Polacy coraz chętniej korzystają z usług klubów fitness i zostawiają w nich więcej pieniędzy, choć i tak na tle zachodniej Europy branża znajduje się jeszcze w powijakach, a średni miesięczny przychód na klienta jest najniższy na kontynencie — wynika z raportu „European Health & Fitness Market”, przygotowanego przez Deloitte i organizację EuropeActiv na podstawie danych z 18 krajów.

W ubiegłym roku liczba klubów w Polsce zwiększyła się o 100, do około 2,5 tys.
— Mamy bardzo specyficzny rynek. Na tle europejskim w Polsce jest względnie dużo klubów fitness — przynajmniej liczbowo. Często to jednak małe placówki, które mają po kilkadziesiąt metrów kwadratowych, tymczasem na zachodzie Europy dominują duże kluby, zrzeszone w silnych, często międzynarodowych, sieciach. Tymczasem u nas ośmiu największych graczy nie odpowiada nawet za 5 proc. wyniku całej branży — mówi Marcin Diakonowicz, partner w Deloitte.
Przychody europejskiej branży fitness wyniosły w 2014 r. 26,8 mld EUR, czyli około 110 mld zł. Największe rynki to: Wielka Brytania, Niemcy i Włochy. Polska branża była warta 3,6 mld zł, o 3 proc. więcej niż rok wcześniej.
— Za miesięczny karnet Polacy płacą średnio 30 EUR, czyli najmniej wśród zbadanych krajów. Ma na to wpływ wyjątkowo silna na tle Europy rola programów pracowniczych — takich jak dostarczane przez Benefit Systems karty Multisport, których używa 0,5 mln osób — w dostarczaniu klubom klientów i pieniędzy — mówi Łukasz Maroszek z Deloitte.
Niskie ceny i bardzo duże rozdrobnienie rynku sprawiają, że do Polski nie wszedł na dużą skalę żaden zagraniczny inwestor. Spośród europejskich graczy na ekspansję zdecydowały się tylko Pure Jatomi (ma 36 klubów, najwięcej w kraju) i działająca w segmencie mniejszych placówek Mrs. Sporty.
— Polski rynek fitness nie jest więc atrakcyjny dla inwestorów finansowych, bo po prostu nie ma na nim żadnego podmiotu, który można przejąć i na podstawie którego można zbudować silną pozycję na rynku. Na pewno jednak nie da się uciec od konsolidacji rynku. Ciekawe w tym kontekście są ruchy Benefit Systems, inwestującego bezpośrednio w sieci, m.in. w Calypso — mówi Marcin Diakonowicz.
Według Roberta Kamińskiego, prezesa Polskiego Związku Pracodawców Fitness, w najbliższych latach będą rosły udziały rynkowe kilku najsilniejszych graczy, kluby zaczną też celować w konkretne grupy klientów, a nie — jak obecnie — we wszystkich, którzy chcą potrenować.
— 5 lat temu 10 największych graczy miało 55 placówek i około 30 tys. klientów. Dziś mają odpowiednio 150 i 230 tys., a szacujemy, że za 5 lat będzie prawie trzy razy więcej. W 2020 r. do dużych sieci powinno należeć 25-30 proc. rynku. To one będą obsługiwać „przeciętnego” klienta, poza tym powinny wyodrębnić się segmenty niskokosztowe i premium, a także kluby z ograniczoną obsługą klienta i wyspecjalizowany segment butikowy — mówi Robert Kamiński. Eksperci szacują liczbę klientów polskich klubów fitness na 2,73 mln osób. To 10 proc. więcej niż rok wcześniej i jednocześnie 7,1 proc. populacji, odrobinę poniżej europejskiej średniej. Jednak w takich krajach jak Niemcy, Wielka Brytania czy Holandia trenuje znacznie ponad 10 proc. obywateli. © Ⓟ
3,6mld zł Tyle był wart polski rynek fitness w 2014 r.
2,5tys. Tyle klubów fitness działa w kraju...
2,73mln ...a tylu Polaków korzystało z ich usług.