Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej opowiedziało się w środę za udostępnieniem przez IPN sejmowej komisji śledczej ds. PKN Orlen teczek służb specjalnych PRL na temat 32 osób, które były lub będą przesłuchiwane przez komisję, m.in. prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i premiera Marka Belki. Prezes IPN Leon Kieres na razie nie ujawnia, jaka będzie jego ostateczna decyzja w tej sprawie.
"Była różnica zdań, ale przeważyła opinia biura prawnego IPN, że nie powodów prawnych, by nie udostępniać komisji tych materiałów. Jeśli IPN udostępnia swe akta np. sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych, to nie ma przeszkód, by nie udostępnić ich komisji śledczej" - poinformował PAP przewodniczący kolegium Sławomir Radoń po środowych obradach.
Stanowisko kolegium - 11-osobowego reprezentatywnego politycznie organu doradczo-kontrolnego prezesa IPN - przyjęto większością głosów. Radoń zdradził, że "były też inne opinie, np. żeby ograniczyć to tylko do tych osób, które komisja już przesłuchała".
Radoń podkreślił, że stanowisko kolegium w tej sprawie nie jest wiążące dla Kieresa. On sam skomentował, że "to tylko opinia kolegium". "Będę jeszcze rozmawiał z przewodniczącym komisji w tej sprawie" - zapowiedział szef IPN.
W styczniu, pod nieobecność 6 członków komisji, w tym jej szefa Józefa Gruszki (PSL), na wniosek Romana Giertycha (LPR) przewodniczącego wówczas obradom, posłowie zdecydowali, że wystąpią do IPN o dokumenty dotyczące 32 osób, które już były lub niebawem będą przesłuchane przez komisję jako świadkowie. Chodzi m.in. o materiały dotyczące prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, premiera Marka Belki, b. premiera Jerzego Buzka, b. szefa MSW Krzysztofa Kozłowskiego, b. szefa gabinetu prezydenta Marka Ungiera, b. szefa Agencji Wywiadu Zbigniewa Siemiątkowskiego, szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Andrzeja Barcikowskiego, lidera SLD Józefa Oleksego. Najwięcej kontrowersji wzbudziło umieszczenie na liście osób, które nie są świadkami wezwanymi przed komisję - Kozłowskiego oraz wiceszefa MSW z lat 90. Jerzego Zimowskiego.
Decyzja komisji wywołała spory. Posłowie prawicy mówili, że chcą poznać teczki tych osób, by zbadać swe przypuszczenia co do powiązań biznesu i służb specjalnych jeszcze z lat 80., co - ich zdaniem - może się wiązać z "aferą Orlenu". Posłowie lewicy byli przeciwni i wnieśli o zmianę uchwały, ale na początku lutego komisja utrzymała swą decyzję. Kieres informował w styczniu, że dysponuje sprzecznymi opiniami prawników co do możliwości przekazania komisji dokumentów. Mówił też, że w piśmie komisji do IPN jest mowa o "informacjach" na temat wymienionych osób. "Chcemy wiedzieć, co komisja rozumie przez informacje: czy stwierdzenie, że dana osoba figuruje lub nie figuruje w zasobach archiwalnych, w jakim charakterze, czy może to my mamy pisać dla komisji +informacje+ na podstawie materiałów i dokumentów. Nie wiedząc tego, nie możemy udzielić komisji odpowiedzi" - wyjaśniał prezes IPN. Wkrótce potem komisja sprecyzowała swój wniosek.
W mediach i wśród prawników trwa spór, czy komisja mogła zażądać takich akt od IPN i czy Instytut ma prawo udostępnić sejmowemu organowi te dokumenty. Ustawa o IPN mówi, że wgląd w akta IPN mają pokrzywdzeni (czyli osoby inwigilowane w PRL), naukowcy oraz takie instytucje państwowe, jak m.in. sądy i prokuratury. W ustawie okomisji śledczej napisano natomiast, że komisja śledcza ma uprawnienia prokuratorskie w zakresie przesłuchiwania świadków i prawo żądania niezbędnych jej do pracy materiałów od organów państwa.