Naturalne kibicowanie świata dzisiejszej elekcji 44. prezydenta USA nie może przesłaniać prawdy, że czynne prawo wyborcze mają tylko obywatele amerykańscy. We wszystkich sondażowych głosowaniach poza Stanami Zjednoczonymi miażdżąco wygrywał Barack Obama, ponieważ jego hasło zmian okazało się bardzo chwytliwe — niezależnie od okoliczności, że nikt nie wie, o jakie konkretnie zmiany po epoce George’a W. Busha mu chodzi. Za to wyłącznie Amerykanie pojmują prawdziwe, głębokie znaczenie hasła wyborczego Johna McCaina — "Country First", czyli "Kraj przede wszystkim".
Społeczeństwo amerykańskie jest tak przybite załamaniem finansowym, że wybierze dzisiaj kandydata, którego uzna za skuteczniejsze lekarstwo na kryzys. Podczas długiej kampanii wyborczej obaj pretendenci okazali się w tematyce gospodarczej bardzo miałcy i mentalnie dalecy na przykład od Billa Clintona, który na stałe powiesił sobie hasło "Gospodarka, głupku". Kryzys finansowy kompletnie ich zaskoczył, co potwierdzili w setkach wystąpień na własnych wiecach oraz w trzech pojedynkach telewizyjnych. Właściwie jedynym antykryzysowym konkretem było zgodne głosowanie Obamy i McCaina w Senacie za zmodyfikowanym planem sekretarza skarbu Paulsona, po odrzuceniu jego pierwszej wersji przez Izbę Reprezentantów.
Do ostatnich godzin sondaże wskazywały, że spośród dwóch słabych uzdrowicieli kryzysu większym zaufaniem obdarzany jest młodszy i bardziej charyzmatyczny Barack Obama. Istnieje tylko jedno "ale" — czy Ameryka stała się już psychicznie gotowa, aby do Białego Domu wprowadził się czarny lokator, formalnie zwany Afroamerykaninem (nazwa Murzyn, jako rasistowska, już dawno trafiła do kosza). Gdyby Obama był politykiem białym, nie miałby ze zwycięstwem jakichkolwiek problemów i zostałby powszechnie przyjęty jako nowy John Kennedy czy Bill Clinton — a nawet lepiej, jako że prowadzi się nienagannie moralnie.
O prezydenturze rozstrzygną wyniki w kilku wahających się dużych stanach, w których popularność obu kandydatów była zbliżona. Przypomnijmy, że zwycięzca otrzymuje całą (nie dotyczy to tylko Maine i Nebraski) przypadającą na dany stan pulę głosów elektorskich. Dzisiaj późnym wieczorem okaże się, czy sondaże sprzyjające Obamie nie zostały skażone rasową nadpoprawnością — ankieterowi nawet anonimowo nie wypadało odpowiedzieć, że odrzuca się kandydata czarnoskórego, za to w kabinie wyborczej…