Jak pamiętamy, w poprzednim Sejmie Prawo i Sprawiedliwość wraz Samoobroną i Ligą Polskich Rodzin stworzyło tzw. komisję bankową, której jedynym realnym dorobkiem okazało się żenujące, oskarżycielskie przesłuchanie świadka Ewy Balcerowicz, żony prezesa NBP. Niedługo potem komisja okazała się bezprawna w świetle wyroku Trybunału Konstytucyjnego (TK). W nowym Sejmie Platforma Obywatelska z Polskim Stronnictwem Ludowym przeforsowały odwetową wobec PiS tzw. komisję do spraw nacisków, która już niemal rok straciła na jałowych przepychankach proceduralnych i która być może zakończy żywot tak marnie jak bankowa — właśnie zbliża się rozprawa przed TK.
Największą wartością jej prac jawi się przypomnienie atmosfery poprzedniej
kadencji. Wystarczyło posłuchać na przykład Janusza Kaczmarka, Andrzeja Leppera
czy Zbigniewa Ziobry, aby się wzdrygnąć z obrzydzenia dla metod walki
politycznej wewnątrz ówczesnej koalicji. Dlatego funkcjonowanie komisji daje
mocne alibi gabinetowi Donalda Tuska. Nawet słusznie krytykujący gabinet za
opieszałość i nierealizowanie obietnic — po komisyjnej chwili wspomnień reagują
otrzeźwieniem i dochodzą do wniosku, że wytrzymają nawet rozmemłanie i
niekonsekwencję tych obecnych, byle tylko nie wrócili tamci.