordynowaną akcję banków centralnych w obronie gospodarki światowej, a to musiało skończyć się spadkami indeksów. W tym tygodniu w Europie wiele spółek (prawie połowa DAX) będzie również podawała wyniki kwartalne. Co prawda giełdy Eurolandu świecą światłem odbitym od Wall Street, ale te wyniki mogą mieć istotny wpływ na ruchy indeksów.

Tydzień temu pisałem, że pierwszy etap gry pod wejście do UE zakończył się. Teraz zaczęły się problemy. Zaczęto przebąkiwać, że Polska może być płatnikiem netto już w pierwszym roku po akcesie. Stąd ostrzeżenie ministra Kołodki, który stwierdził, że budżet może mieć w 2004 roku duże trudności i apel apelu ministrów finansów krajów kandydackich o ograniczenie składki do unijnego budżetu do 2013 roku.

Warunki wykorzystania funduszy strukturalnych są nierealistyczne, a tylko dzięki ich wykorzystaniu Polska miałaby dostawać 1 mld euro więcej niż wpłaci. Te informacje w połączeniu z nieporozumieniami między SLD i PSL po wyborach samorządowych grożą rozpadem koalicji i to tuż przed grudniowym szczytem Unii. Poza tym przeciwnicy wejścia do UE, jeśli szybko nie wyjaśni się wątpliwości na korzyść Polski, dostaną potężną broń do ręki i wyniki referendum wcale nie będą przesądzone.

Wydaje się, że w tej pierwszej fazie gry pod Unię pierwsze skrzypce grały nasze fundusze. Główną rolę odgrywają oczywiście OFE. Po okresie niepewności wiadomo już, że dług ZUS wobec OFE zostanie spłacony nie w gotówce, ale obligacjami. To nie jest złe rozwiązanie, bo wtedy zwiększy się kapitał, który fundusze będą mogły zainwestować w akcje. Ciekawie rozwija się dyskusja o nowelizacji ustawy o funduszach. Pojawiły się pomysły, żeby zezwolić na wycofywanie zgromadzonych składek do ZUS.

Nie jest jednak pewne czy zmiana reguł gry nie będzie niezgodna z Konstytucją. Gdyby zostało wprowadzone takie rozwiązanie to znikłaby przewaga OFE nad innymi funduszami, z których pieniądze można wycofać. Byłby to gwóźdź do trumny dla giełdy. A skoro takie pomysły krążą to wcześniej czy później prawnicy coś wymyślą, żeby została zachowana zgodność z Konstytucją.

We czwartek Reuters przedstawił ciekawą analizę, z której wynikało, że pękła solidarność największych polskich funduszy. Do tej pory było tak, że zarządzający starali się naśladować swoje posunięcia. W październiku PTE Commercial Union i PTE PZU akcje sprzedawały, a PTE ING Nationale-Nederlanden i PTE AIG kupowały. Uważam, że skutki takiego zróżnicowania są dla rynku pozytywne. Owszem, w czasie wzrostu indeksów jednomyślność zwiększa zakres zwyżki, ale w czasie bessy powoduje większe spadki. Zróżnicowanie poglądów zapewnia równowagę i na dłuższą metę jest lepsze dla indywidualnego inwestora, któremu w tej chwili pozostaje przyglądanie się walce gigantów i obstawianie, kto wygra.

Nasz rynek nie będzie oazą spokoju, skoro największe fundusze mają różne zdania odnośnie koniunktury w najbliższym okresie. Będziemy podążali za rynkami światowymi, a w tym tygodniu o koniunkturze decydować będzie nie A. Greenspan a Saddam Hussein. Uważam, że w przypadku spadków na WIG-20 nie zejdziemy poniżej 1094 pkt., a w przypadku wzrostów nie pokonamy 1197 pkt.